Partner merytoryczny: Eleven Sports

Neymar i Diego Costa, czyli artyści i antyartyści

Od dłuższego czasu napastnicy z Brazylii nie robili w Europie takiej furory jak Neymar i Diego Costa. Różni ich wszystko, włącznie z przywiązaniem do barw narodowych, prawdopodobnie więc na mundialu w ojczyźnie zagrają przeciwko sobie.

Diego Costa, gwiazda Atletico Madryt
Diego Costa, gwiazda Atletico Madryt/AFP

Niedawno fotoreporterzy największego w Hiszpanii sportowego dziennika "Marca" uwiecznili fakt, że ze słuchawek Diego Costy zniknęła flaga Brazylii. To miał być symbol, znak wymowny w chwili, gdy decyduje się, czy urodzony w Lagarto napastnik przywdzieje na stałe koszulkę "La Roja" czy "Canarinhos"? Właściwie żadna wojna o niego nie trwa, choć Luiz Felipe Scolari wyraził zdumienie, iż Vicente del Bosque zabiega o Brazylijczyka. Prasa hiszpańska szybko "skontrowała" selekcjonera "Canarinhos" przypominając mu jak prowadząc reprezentację Portugalii namówił na występy w niej Brazylijczyka Pepe, stopera Realu Madryt.

Brazylijczycy powołali Costę do kadry dwa razy, ale wyłącznie na mecze towarzyskie. Innych, jako gospodarze mundialu 2014, nie grają. Napastnik Atletico nie bardzo pasuje jednak do kanarkowego obrazka. Żaden z niego wirtuoz ani piłkarski sztukmistrz, raczej typ o mentalności boiskowego zbója mający poważne kłopoty z zapanowaniem nad nieokiełznanym temperamentem.

Wszystko, do czego Diego Costa doszedł zawdzięcza własnym łokciom. Jego kręta ścieżynka do wielkiej piłki nie ma nic wspólnego z trzypasmową autostradą, którą na szczyt jedzie Neymar. Napastnik Barcelony został wielkim futbolowym produktem w wieku 16 lat, kiedy nad jego promocją zaczęła pracę grupa speców od wizerunku. Sam piłkarz zrobił jednak najwięcej, by przedsięwzięcie odniosło sukces. Jest dziś twarzą drużyny Scolariego przygotowującej się do inwazji na Puchar Świata.

Trzy gole i sześć asyst dają Neymarowi znakomity start w Primera Division. Jego diabelskie sztuczki działają na europejskich rywali Barcelony - z miejsca stał się najczęściej faulowanym graczem w lidze. Już rozpoczęła się medialna debata, czy części wolnych nie wymusza, o co mają do niego żal trenerzy rywali. Nawet madryccy komentatorzy zauważają jednak, że Brazylijczyk zachowuje się wyjątkowo odpowiedzialnie, jak na 21-letniego człowieka. Nie pozwala się sprowokować, nie biega na skargę do sędziów, kiedy jest faulowany wstaje i gra dalej bez słowa.

Diego Costa jest zaprzeczeniem Neymara. Może dlatego musi szukać miejsca w reprezentacji mistrzów świata? Niedoceniany do niedawna napastnik Atletico przeżywa dni nieoczekiwanej, sportowej zawieruchy. Jeszcze w sierpniu za zdobycie przez niego tytułu króla strzelców Primera Division bukmacherzy płacili aż 34 euro, teraz "cena" za jedno postawione spadła do ośmiu. Oczywiście nikt na serio nie bierze pod uwagę, że pichichi mógłby zgarnąć ktokolwiek inny niż Cristiano Ronaldo lub Leo Messi. Brazylijczyk uosabia jednak nadzieje wszystkich tych, którzy pragną, by hiszpańskie rozgrywki nie były sprawą dwojga.

Po odejściu Radamela Falcao Atletico Madryt wciąż ma dwa symbole. Pierwszym jest argentyński trener Diego Simeone, kiedyś boiskowy chuligan, dziś wschodząca gwiazda w swoim zawodzie. Czy tylko ktoś taki jak on, mógł dostrzec potencjał w napastniku takim jak Costa? Być może. Jorge Valdano tłumaczy fenomen gracza Atletico dostrzegając w nim... obrońcę. Geniusz Costy, jeśli można mówić o geniuszu w jego przypadku, polega na walce, przepychankach, prowokacjach, a zaczyna się od twardych łokci. Czy taki napastnik miał szansę zdobyć wysoką pozycję w swojej ojczyźnie rozkochanej w bajecznych technikach wiążących stopami krawaty?

