Partner merytoryczny: Eleven Sports

Bo do tanga trzeba dwojga, czyli który duet okaże się lepszy

Neymar i Messi, czy Ronaldo i Bale? Po rekordowym transferze Walijczyka rusza akademicka dyskusja, który duet: barceloński, czy madrycki, osiągnie wyższy status w świecie futbolu?

Który duet sprawi swoim kibicom więcej radości?
Który duet sprawi swoim kibicom więcej radości?/AFP

Nieustanne porównywanie Leo Messiego z Cristianem Ronaldem obrzydło już najwytrwalszym. Ile razy można powtarzać to samo? Zderzaniem Argentyńczyka z Portugalczykiem zajmowali się w ostatnich latach nie tylko kibice, spece od piłki i dziennikarze, ale pracownicy naukowi uniwersytetów o dumnie brzmiących nazwach. Futbol jest tematem tak nośnym, że profesorowie również chcieli zaznaczyć swoją obecność na tym polu. Zważono w miligramach, obliczono w setnych sekundy, zmierzono w milimetrach i nadal wiemy o obydwu ikonach piłki mniej więcej to samo.

Jest jednak dobra wiadomość dla tych, których ta odwieczna debata znużyła do cna. Po spektakularnym transferze Garetha Bale'a hiszpańskie media natychmiast wystartowały z nowym projektem, by porzucić zgrane do granic absurdu porównywanie jednostek, zajmując się duetami. Kto więc będzie lepszy - Neymar z Messim, czy Ronaldo z Balem?

W ankietach madryckich dzienników przewagę zyskała druga para. W ankietach katalońskich - pierwsza. Czy to bezstronna ocena atutów obu duetów, czy też życzeniowe myślenie fanów Barcelony i Realu? Jeden z dyrektorów barcelońskiego dziennika "Sport" chwycił za pióro i postanowił bronić karkołomnej tezy, że transferowy rekord świata ustanowiony właśnie przez Florentina Pereza (o ile Bale rzeczywiście kosztował 101 mln euro jak utrzymuje Tottenham) może przysłużyć się ...Barcelonie.

W jaki sposób? Twierdzi on, że przyjście Walijczyka kosztem uwielbianego przez kolegów z Realu Mesuta Oezila wpłynie negatywnie na Ronalda i resztę królewskiej drużyny. Rzeczywiście kluczowi piłkarze z Santiago Bernabeu nie kryli głębokiego rozczarowania z powodu straty Niemca. Zawodowa drużyna piłkarska to jednak coś znacznie więcej niż grupa kumpli lepszych lub gorszych.

Czy przybycie Bale'a do Madrytu podważa w jakimś stopniu dominującą pozycję Cristiana Ronalda? Nic na to nie wskazuje. Na prezentacji Walijczyk powtórzył to, co mówił wielokrotnie, że szefem na Santiago Bernabeu jest Portugalczyk. - To najlepszy piłkarz świata, przybywam, by pomagać i uczyć się od niego - ogłosił. Zastosował więc tą samą taktykę, co Neymar, gdy po transferze do Barcelony zamęczano go pytaniami o relacje z Messim.

Najzabawniejszy jest może fakt, że próbujące stawiać pod znakiem zapytania klasę Neymara media w Madrycie, wciąż nie mogą odżałować, że w 2006 roku, gdy 14-letni Brazylijczyk był na testach w Realu, jeden z działaczy nie zdecydował się wydać na niego 60 tys. euro. Bliźniaczą strategię stosują jednak dzienniki barcelońskie. Kiedy kilka lat temu wydawało się, że przyszłością Neymara będzie Santiago Bernabeu, media w Katalonii przedstawiały go jako napuszoną, rozkapryszoną gwiazdkę, która nigdy nie znalazłaby wspólnego języka z dobrze wychowanymi chłopakami z "La Masii". Z czasem trzeba było drastycznie zmienić front, po transferze do Barcelony Brazylijczyk jest przedstawiany, jako przyszły bohater Camp Nou.

Rzeczywistość jest taka, że wiosną tego roku Real walczył o Neymara do ostatniej chwili, tyle, że Brazylijczyk przyjął już wcześniej od Barcelony czek na 40 mln euro, wiążący jego przyszłość z Camp Nou. Z kolei klub z Katalonii od lat interesował się Garethem Balem, ale cena Walijczyka szła w górę tak gwałtownie, iż wszelkie nadzieje na transfer okazały się płonne. I chyba dobrze się stało, bo delikatny artysta taki jak Neymar wydaje się bardziej kompatybilny z grą Barcelony, a gladiator Bale z dynamiczniejszym stylem Realu.

Borussia też nie musi się wstydzić duetu Reus-Lewandowski/AFP

Oczywiście sukcesu Katalończyków nie da się zbudować wyłącznie na porozumieniu miedzy Messim i Neymarem, tak jak "La Decima" nie zagwarantują bajeczne szarże Ronalda i Bale'a. Futbol to gra skomplikowana. Mnogość interpretacji, przewidywań i uproszczeń jest w zasadzie nieograniczona. Wszystkim tym, którzy uważają, że przyszłość Barcelony i Realu będzie zależała od znacznie większej liczby czynników niż współpraca dwóch najbardziej medialnych graczy w zespole, pozostaje uzbrojenie się w cierpliwość. Każda, najbardziej wymyślna teoria piłkarska znajduje w końcu weryfikację na boisku.

Tak jak Messi z Neymarem będą zależeć od formy Xaviego, Iniesty, Busquetsa i Fabregasa, tak Ronaldo i Bale nie zdziałają wiele bez wsparcia Modrica, Isco, Khediry, czy Benzemy. Futbol to nie tango, para to za mało.

Wystarczy przypomnieć sobie jak to było przy porównywaniu Messiego do Ronalda. Kiedy dominowała Barcelona, niemal wszyscy uważali jej argentyńskiego lidera za niedoścignionego geniusza. Ostatnio tendencja się jednak odwróciła, więc liczba zwolenników teorii, że numerem 1. jest Portugalczyk, zaczęła wzrastać lawinowo.

Póki co najlepszym graczem sezonu 2012-2013 został Franck Ribery wyprzedzając Messiego i Ronaldo. Nowy plebiscyt UEFA zdaje się mieć znacznie bardziej racjonalną formułę niż zdecydowanie bardziej ceniona Złota Piłka, zmieniająca się w test popularności piłkarzy. To Bayern Monachium królował w Europie, a francuski skrzydłowy razem z Arjenem Robbenem brylowali w kluczowych meczach Champions League. Oczywiście jako część całości, do której nie mniej wnosili Schweinsteiger, Martinez, Lahm, Mueller, czy Dante.

Tak więc pytanie: Messi-Neymar, czy Ronaldo-Bale jest póki co mocno naciągane. Ambicje Barcy i Realu dotyczą przecież zdecydowanie bardziej Champions League niż Primera Division. Jeśli obie pary futbolowych gigantów mają się z kim mierzyć, to raczej z gwiazdami Bayernu, Manchesteru United, Chelsea, Juventusu, a może także PSG, gdzie spotkali się Ibrahimović z Cavanim. A przecież nawet skromna Borussia Dortmund ma sztandarowy duet Reus-Lewandowski, którego nie musi się wstydzić w tym zacnym gronie.

W teorii porównywać można wszystko ze wszystkim, realnym rozstrzygnięciem dylematów są jednak trofea zdobywane przez drużynę. Nadawanie przesadnego znaczenia jednostkom, bywa czynnością przyjemną i chwytliwą, ale często bezpodstawną.

Z punktu widzenia piłkarskiego, fascynujące na Santiago Bernabeu będzie to, czy Isco zdoła zrekompensować stratę Oezila? A może to jednak Luka Modric zostanie zmuszony do gry za napastnikami? Czy Barcelona poradzi sobie z deficytem środkowych obrońców, skoro jej sytuacja kadrowa po oddaniu Erica Abidala jest gorsza niż rok temu?

Oczywiście te sprawy nie mają takiego kalibru medialnego, jak kwestie związane z wielkimi nazwiskami, za którymi stoją setki milionów. Dlatego zapewne już niedługo doczekamy poważnych opracowań uniwersyteckich na temat wyższości Messiego i Neymara nad Balem i Ronaldo lub odwrotnie. Póki co punktem odniesienia w światowej piłce jest jednak duet Ribery-Robben, a standardy wyznacza nie Real i Barcelona, ale Bayern Monachium.

Na razie to Franck Ribery i Arjen Robben rządzą piłkarskim światem/AFP
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem