KORESPONDENCJA Z BARCELONY Szczęsny biega na Montjuïc 26 listopada, wzgórze Montjuïc, Estadi Olimpic Lluis Companys. Dochodzi 23:00, Barcelona pokonała Brest 3:0. Przed telewizyjnymi kamerami bryluje Robert Lewandowski. W strefie mieszanej impresjami dzielą się Pau Cubarsí i Pedri. Gdzieniegdzie słychać już metaliczne odgłosy, które zawsze towarzyszą ekipom technicznym, składającym najróżniejszej maści sprzęt, towarzyszący masowym wydarzeniom tego typu, trybuny dawno opustoszałe, murawa też, na płycie boiska tylko dwie postaci: Jose Ramon de la Fuente, trener bramkarzy Blaugrany i Wojciech Szczęsny, który na pomeczowym treningu wyrównawczy biega od pola karnego do pola karnego. Po jakimś czasie dołączają do niego inni rezerwowi, którym Hansi Flick nie dał możliwości wystąpienia w meczu z Brestem: 23-letni Pau Victor i Eric Garcia, 19-letni Sergi Dominguez, 18-letni Hector Fort, 17-letni Andrés Cuenca, 16-letni Guille Fernández. Pojawia się też Diego Kochen, rocznik 2006, trzeci golkiper Blaugrany. 34-letni Szczęsny trochę do tego sztubackiego grona nie pasuje. Niedawno czołowa postać Juventusu. Świetny na mundialu w Katarze i bardzo dobry na Euro 2024. Człowiek, który na kanwie własnej kariery ukuł sobie dowcip: moimi zmiennikami byli najlepszy bramkarz świata - Alisson i najlepszy bramkarz w historii - Gianluigi Buffon. Tymczasem w Barcelonie jest sam jest zmiennikiem Inakiego Peny, do tej pory uznawanego za bramkarza najwyżej przeciętnego i przyspawanego do ławki dla rezerwowych za plecami aktualnie kontuzjowanego Marca-Andre ter Stegena. Pena z Brestem zachował czyste konto, szóste w tym sezonie. Tylko w trzynastu ostatnich występach zdarzało mu się to częściej niż we... wszystkich kilkudziesięciu poprzednich występach w barwach Blaugrany. W 76. minucie pokonał go niby Pierre Lees-Melou, ale Francuz znajdował się na pozycji spalonej. Na pułapkę ofsajdową naciął się podobnie jak miesiąc temu jego znacznie sławniejszy rodak, Kylian Mbappe w El Clasico, które Pena także kończył niepokonany. To wszystko oczywiście złe informacje dla Szczęsnego. Dlaczego Szczęsny nie gra w Barcelonie? Odwiedzam ośrodek treningowy Ciutat Esportiva Joan Gamper. W kilku kurtuazyjnych rozmowach z kręcącymi się w okolicy ludźmi słyszę dobrą radę: nie wierzyć El Nacional, które żyje z szukania sensacji i tanich plotek o Barcelonie. Kataloński portal informował dopiero, że Szczęsny nie tak wyobrażał sobie powrót z emerytury i nie godzi się z rolą rezerwowego. Jeszcze wcześniej jego dziennikarze kłamali, że o wstawienie do bramki 34-letniego polskiego golkipera w rozmowie z Hansim Flickiem zaapelował sam Robert Lewandowski, który rzekomo miał podważać klasę Peny. Zupełnie nie przeszkadzało to El Nacional w międzyczasie ogłosić datę, w której Szczęsny na pewno zadebiutuje w Barcy - 6 listopada w meczu z Crevną Zvezdą w Serbii, co okazało się kompletną bzdurą, a także powielać ustalania dziennika Marca: że Polak jest w nowym klubie szczęśliwy, a sztab szkoleniowy Barcy z niego zadowolony. W Barcelonie wszyscy twierdzą, że Szczęsny dobrze się zaadoptował. Potwierdzają to pełne uznania publiczne wypowiedzi Hansiego Flicka. Inaki Pena w Mundo Deportivo opowiadał, że Polak od początku podszedł do niego z olbrzymim szacunkiem, udzielił mu wsparcia i kilka dobrych rad, nade wszystko jednak ani przez sekundę nie zamierzał tworzyć między nimi toksycznej atmosfery brutalnej rywalizacji o prymat w bramce. Nie zmienia to jednak faktu, że kiedy Marc-Andre ter Stegen wskutek groźnej kontuzji wypadał na wiele miesięcy, a Duma Katalonii ściągała z emerytury Szczęsnego, nikt nie spodziewał się, że na przełomie listopada i grudnia 2024 roku Pena wygra rywalizację o miejsce między słupkami z bardziej uznanym i doświadczonym kolegą z drużyny. O tym, że Wojciech Szczęsny ostatnie osiem meczów Barcelony przesiedział na ławce, a Inaki Pena stał się naturalnym awaryjnym następcą Ter Stegen, decyduje wyłącznie tu i teraz, historie ich karier nie mają choćby najmniejszego znaczenia. Drobiazgowo analizuje to dziennikarz Albert Nadal z katalońskiej gazety Diari Ara, który powołuje się zresztą na źródła w Ciutat Esportiva Joan Gamper. Hansi Flick, tak objaśnia Hiszpan, zmienił sposób gry Barcelony: defensorzy ustawieni są szalenie wręcz wysoko, co jest tak ryzykowne, bo naraża zespół na błyskawiczne kontry przy użyciu prostopadłych podań za plecy obrońców, jak przy wytrenowanych mechanizmach, właściwej koncentracji i naturalnych szybkościowych predyspozycjach obrońców po prostu skuteczne. Najlepiej uwidoczniło się to podczas wspomnianego już wygranego 4:0 El Clasico z Realem. Taki model bronienia Barcelony wymagał też zredefiniowania zadań bramkarza. Inaki Pena, jak podaje Diari Ara, pokonuje przeciętnie aż 6 kilometrów na mecz i rusza do 8-10 sprintów. Za kadencji Xaviego, poprzednika Flicka na ławce trenerskiej, średnia ta dla golkiperów wynosiła niecałe 5 kilometrów na spotkanie i o połowę sprintów mniej. Drobna rzecz, a to jedna z tajemnic świetnego startu Blaugrany w La Lidze i Lidze Mistrzów. Szczęsny do tego typu gry nie jest przyzwyczajony. W Juventusie naturalnie biegał znacznie mniej. Żadnym odniesieniem nie jest też reprezentacja Polski, w której na Euro 2024 w starciach z Holandią i Austrią pokonywał średnio trochę ponad... 2,5 kilometra. Albert Nadal pisze, że Pena pod kątem przygotowania kondycyjnego i motorycznego znajduje się w czołówce drużyny Barcelony, ale dodaje: Szczęsny, który ponad miesiąc temu na antenie Eleven Sport, przyznawał, że potrzebuje czasu na powrót do formy i na miejscu Flicka sam by się do wyjściowego składu nie wystawił, na treningach Barcelony osiąga już wyniki w parametrach motorycznych, które nijak nie odbiegają od tych z poprzednich lat w Juve. Innym argumentem, który przemawia za Peną, jest skrojona pod wymagające warunki Barcelony gra nogami. Hiszpan to żaden wirtuoz, ale z piłką przy nodze jest dość solidny, w skrócie: barceloński. Kontaktów z futbolówką zalicza stosunkowo dużo, podaje na wysokiej skuteczności: w La Lidze - 87%, w Lidze Mistrzów - 85%. Własna połowa: 95% celnych podań. To statystyki, które nawiązują do liczb Ter Stegena z sezonu 2023/24: 88% udanych podań i 94% tych na własnej połowie. Szczęsny przez lata bardzo się w tym elemencie rozwinął, dużo dała mu szkoła Luciano Spallettiego w Romie, przeszedł drogę od 79% celnych podań w pierwszym roku w Juventusie