Partner merytoryczny: Eleven Sports

​Puchar Króla. Wichry Barcelony, nowy prezes przybędzie do nieboszczyka?

Były prezes w areszcie, nowego wciąż nie ma. Nieustanne skandale i ekonomiczna zapaść towarzyszą drużynie Barcelony stojącej pod ścianą. Dziś gra z Sevillą o finał Pucharu Króla.

Bartomeu aresztowany! Policja przeszukuje biura Barcelony. Wideo/INTERIA.TV/INTERIA.TV

Josep Maria Bartomeu jest trzecim prezesem Barcelony aresztowanym przez policję. To już nie są czasy bohaterów walki o niepodległość regionu: Joana Gampera, czy Josepa Sunola - prześladowanych przez hiszpańskich dyktatorów. W 1925 roku Gamper został pozbawiony stanowiska w klubie i wygnany z kraju przez Primo de Riverę. 11 lat później Sunola rozstrzelała faszystowska armia frankistów.

Afera hejterska i lista dziennikarzy

Dziś przestępstwa szefów katalońskiego klubu są prozaiczne. Josep Luis Nunez, który rządził klubem najdłużej: w latach 1978 - 2000 dostał wyrok 2 lat i 2 miesięcy więzienia za przekupowanie pracowników Urzędu Skarbowego. Otrzymał też zakaz pełnienia funkcji publicznych przez 7 lat i 1,5 mln euro grzywny. Początkowo wyrok był znacznie bardziej surowy, ale Sąd Najwyższy go złagodził. Przestępstwa Nuneza nie były związane z pełnieniem funkcji prezesa Barcelony.

Sandro Rosell, który szefował klubowi z Camp Nou w latach 2010-2014, przesiedział 643 dni w areszcie prewencyjnym pod zarzutem prania brudnych pieniędzy. Cały czas utrzymywał, że jest ofiarą spisku ze względu na stanowisko prezesa Barcy i rzeczywiście sąd wypuścił go na wolność, uznając zarzuty przeciw niemu za niewystarczające.

Bartomeu przebił wszystkich. Za 1,2 mln euro wynajął firmę, która na Twitterze i Facebooku prowadziła kampanię oczerniającą jego przeciwników. Wśród nich byli Pep Guardiola, Xavi Hernandez, a nawet obecne gwiazdy Leo Messi i Gerard Pique. W biurach firmy "I3Ventures" wykonującej zlecenie Bartomeu policja znalazła listę dziennikarzy przeciwnych i życzliwych byłemu prezesowi.

Skandal jest ogromny. Po pierwsze "ocieplanie wizerunku prezesa" przez oczernianie jego przeciwników jest naganne, po drugie opłacanie tego z kasy Barcelony to działanie na szkodę klubu, a po trzecie tego typu usługi kosztują zwykle 10 razy mniej niż zapłacił Bartomeu. Śledczy wyczuwają więc korupcję na kilometr.

Były prezes działał bez porozumienia z zarządem klubu. Dlatego płacił w ratach tajemniczej firmie urugwajskiego właściciela, który już umknął do swojego kraju. Wypłatę rozłożył na kilka części nie przekraczających 200 tys euro, bo przy jednorazowej kwocie musiałby uzyskać zgodę zarządu Barcelony.

Bartomeu i trzej jego wspólnicy przesiedzieli na komisariacie noc, po czym odmówili zeznań i zostali warunkowo zwolnieni. Wszystko to dzieje się w chwili, gdy Joan Laporta, Víctor Font i Toni Freixa toczą gorące debaty na finiszu walki o fotel prezesa.

7 marca socios dokonają wyboru w różnych punktach elektorskich otwartych między godziną 9 i 21. Faworytem jest Laporta (prezes klubu w latach 2003-2010) - jeden z ludzi oczernianych przez Batomeu w mediach społecznościowych. Atakowany w ten sposób był także Font. Aferze nadano nazwę Barcagate.

Zatrzymać Leo Messiego?

Laporta obiecuje kibicom, że uzdrowi finanse zadłużonego na miliard euro klubu i zatrzyma na Camp Nou Leo Messiego. Hasła chwytliwe, ale czy realne? 33-letni Argentyńczyk musi mieć serdecznie dość bałaganu na Camp Nou, w który jest notorycznie mieszany. Niedawno dziennik "El Mundo" ujawnił, że to astronomiczny kontrakt Messiego (555 mln euro za cztery ostatnie sezony) przyczynił się do zrujnowania finansów klubu.

W czasie pandemii kapitan drużyny kilka razy używał swoich mediów społecznościowych, by krytykować rządy Bartomeu. Latem chciał odejść z Barcelony, ale były prezes go zatrzymał, po czym sam podał się do dymisji.

Klub z Camp Nou ma kłopot z wypłatą pensji dla piłkarzy. Messiemu jest winny 63 mln euro. W tych warunkach trener Ronald Koeman próbuje ratować sezon - konwulsyjny także pod względem sportowym.

Nękana plagą urazów drużyna jest wiceliderem tabeli La Liga. To da się traktować nawet w kategoriach sukcesu. Za tydzień może jej jednak nie być ani w Pucharze Króla, ani w Lidze Mistrzów. Pierwszy mecz z Sevillą w półfinale Pucharu Hiszpanii drużyna Koemana przegrała 0:2. Dziś rewanż na Camp Nou. Niewielki optymizm Katalończyków bierze się stąd, że kilka dni temu wygrali na Ramon Sanchez Pizjuan w lidze 2:0. A w 2019 roku potrzebowali zaledwie pół godziny, by odrobić stratę dwóch goli z pierwszego meczu z Sevillą. Wygrali ostatecznie aż 6-1 i awansowali do półfinału Pucharu Króla. Dziś z tamtego składu może zagrać pięciu graczy Barcelony: Pique, Messi, Jordi Alba, Clement Lenglet i Sergio Busquets.

- Będzie bardzo trudno odwrócić wynik 0-2, ale nie tracimy nadziei - mówi Koeman. Misja niemożliwa czeka jego zespół za tydzień w Paryżu. W następną środę na Parc des Princes trzeba zdobyć aż cztery gole, by mieć szansę awansu do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. PSG będzie zdecydowanym faworytem.

Tak trudnej misji piłkarze Barcelony jeszcze nie mieli, choć cztery lata temu odwrócili losy rywalizacji z tym samym PSG, przegrywając w Paryżu pierwszy mecz 1/8 finału Ligi Mistrzów 0-4. Wtedy rewanż był na Camp Nou, a Barca miała zdecydowanie mocniejszy zespół. Wygrała 6-1. Powtórka graniczyłaby z cudem.

Czy nowy prezes przejmie kataloński klub w chwili, w której drużyna będzie "nieboszczykiem" - bez szans na jakiekolwiek trofeum?

Dariusz Wołowski

Radość piłkarzy FC Barcelona/AP/East News
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem