Powody dla których Piast Gliwice wyeliminował Legię z Pucharu Polski
Piast wygrał na Łazienkowskiej i gra dalej w Pucharze Polski. Napiszę szczerze: dla mnie ten wynik to żadne zaskoczenie. Tytuł temu tekstowi nadałem w 15. minucie.
Gliwiczanie przyjechali na Łazienkowską z respektem, ale bez strachu, bo w Polsce nie muszą się bać żadnego rywala.
Oto powody dla których Piast wygrał w Warszawie:
a) brak układu nerwowego u Jakuba Świerczoka. To dla niego klasyczna sytuacja: gospodarze robią tłok w polu karnym, jest ich wielokrotnie więcej, ale to dla niego nie ma znaczenia. To zaledwie jeden z kilku piłkarzy w polskiej lidze, który potrafi - jak na standardy polskiej ligi - zagrać tak niestandardowo, że szczęka opada. Poza tym ma jeszcze jedną cechę. Nie boi się. Nie boi się zagrać przy dużym ryzyku zepsucia. Dlatego wielu nie wierzy, że zdecyduje się na takie a nie inne rozwiązanie. A potem na tym traci - jak Legia w 8. minucie;
b) raz a dobrze. Past wcale nie atakował zbyt często. Właściwie w ogóle. Zrobił co miał zrobić i już. To drużyna, która wcale nie potrzebuje zbyt wielu okazji żeby strzelić gola. Piast zagrał w Warszawie tak, jak powinna grać drużyna grająca na wyjeździe, której zależy tylko i wyłącznie na awansie;
c) świetna organizacja gry defensywnej Piasta. Znakomicie się przesuwali, w tych samych odstępach, byli niczym testudo (żółw) - szyk obronny legionów rzymskich dzięki, któremu byli skuteczni w tak wielu bitwach. Łapali rywali na spalonych. Głównym centurionem był oczywiście Jakub Czerwiński;
d) zneutralizowanie skrzydeł Legii. Mladenović wcale nie szalał tak jakby mógł się wcześniej spodziewać;
e) bezpardonowość przy traktowaniu Luquinhasa. To piłkarz nieszablonowy - w Piaście o tym wiedzą i się nie patyczkowali się przy jego powstrzymywaniu. Nie wiem czy ten piłkarz gdy się zniechęci, nie przeniesie się do ligi gdzie kości mniej trzeszczą;
f) pewność Frantiszka Placha. To prawdziwy bramkarski fachura. Z takim bramkarzem można grać w Polsce przeciw wszystkim;
g) trafione zmiany. Rezerwowy Tiago Alves poszedł jak burza, jak Jessie Owens w Berlinie, jak Carl Lewis w Los Angeles. Minął bramkarza i kulnął do pustaka;
h) atmosfera. Zauważyliście, że po drugim golu pobiegli cieszyć się wszyscy, łącznie z rezerwowymi? Takie momenty budują;
i) szczęście. Jak przy strzale głową Mateusza Wieteski kiedy piłka trafiła w słupek na pewno Piastowi dopisało. Tak jak przy strzale Gwilii nad poprzeczką w doliczonym czasie. Ale szczęście nie sprzyja lepszym?
Legia Warszawa - Piast Gliwice 1-2 (0-1)
Bramki: 0-1 Świerczok (8.), 1-1 Rafael Lopes (66.), 1-2 Tiago Alves (78.)
Piast: Plach - Konczkowski, Czerwiński, Huk, Holubek - Pyrka, Jodłowiec, Sokołowski, Jodłowiec (74. Tiago Alves Ż), Chrapek Ż (63. Lipski), Steczyk (63. Winciersz) - Świerczok (74. Żyro).