Uznawany jest za najlepszego lewego obrońcę wszech czasów w Polsce. Kończy 75 lat
75. urodziny obchodzi Zygmunt Anczok, mistrz olimpijski, legenda Górnika Zabrze - piłkarz uznawany za najlepszego lewego obrońcę w dziejach polskiego futbolu. Nie przeszkadza tej opinii fakt, że tak naprawdę był... prawonożny.
Zygmunta Anczoka odwiedziłem w jego rodzinnym Lublińcu kilka lat temu. Ten piłkarz zrobił ogromna karierę w dwóch śląskich klubach. Kibice pierwszego długo nie mogli mu zapomnieć, że przeszedł do drugiego...
Anczok na obronie? Zdecydował przypadek
Zaczynał grę w macierzystej Sparcie Lubliniec na pozycji... prawego łącznika (czyli w systemie 3-2-5 piłkarza, który występował między lewoskrzydłowym a środkowym napastnikiem). Kiedy przeszedł do Polonii Bytom, było podobnie.
O tym, że został obrońcą zdecydował przypadek czyli... kontuzja lewego obrońcy Polonii - Józefa Wieczorka. Wtedy Hubert Skolik, ówczesny szkoleniowiec bytomskiego zespołu podjął najlepszą chyba decyzję w w trenerskim życiu: skierował na jego zastępstwo młodego "Anę".
Jak to możliwe, że mógł zostać na lewej obronie piłkarzem światowego formatu z lepszą prawą nogą? Pytałem go o to, wytłumaczenie jest proste. - Współczesnemu piłkarzowi grającemu na tej pozycji lewa noga jest potrzebna także po to żeby rozpędzić się i zacentrować bez ścinania do środka i przekładania piłki na drugą nogę. W latach 60.i na początku lat 70. nikt do bocznego obrońcy takich umiejętności jeszcze nie wymagał.
Włodzimierz Lubański pyta: chciałbyś grać w Górniku?
W Polonii Bytom spisuje się świetnie. Ma miejsce w reprezentacji od 1965 roku kiedy był jeszcze dziewiętnastolatkiem. Debiutuje przed gigantyczną publicznością: na mecz Szkocja - Polska w eliminacjach mistrzostw świata przychodzi ponad 105 tysięcy ludzi. Debiut jest szczęśliwy: biało-czerwoni wygrywają 2:1. W linii obrony "Ana" ma za partnerów Stanisława Oślizło, Jacka Gmocha i Henryka "Burzę" Szczepańskiego. Rok później gra przeciwko Pelemu i Garrinchy na Maracanie.
Jeszcze jako piłkarz Polonii wspólnie z Włodzimierzem Lubańskim zostaje powołany na mecz Dinamo Moskwa - Reszta Świata, który odbył się na Łużnikach. Kolega z Zabrza pyta go czy nie chciałby przejść do Górnika, wówczas najlepszej drużyny w Polsce. Piłkarz chce, ale kibice Polonii byli wściekli.
Wytrzymał to.
Rozpacz pod okiem Kazimierza Górskiego
"Anę" docenia oczywiście Kazimierz Górski i zabiera na igrzyska olimpijskie w Monachium gdzie Polska zdobywa złoty medal. Anczok ma tam pewny plac. Jest pewnym punktem drużyny.
Niestety dosięga go paskudna kontuzja. Pęknięta kość śródstopia. Uraz się ślimaczy, ciągnie. Nie pomaga przeszczep kości z biodra. Wraca jednak na boisko. W kwietniu 1974 roku na mecz Górnika z Odrą Opole przyjeżdża Górski. Pół godziny do końca, akcja przy chorągiewce. - Znów przeszedł mnie ten dobrze znany mi prąd.
Zygmunt Anczok ma 29 lat. Już nigdy nie zagra w Górniku Zabrze i reprezentacji Polski. Na mistrzostwach świata w NRF miejsce na lewej obronie zajmuje Adam Musiał.
Taksówkarz w Lublińcu
Znów długa przerwa, leczenie... Po dojściu do siebie piłkarz szuka klubu na Zachodzie. Chce go Paris St. Germain, ale akurat wprowadzono zakaz wyjazdów. Tylko Robert Gadocha zdążył wyjechać do Nantes. Pech, bo wszystkie formalności są już załatwione.
Anczok gra więc w polonijnym klubie Wisła Chicago, karierę kończy w norweskim Skeid Oslo. Jest pierwszym Polakiem grającym w Norwegii. Potem wraca do rodzinnego Lublińca i zostaje taksówkarzem.
Dziś ciągle można spotkać go na meczach Górnika. Ostatni raz rozmawialiśmy na zabrzańskim stadionie przed pandemią.