Brazylijczycy Costy właściwie nie dostrzegli. Wychował się klasycznie, czyli na ulicy, ale dopiero w wieku 16 lat trafił do Barcelona Esportivo Capela. Stąd przeszedł do rezerw portugalskiego Sportingu Braga, by zacząć niekończącą się serię wypożyczeń. Grał w drugoligowym Penafiel, by po transferze do Atletico oddawano go do drugoligowych Albacete i Celty Vigo. Na Vicente Calderon oba miejsca w ataku zajmowali Diego Forlan i Sergio Aguero.

Neymar, gwiazda Barcelony/AFP

W sezonie 2011-2012 Costa w ogóle nie został zgłoszony do rozgrywek Primera Division ze względu na ciężką kontuzję zerwania więzadeł i łąkotki w kolanie. Po sześciu miesiącach "dokończył" rozgrywki w Rayo Vallecano, gdzie zdobył 10 bramek w 16 meczach. Nawet Diego Simeone przekonywał się do niego stopniowo, jak wszyscy inni szkoleniowcy w karierze Costy. Dopiero gdy niedawno kończył 25 lat, fani klubu z Vicente Calderon potraktowali go jak gwiazdę, przynosząc na trening urodzinową tartę.

W finale Pucharu Króla 17 maja 2013 roku na Santiago Bernabeu Atletico mierzyło się z Realem Madryt. Po drodze Costa zdobył siedem bramek, Cristiano Ronaldo sześć. Portugalczyk wbił gola na 1-0 i wydawało się, że to on będzie górą. Brazylijczyk odpowiedział bramką doprowadzającą do dogrywki, w której decydujący cios zadało Atletico. Dla drużyny z Vicente Calderon był to symbol - pierwszy wygrany mecz z lokalnym kolosem od dwóch dekad. W niedawnych derbach ligowych nastąpił dalszy ciąg - Brazylijczyk także przyćmił gwiazdy z Bernabeu.

Dziś Diego Costa ma 10 bramek w Primera Division. Nikt inny w wielkich ligach Europy nie zdobył więcej. Messi uzbierał 8, Ronaldo 7. Atletico wygrało wszystkie mecze tak w lidze, jak w Champions League, a Arsene Wenger ogłosił, że dostrzega w nim atuty triumfatora jednych i drugich rozgrywek. Wykorzystując kryzys napastników "La Roja" Brazylijczyk z hiszpańskim paszportem ma zamiar zagrać u Vicente del Bosque. Tak jak na Euro 2008 defensywny pomocnik Marcos Senna, który także nie doczekał uznania w ojczyźnie.

Brazylia pokochała Neymara do szaleństwa jeszcze kiedy był dzieckiem, dostrzegając w nim spadkobiercę wszystkiego co w jej futbolu najwspanialsze. Wobec Diego Costy była zimna i obojętna. Aby przebić się do świadomości brazylijskich fanów jak Romario, Ronaldo, Rivaldo, Ronaldinho czy Robinho trzeba być artystą lub przynajmniej wyglądać na artystę. Sceptycy wobec Neymara przypominają mu, że sprowadzony tak jak on z Santosu Robinho, też błyszczał w Primera Division, nim jego kariera zaczęła walić się w gruzy. Tak czy owak Costa do tej listy nie pasuje kompletnie. Może rzeczywiście gra dla Hiszpanii to dla brazylijskiego napastnika Atletico najlepsze wyjście?

Kiedy tylko FIFA wyrazi zgodę, selekcjoner mistrzów świata wyśle mu powołanie. Na mundialu w ojczyźnie Costa znajdzie się pod niewyobrażalną presją. Samotna walka z piętrzącym trudności światem była jego drogą od zawsze. Z trudności czerpał natchnienie i siłę, by brnąć dalej. Dziś zapewnia, że dawny Diego, ten, który szczypał, opluwał i kopał rywali, ustąpił miejsca zimnokrwistemu łowcy goli. Nie będzie lepszego miejsca, by się o tym przekonać niż Maracana.

INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem