Fabryka snów, czyli rekordowe okno transferowe
Nawet pierwsze hity w wielkich ligach Europy nie zdołały zdominować emocji wywołanych przez rekordowe okno transferowe. Sezon w klubowej piłce zapowiada się więcej niż fascynująco.
Real Madryt twierdzi, że kupił Garetha Bale’a za 91 mln euro, Tottenham, że sprzedał za 101 mln. Nie możemy więc być do końca pewni, czy 24-letni skrzydłowy z Walii jest najdroższym graczem w historii. Niektórym obie kwoty wydadzą się równie szokujące biorąc pod uwagę, że Bale zagrał dotąd w Champions League zaledwie 11 razy i nic nie zdobył poza honorowym tytułem najlepszego gracza Premier League ubiegłego sezonu. Florentino Perez jeszcze raz jednak udowodnił, iż podbój świata futbolu przez szejków i oligarchów nie zachwiał jego dominacją na rynku transferowym.
Z pięciu największych transakcji w dziejach piłki, hiszpański przedsiębiorca jest sprawcą czterech. Ronaldo (94 mln), Bale (91) i Zidane (78) są na czele, tymczasem Kakę (65 mln) oddziela od nich tylko Zlatan Ibrahimovic, którego cenę, gdy w 2009 roku przechodził do Barcelony określono na 66 mln (w transakcję wmieszany był Samuel Eto’o). Dzisiejsza prezentacja Bale’a na stadionie Santiago Bernabeu zbiegnie się z powrotem do Milanu Ricardo Kaki, piłkarza, którego 4 lata temu witano w Madrycie niczym zbawcę, by dziś uważać za najdroższą pomyłkę transferową w historii.
Okno transferowe właśnie się zamyka, w ostatniej chwili zapewne zdarzą się kolejne hity. Nagromadzenie gwiazd w najbogatszych klubach Europy zaczyna szkodzić samym piłkarzom, którzy muszą grać, by marzyć o mundialu w Brazylii. Czy eksplozja formy Isco i Luki Modrica, nie zachwieje pozycją w Realu Mesuta Oezila? Czy Angel di Maria ma szanse w rywalizacji z Balem, na którego wydano właśnie tak kosmiczną kwotę? Oezil w ostatniej chwili zdecydował się na transfer do Arsenalu, kwota wyniesie aż 50 mln euro, co czyni z Niemca najdroższego gracza sprzedanego przez klub z Madrytu (Robinho odszedł za 43 mln). Po mundialu w RPA na Mesuta Real wydał 15 mln, a więc od strony ekonomicznej transakcję można uznać za znakomitą.
To było do przewidzenia, że skoro trzy największe potęgi z Premier League (MU, MC i Chelsea), dwie w Primera Division (Real i Barca), a do tego bogaty katarskimi milionami mistrz Francji (PSG) oraz największy kolos niemiecki (Bayern) zatrudniły nowych szkoleniowców, ci będą chcieli odnowić kadry. Stąd ruch na rynku był czymś naturalnym.
Najbardziej wstrzemięźliwy okazał się David Moyes, dla którego nobilitacją jest już sam fakt zajęcia miejsca po Aleksie Fergusonie. Czy przeciętny start w Premier League (4 pkt w trzech meczach), to nie dowód, iż klub z Old Trafford popełnia błąd, nie sprowadzając żadnej nowej gwiazdy? A może determinacja, by w ostatniej chwili wydać 30 mln na Fellainiego wzięła się właśnie z przekonania, że bez świeżej krwi drużyna może popaść w stagnację.
W szaleńczy wir transferów tego lata pozwoliły się wciągnąć nie tylko starzy bogacze i nowobogaccy. Właściciel Napoli Aurelio de Laurentiis nie był zainteresowany 64 mln euro, które przyniósł transfer Edinsona Cavaniego. Natychmiast wydał je na sprowadzenie trzech graczy Realu: Gonzalo Higuaina, Jose Callejona i Raula Albiola. Dzięki temu można było ogłosić, że po latach rekordowych wydatków Florentino Perez nauczył się w końcu nie tylko oddawać piłkarzy, ale ich także sprzedawać (co potwierdził casus Oezila). Już na początku sezonu w Serie A cała trójka byłych graczy "Królewskich" daje nadzieję, że po Cavanim Neapol nie będzie płakał bardzo długo.
Klubowy rekord zakupów pobił tego lata także Tottenham, 100 mln za Bale’a zostało wydane na Soldado (30), Lamelę (30), Paulinho (20), Eriksena (13), Capoue (11), Chirichesa (9,5). Zdaniem konserwatywnego trenera Arsenalu Arsene’a Wengera hurtowe kupowanie graczy jest absurdem z punktu widzenia szkoleniowego, ponieważ niszczy stabilność kadry. Póki co, wczorajszy wynik derbów Londynu przyznał mu rację. Arsenal w starym składzie, pokonał Tottenham 1-0, tyle, że po trzech kolejkach oba zespoły mają po 6 pkt. Może pod wodzą Andre Villasa-Boasa nowi gracze Spurs zrównoważą stratę największej gwiazdy?
Mający duszę nauczyciela Wenger pozostanie przy swoim zdaniu, że windowane owczym pędem ceny za piłkarzy i ich zarobki, dawno straciły jakikolwiek kontakt z rozsądkiem. Będzie to jednak wyłącznie wołanie na puszczy. Zapewne Arsenal znów zwojuje za mało, by jego trener odzyskał blask i autorytet sprzed dekady. Bardziej prawdopodobne, że kiedyś wreszcie straci posadę.
Aktualna od początku lata debata, czy sprowadzony do Barcelony za 57 mln euro Neymar nawiąże porozumienie z Messim, nie znalazła jeszcze namiastki rozwiązania, a już zastępuje ją nowa. Jak ułożą się relacje Bale’a z Cristiano Ronaldo? Walijczyk uważa Portugalczyka za swój piłkarski wzór, nie wiadomo jednak, czy mistrz zaakceptuje ucznia mogącego zagrażać jego pozycji? Minął właśnie rok od chwili pamiętnego oświadczenia Ronaldo, że jest smutny. A porozumienia w sprawie przedłużenia kontraktu z klubem i oczekiwanej podwyżki, wciąż nie ma.
Największy wygrany ubiegłego sezonu Bayern Monachium, który latem miał najmniej powodów do zmian, nie tylko zatrudnił drogiego trenera Pepa Guardiolę, ale też wydał na transfery ponad 60 mln euro. Rekordy wydatków na graczy biła nawet będąca synonimem skromności ekonomicznej Borussia Dortmund.
Petrodolarowe Manchester City i PSG już tradycyjnie przekroczyły latem granicę 100 mln na nowych graczy, dołączyło do nich Monaco, od wczoraj nowy lider Ligue 1. Czy zwycięstwo w Marsylii to dowód, że za pieniądze Dmitrija Rybołowlewa powstaje dla PSG konkurent do walki o tytuł mistrza Francji? Trener Claudio Ranieri radzi się wstrzymać z tak optymistycznymi prognozami. Tak czy siak, samo pojawienie się pełnej gwiazd drużyny z księstwa, budzi ogromne zainteresowanie na stadionach Francji.
Za sprawą pieniędzy oligarchów i szejków liga francuska przestaje być wyłącznie miejscem pracy dla graczy obiecujących. Staje się taka samą fabryką snów, jak jej konkurenci. Magia nazwisk działa na kibiców jak magnes, niezależnie od kraju, ligi, tradycji, możliwości finansowych, wysokości podatków i ograniczeń ekonomicznego fair play. Kibic ma kryzys w domu, w ulubionym klubie woli choć namiastkę futbolowego Hollywoodu.
Kiedy pytano speców od Premier League o tegorocznego faworyta rozgrywek, wielu wskazywało na Chelsea, wierząc w geniusz Jose Mourinho. Charyzma i kontrowersyjny charakter Portugalczyka, który przysporzył mu tylu wrogów, najpierw we Włoszech, a potem w Hiszpanii, zdaje się znów działać na Wyspach. Przebudowywany zespół nie przegrał na Old Trafford, zagrał znakomicie w meczu o Superpuchar Europy z Bayernem. Topnieją wątpliwości, czy będzie to w najbliższym czasie jedna z wiodących sił na kontynencie.
Lawina transferowa ma swoje niekwestionowane zalety. Ruch w futbolowym biznesie sprzyja generowaniu milionów, nakręcając spiralę zainteresowania i emocji. Nie zawsze trzeba do tego jednak niebotycznych kwot. Zadłużone Atletico Madryt postawił na nogi Diego Simeone, przyjmując do wiadomości, iż klub nie może sobie pozwolić na utrzymanie graczy w typie Radamela Falcao wartych 60 milinów euro.
"Stary" David Villa, sprowadzony za bezcen z Barcelony zdobył gola w starciu o Superpuchar Hiszpanii, a wczoraj zaliczył bramkę i asystę w wyjazdowym hicie z Realem Sociedad, pogromcą Lyonu w drodze do Ligi Mistrzów. Zanosi się na to, że, ani w Hiszpanii, ani w Champions League, żaden rywal Atletico nie będzie spał spokojnie. Po starciu z drużyną z Madrytu pozostanie mu w pamięci dręczące widmo sfory gończych psów zapędzających go w ślepą uliczkę, jak niedawno Neymara i Messiego. Tak bywa z drużynami, którymi nie rządzą kaprysy gwiazd, ale charyzmatyczny trener. Różnorodność postaw i koncepcji w futbolu jest jego błogosławieństwem.
Więcej na ten temat
La Liga 14.12.2024 | Rayo Vallecano | 3 - 3 | Real Madryt | Relacja |
La Liga 22.12.202416:15 | Real Madryt | - | Sevilla FC |