Real - Barcelona. 234. El Clasico meczem o wszystko dla Barcelony
Cztery dni po odpadnięciu z Ligi Mistrzów, Barcelonę czeka najważniejszy mecz w walce o mistrzostwo Hiszpanii. Na Estadio Santiago Bernabeu Katalończycy zagrają z będącym w przysłowiowym „gazie” Realem Madryt. - Myślę, że strzelą Barcelonie co najmniej dwa gole. Jeśli wygrają, sprawa tytułu będzie jasna – mówił w rozmowie z Interią dziennikarz „Piłki Nożnej” i komentator nc+ Leszek Orłowski.
Po wielkim powrocie (6-1) w meczu Ligi Mistrzów z PSG, w ćwierćfinałowym starciu z Juventusem Barcelona była bezradna. Najpierw wysoka przegrana w Turynie (0-3), a później odbijanie się od defensywnego muru "Starej Damy" na Camp Nou.
Na swoim stadionie Katalończycy oddali zaledwie jeden celny strzał - to chyba najbardziej obrazuje ich bezradność w ataku. Do tego można jeszcze dołożyć niepewną obronę i mamy zatrważający obraz "Blaugrany" przed meczem z Realem Madryt w lidze.
Od niedzielnego El Clasico będą zależeć losy tegorocznego tytułu mistrza Hiszpanii. Jeśli Real wygra, mistrzostwo ma już właściwie w kieszeni. Jeśli przegra, przedłuży nadzieje "Barcy" na realną walkę o ligowe trofeum.
Na Bernabeu to Real będzie zdecydowanym faworytem. W Barcelonie nie funkcjonuje zbyt wiele kluczowych elementów i jest wiele tego powodów.
Spalone transfery
Hiszpanie skrupulatnie wyliczyli, że Barcelona od momentu wygrania ostatniego tytułu Ligi Mistrzów (2015), na transfery wydała aż 175 mln euro. 52 mln w lecie 2015 roku (Arda Turan, Aleix Vidal) i aż 123 mln w lecie rok później (m.in. Paco Alcacer, Andre Gomes, Lucas Digne, Denis Suarez, Jasper Cillessen i Samuel Umtiti).
Większość z nich okazała się totalnymi niewypałami. Swoją wartość do tej pory potwierdza jedynie Samuel Umtiti. Co ciekawe, Barcelona ostatni tytuł Ligi Mistrzów zdobyła grając w finale z Juventusem. W ćwierćfinale obie drużyny znowu się spotkały. W pierwszym składzie Barcelony po dwóch latach znalazło się jedynie dwóch nowych piłkarzy (Sergi Roberto i Umtiti). W pierwszej jedenastce Juventusu aż dziesięciu.
- I Luis Enrique, i Robert Fernandez (dyrektor sportowy Barcelony - przyp. red.) wyszli ze złego założenia. Mianowicie, że trzeba kupić zawodników na ławkę rezerwowych. Trzeba było kupić piłkarzy do podstawowego składu, czyli dwóch pomocników, którzy zmieniliby Rakiticia i Iniestę. Sprowadzono zawodników, którzy ewentualnie mogliby za nich wchodzić - Andre Gomesa, Denisa Suareza. Potrzebni byli gracze zupełnie innego formatu, niż ci dwaj - twierdzi Leszek Orłowski i dodaje:
- Przed Juventusem, wcześniej problemy "Barcy" obnażyło Paris Saint-Germain tyle, że w jednym meczu. "Barca" ma dziury w składzie, w drugiej linii. Mają za mało zawodników w wysokiej formie do przeprowadzaniach ataków pozycyjnych i gry kombinacyjnej z jakiej słynęli.
Coraz słabszy Lionel Messi
Nie ma co ukrywać, że Lionel Messi , to nie jest już ten sam "potwór" pola karnego, który niszczył każdą defensywę, jaką napotkał na swojej drodze i zachwycał indywidualnym przebłyskami geniuszu. Teraz to pole zostaje powoli oddawane innym piłkarzom "Blaugrany".
- W tej chwili to Neymar jest numerem jeden w Barcelonie. Jest jedynym zawodnikiem, który jakąś indywidualną, niebanalna akcją może coś zrobić. Leo Messi gra cały czas świetnie, ale to już inny Leo Messi niż dwa, czy trzy lata temu. Neymar, przy złej grze całego zespołu, w pojedynkę może coś zrobić - przyznaje Leszek Orłowski.
Ten fakt może stawiać Barcelonę w jeszcze gorszym świetle przed niedzielnym El Clasico, ponieważ Brazylijczyka, z powodu pauzowania za czerwoną kartkę, zabraknie na Bernabeu.
- Przez cały czas Leo Messi tymi małymi schodkami porusza się raczej w dół. To wciąż jest wielki piłkarz, tylko że trochę inny. To bardziej rozgrywający niż napastnik, chociaż jest liderem tabeli strzelców Primera Division. O tym też nie wolno zapominać. Ten dorobek jest jednak dużo mniejszy, niż zdarzało mu się go mieć wcześniej - argumentuje Orłowski.
Wypalony Luis Enrique
Kto wygra niedzielne El Clascio?
Patrząc na ostatnie taktyczne poczynania Luisa Enrique (a raczej ich brak), można śmiało stwierdzić, że Hiszpan nie ma już pomysłu na wprowadzenie świeżości w grze Katalończyków. Barcelona jest zbyt przewidywalna, a kiedy trafia się rywal z solidną obroną - bezradna.
Enrique zapowiedział, że po sezonie odchodzi z klubu. Czy to słuszna decyzja?
- Dobrze, że odchodzi. Nie wiem, czy trener się wypalił, ale na pewno zmęczeni są współpracą z nim piłkarze. Działa to też w drugą stronę. Myślę, że najlepiej świadczy o tym to, w jaki sposób Enrique zareagował po meczu z Juventusem w Turynie. Złorzeczył im, urągał i generalnie puściły mu nerwy. Potrzebuje rzeczywiście odpoczynku. Ta praca go wyczerpała - przyznaje Leszek Orłowski i dodaje:
- To, że nie znalazł żadnego nowego pomysłu taktycznego na rewanżowy mecz z Juventusem, tylko żeby cokolwiek zmienić, wrócił do systemu, który został w Paryżu zdyskwalifikowany, świadczy, że pod tym względem ta lista pomysłów mu się już skończyła.
Kryzys wychowanków
Kolejną rzeczą, która w tym sezonie przemawia na korzyść Realu, jest ławka rezerwowych. Do składu "Królewskich" coraz śmielej przebijają się wychowankowie klubu, czego kompletnie nie można powiedzieć o Barcelonie, słynącej z najlepszej szkółki na świecie, jaką jest La Masia.
Real Madryt w tym sezonie nie raz udowodnił, że jego młodzi zawodnicy są świetnymi zmiennikami. Nie wszyscy z nich są wychowankami Realu Madryt, ale zostali sprowadzeni za dużo mniejsze pieniądze i sprawdzają się znacznie lepiej, niż kupieni za grube miliony w Barcelonie, piłkarze pokroju Paco Alcacera.
- Jeśli Lucasa Vazqueza i Asensio potraktujemy jako wychowanków, to można śmiało powiedzieć, że dorastają do gry w pierwszym składzie, a w każdym razie dają dobre zmiany - przyznaje Orłowski.
Co więc stało się z wychowankami Barcelony?
- Wychowankowie Barcelony są. Jest Cesc Fabregas, Thiago Alcantara, w tej chwili czołowi pomocnicy świata. Przy tych "potworach", najlepszych pomocnikach świata, jakimi byli Xavi i Iniesta, nie mieli jednak szans rozkwitnąć i zdecydowali się obaj odejść. Myślę, że problemem nie jest jakość wychowanków, tylko to, że przez pewien czas pojawiał się wychowanek i absolutnie nie miał szans, żeby wejść do pierwszego składu, bo byli tam zbyt silni piłkarze - twierdzi Orłowski.
Kluczowe starcie
W niedzielę o godzinie 20.45 rozstrzygną się najprawdopodobniej losy tytułu w Hiszpanii. Kto zostanie mistrzem? Wszystkie znaki na niebie wskazują na "Królewskich", ale w piłce nożnej nigdy nie można być niczego w stu procentach pewnym.
- Dyscyplina w grze defensywnej Realu będzie kluczowa. Jeśli to będzie taka dyscyplina, jak w meczu z Bayernem, gdzie co prawda stracili dwa gole, to Barcelona i tak będzie odbijała się od muru. Real też oczywiście będzie atakował i na golu będzie im bardzo zależało. Obrona "Barcy" zostanie wystawiona na cięższą próbę. Myślę, że jakiegoś gola, jednego a co najmniej dwa, Real Barcelonie strzeli. Jeśli uniknie błędów defensywnych, powinien ten mecz wygrać - przyznaje Leszek Orłowski, dla którego losy tytułu w Hiszpanii rozstrzygną się właśnie w tym meczu.
- Wszystko wskazuje na to, że to Real zostanie mistrzem. Nie widać symptomów jakiegoś wyczerpania fizycznego "Królewskich", którego wszyscy się spodziewali w związku z Klubowymi Mistrzostwami Świata itd. Wydaje się też, że piłkarze Realu przewyższają w tej chwili Barcelonę również entuzjazmem i taką energią. Są zdecydowanym faworytem meczu na Bernabeu. Jeśli wygrają, sprawa tytułu mistrzowskiego będzie jasna. Barcelona wtedy na pewno nie odrobi strat.