Afrykańska historia w Górniku Zabrze ma już ćwierć wieku
Richmond Boakye z Ghany w meczu z Lechią pierwszy raz zagrał w barwach Górnika od pierwszego gwizdka. W Zabrzu wiele sobie po nim obiecują
Śląski klub ma z Afrykańczykami całkiem bogate doświadczenia. Przed ostatnie 25 lat w zabrzańskich barwach zagrało trzynastu Afrykańczyków: dwóch Nigeryjczyków, trzech piłkarzy z Zimbabwe, dwóch Senegalczyków, Kameruńczyk, Burkińczyk, Gwinejczyk, Gambijczyk a teraz drugi Ghambijczyk. Pokazali się z lepszym i gorszym skutkiem. Widziałem właściwie wszystkich więc mogę wam o nich opowiedzieć.
Na trawniku szkoły średniej w Harare
Zaczęło się w 1996 roku. Szlaki przecierał nigeryjski napastnik Cornelius Udebuluzor z plemienia Ibo. Dla silnego jak tur piłkarza Górnik był pierwszym klubem poza Nigerią. Najlepiej spisał się w... debiucie: strzelił dwa gole Legii, choć nie miał pełnej satysfakcji, bo Górnik tamten mecz przegrał. Tę osiągnął kilka lat później kiedy został mistrzem... Hong-kongu. Został tam nawet królem strzelców.
Znacznie bardziej dał się kibicom zapamiętać Shingayi Kawondera (Kaondera) z Zimbabwe. Mieszkający w Afryce śląski menedżer Wiesław Grabowski sprowadził go do Polski jako... 15-latka. Chłopak nie miał szans się przebić. Wrócił na dwa lata do Harare i kiedy zmężniał pojawił się w Zabrzu, w którym spędził trzy pełne sezony. Ten dobry technicznie piłkarz nie był wprawdzie bramkostrzelny (łącznie 4 gole w lidze), ale kibice lubili go, uważali za maskotkę. W przeciwieństwie do Udebuluzora był drobny i polska liga chyba przerastała go fizycznie. Poza tym zdecydowanie lepiej czuł się w miejscach gdzie jest ciepło. Kiedy opuścił Polskę najwięcej grał na Cyprze (osiem sezonów w sześciu klubach). Ożenił się z miss Zimbabwe, która potem zostawiła go dla ważnego generała, bliskiego współpracownika dyktatora Roberta Mugabe...
Wiosną 2000 roku pojawił się Kameruńczyk Jean Ngody. Wcześniej w Grecji grał jako N'Gondi. Na poziomie ekstraklasowym to była niestety pomyłka a świadczą o tym kluby, w których napastnik próbował się zaczepić po odejściu z Górnika: Okęcie Warszawa, Zorza Dobrzany, Narew Ostrołęka... Próbował też sił w lidze irańskiej.
Kolejny Afrykańczyk postać przede wszystkim lubiana... w Legii. Dicksona Choto widziałem w akcji zanim jeszcze ktokolwiek znał go w Polsce. Było to właśnie w 2000 roku na... trawniku szkoły średniej im. księcia Edwarda w Harare, stolicy Zimbabwe. Oglądałem tam trening olimpijskiej reprezentacji Zimbabwe. W grupie wyróżniał się wielki dryblas. Zdecydowanie najcięższy w tym gronie, czasami przekraczał nawet 100 kilogramów. Wyróżniał się także tym, że znakomicie potrafił podać piłkę na większą odległość. Jego wadą była cecha rzadka u obrońców: łatwo łapał kontuzje. Choć już nie w Zabrzu: po roku przeniósł się na chwilę do Szczecina a potem na Łazienkowską gdzie spędził aż dziesięć sezonów i dwa razy zdobył mistrzostwo. Tylko dwa razy przekroczył tam barierę dwudziestu ligowych meczów na sezon.
Kolejny piłkarz pojawił się w 2004 roku: w wypadku Hugo Enyinnayi można mówić o rozczarowaniu. Górnik był wtedy zarządzany przez Koźmińskich, dzisiejszemu wiceprezesowi PZPN udało się sprowadzić na Roosevelta napastnika grającego w lidze włoskiej - Bari, Livorno, Foggii. Niestety w Zabrzu nie pokazał nic. A zapowiadało się świetnie: jego znakiem rozpoznawczym był wspaniały gol w Serie A: w grudniu 1999 roku w meczu Bari - Inter, Nigeryjczyk z 30 metrów przywalił tak, że bramkarz mediolańczyków mógł tylko jęknąć i wyciągnąć piłkę z bramki. Nigeryjczyk miał pecha, bo w Zabrzu dopadły go kontuzje. Trochę lepiej wiodło mu się potem w Odrze Opole, gdzie wreszcie zaczął trafiać i zdobył dla niej w lidze 17 bramek.
Dwaj następni piłkarze okazali się za słabi nawet na... debiut. Senegalczycy - Abdou Lahat Fall, wysoki napastnik z ludu Wolof (190 cm) i obrońca Ndende Gueye pojawili się w kadrze Górnika jesienią 2005 roku, ale nie pokazali się w lidze ani razu. Ten drugi przez kilka lat grał później w lidze... Wysp Owczych. Tylko tej dwójki z opisywanego grona nie widziałem w akcji.
Będę go zjadł
Rozczarowania wynagrodził zabrzańskim kibicom następny afrykański transfer. Można uznać, że jak dotąd najlepszy w historii. Do dziś w Zabrzu pamięta się hasło "będę go zjadł" Prejuce’a Nakoulmy. Burkińczyk przyjechał do Polski żeby zaczepić się w jakimkolwiek klubie. Nie wszyscy już pamiętają, że jako 18-latek znalazł zatrudnienie w klubie Granica Lubycza Królewska. Przebijał się do coraz silniejszych klubów i sześć lat później trafił do Zabrza. Okazało się, że to fantastyczny piłkarz, jako pierwszy piłkarz z Afryki został idolem trybun. Miał wszystko co powinien mieć idol: przegląd pola, kiwkę, strzał. Zdobył dla KSG wiele efektownych goli. Był tak dobry, że z Zabrza trafił do reprezentacji Burkina Faso. W 2013 zdobył z nią wicemistrzostwo w Pucharze Narodów Afryki. Cztery lata później powtórzył sukces, było trzecie miejsce w PNA. Ożenił się z Polką, a po trzech latach pobytu w Zabrzu zdobył angaż w Turcji a po kolejnych dwóch - we Francji. Nantes był najbardziej znanym klubem - obok Górnika - w którym grał.
4 maja 2014 roku doszło na Roosevelta do historycznego wydarzenia: Górnik wygrał w Wielkich Derbach Śląska 2:0, a oba gole strzelili Afrykańczycy - pierwszego Nakoulma, drugiego Dzikamai Gwadze. Gole dwóch różnych piłkarzy z Czarnego Lądu w jednym meczu ligowym: to jedyny taki przypadek w historii zabrzańskiego klubu do dziś. Gwadze, piłkarz z Zimbabwe od 2008 roku przebywa w Polsce, zaczynał w KS Wisła. Pobyt w Górniku był szczytowym momentem jego kariery a ten konkretny mecz - najważniejszym golem, zresztą jedynym w Górniku. Ostatnim klubem (jesienią zeszłego roku) był LZS Piotrówka.
Wiosną 2016 roku do Zabrza przyjechał Jose Kante Martinez. Wszyscy kojarzą go jako Hiszpana, ale to prawda w połowie - jest synem Hiszpanki i Gwinejczyka. Zaczynał karierę w Hiszpanii, tam się urodził. Jest jednak reprezentantem Gwinei, choć nigdy nie grał w tamtejszej lidze. Na reprezentowanie ojczyzny matki nie miał szans. W Górniku mu nie szło. Nie zdołał pomóc uniknąć spadku. Został sprowadzony jako napastnik, nie zdołał zdobyć żadnej bramki. Fakt, że to jednak potrafi udowodnił potem w Wiśle Płock i Legii.
Pozostała trójka to już czasy współczesne. Posiadający świetną kiwkę Ishmael Baidoo nie zdołał się u Marcina Brosza przebić. Alasana Manneh to klasyczny środkowy pomocnik. Ten wycofany nieco chłopak jest świetny technicznie choć żeby zacząć dawać coś Górnikowi musiał się wzmocnić fizycznie i przyzwyczaić do twardej gry. Grający kiedyś w młodzieżowej drużynie Barcelony Gambijczyk dysponuje znakomitym strzałem z dystansu, dużo widzi, potrafi nieszablonowo podać. Jeśli będzie tak rozwijał się nadal - pewnie zdąży jeszcze trafić do ligi lepszej niż polska.
A Richmond Boakye? Ma zdecydowanie najlepsze CV w tym gronie. 3. miejsce mistrzostwa świata U-20 w 2013 robi wrażenie. Czekamy więc co pokaże. Dajmy mu chwilę.
Paweł Czado
***
Afrykański bilans ligowy w Górniku
Cornelius Udebuluzor (Nigeria, 1996) - 19 meczów w ekstraklasie/4 bramki
Shingi Kawondera (Zimbabwe, 1999-2002) - 52/4
Jean Ngody (Kamerun, 2000) - 4/0
Dickson Choto (Zimbabwe, 2001) - 12/0
Hugo Enyinnaya (Nigeria, 2004) - 4/0
Abdou Lahat Fall (Senegal, 2005) - 0/0
Ndende Gueye (Senegal, 2005) - 0/0
Prejuce Nakoulma (Burkina Faso, 2011-14) - 87/24
Dzikamai Gwadze (Zimbabwe, 2013-16) - 23/1
Jose Kanté Martinez (Hiszpania/Gwinea, 2016) - 16/0
Ishmael Baidoo (Ghana, 2019, 2020) - 11/0
Alasana Manneh (Gambia, od 2019) - 38/2
Richmond Boakye - (Ghana, od 2021) - 2/0