do kapitalnych 90% w sezonie 2020/21. Ale gorzej na tym tle wypada pożegnalne dwanaście miesięcy w Starej Damie: 75% w Serie A, ale już 91% w ramach własnej połowy, co jest też efekt ubocznym stylu gry zespołu Massimiliano Allegriego. Prawda jednak, że na nic byłoby to wszystko, gdyby Pena zawodził w elementarnych zadaniach: bronieniu strzałów. W tym elemencie 25-letni golkiper znacznie się zaś podciągnął. W poprzednim sezonie bronił żałosne 56% strzał na bramkę Barcelony. Aktualnie jest to 74%. Tyle samo wynosi średnia kariery Szczęsnego i na przykład Thibaut Courtois. Dla porównania: Belg z Realu Madryt w tegorocznych rozgrywkach wykręcił dotychczas wynik 70%. W lidze hiszpańskiej lepiej od Peny wypadają tylko: Marko Dmitrović (75%), Julen Agirrezabala (75%), Jan Oblak (82%) i Alex Remiro (82%). Wcześniej wyrzucano mu minusowe wyniki w istotnej przy ocenie bramkarzy statystyce „Goals prevented”, teraz w La Lidze wygląda to u niego wcale nieźle: 0.53, gdzie u Szczęsnego niedawno we Włoszech: -0.26. Pena wcale nie gra więc za darmo. Szczęsny rywalizację przegrywa zasłużenie Victor Malo Martinez, dyrektor portalu Culemania i autor biografii Andresa Iniesty: - Kiedy Flick po kontuzji Ter Stegen powiedział, że potrzebuje nowego bramkarza, byliśmy przekonani, że to wotum nieufności względem Peny i Szczęsny z miejsca wskoczy między słupki. Barcelonę czekały wielkie mecze: z Bayernem w Lidze Mistrzów i z Realem w La Lidze. Polak wydawał się idealną awaryjną „1” dla Barcelony. Flick to jednak mądry facet. Uznał, że woli zbudować Penę. Widział, że to dobry chłopak, że uczciwie pracował w okresie przygotowawczym, że dużo nauczył się od Ter Stegena. Trzeba było dać mu szansę. Ryzyko było żadne. Jakby nie sprostał wyzwaniu, do bramki wskoczyłby doświadczony Szczęsny. Ale Pena dał radę. Zdał egzamin przede wszystkim w dwóch „łatwopalnych” meczach, tak to nazwijmy: 5:1 z Bayernem i 4:0 z Realem. Marc Vidiella, prowadzący PuntoDeportivo na Twitchu: - Nie widzę problemu. Przychodził w trybie awaryjnym. Wcale niekoniecznie, żeby od razu wskoczyć do bramki. Miał być zabezpieczeniem. Zawsze dobrze mieć na ławce rezerwowych kogoś, kto zaznał wielkiej piłki: w Lidze Mistrzów, Premier League, Serie A. Pena jest jednak stąd, to wychowanek La Masii. Przez 25 lat grał raczej rzadziej niż częściej, ale bramkarze dojrzewają inaczej, wolniej niż piłkarze z pola. Rozumie grę Barcelony, dobrze gra nogami, to kluczowe przy konstruowaniu ataków, wystrzega się też większych błędów. Dla mnie to żadna kontrowersja, że Flick stawia na Penę, nie na Szczęsnego. Victor Malo Martinez, dyrektor portalu Culemania i autor biografii Andresa Iniesty: - Pena zasługuje na bycie „1”. W Barcelonie nie ma jednak sentymentów. Jeśli zaczną zdarzać mu się wpadki czy gorsze mecze, to Flick bez wahania wymieni go na Szczęsnego, który na razie ma grać w Copa del Rey. Polak potrafi schować do kieszeni ego, nie psuje atmosfery w szatni, ale bramkarz tej klasy wiecznie roli rezerwowego akceptować nie będzie, mogą pojawić się tarcia. Wątpię, żeby szybko zagrał w Lidze Mistrzów czy La Lidze, ale jeśli pokaże się jakoś fenomenalnie w Pucharze Hiszpanii, to kto wie... JAN MAZUREK Z BARCELONY