Partner merytoryczny: Eleven Sports

Zaskoczył go czarownik, padający deszcz i... coś jeszcze

Erwin Wilczek o mało co nie został drugim polskim trenerem, który zdobył kontynentalne trofeum w Afryce. Z prowadzonym przez siebie klubem z Gabonu AS Sogara, z położonej nad oceanem miejscowości Port-Gentil, zdobył kilka cennych trofeów.

Jean-Paul Belmondo nie żyje! Boks był jego drugą pasją. WIDEO/INTERIA.TV/INTERIA.TV

W środę do Polski dotarła smutna wiadomość, w wieku 81 lat zmarł we Francji jeden z najlepszych piłkarzy w historii Górnika Zabrze, a na pewno najbardziej utytułowany, bo na swoim koncie ma 9 tytułów mistrza i 6 Pucharów Polski, co czyni go absolutnym rekordzistą w historii naszego futbolu.

Nie wiedział, gdzie to jest

Wilczek na swoim koncie ma też spore osiągnięcia jako szkoleniowiec. I to nie gdzie indziej, jak na Czarnym Kontynencie, gdzie wyjechał do pracy w połowie lat 80.

Na potrzeby książki "Afryka gola! Futbol i codzienność", tak opowiadał mi o całej historii. - Straciłem akurat posadę w Valenciennes, a jeden z moich kolegów pracował akurat w Afryce. W któryś dzień zadzwonił do domu. Mnie nie było wtedy na miejscu, więc żonie wytłumaczył, że jest zajęcie w Gabonie. Kiedy się o tym dowiedziałem, to nawet nie miałem pojęcia, gdzie to jest. Potem spędziłem w tym kraju siedem lat. To była prawdziwa przygoda życia - wspominał.

Praca z prowadzonym przez siebie klubem AS Sogara, to pasmo sukcesów. Z sześciu mistrzostw kraju, jakie drużyna znad oceanicznego miasta ma w swojej gablocie, trzy są udziałem Wilczka trenera, do tego dwa Puchary Gabonu. W 1986 roku odniósł jeden z największych sukcesów w historii piłki w kraju leżącym na Równiku, z AS Sogara awansował do finału afrykańskiego Pucharu Zdobywców Pucharów. Tylko ten jeden raz klubowi z Gabonu udała się ta sztuka, właśnie pod okiem śląskiego szkoleniowca.

Chcieli zlinczować sędziego

W finale African Cup Winners’ Cup rywalem był nie byle kto, bo najbardziej obecnie utytułowany klub Afryki kairski Al-Ahly. Jedenastka z Egiptu na swoim koncie ma... 21 kontynentalnych trofeów, w tym 10 klubowych mistrzostw kontynentu i cztery właśnie w Pucharze Zdobywców Pucharów w wersji afrykańskiej.  

- Pierwszy mecz przegraliśmy z nimi 0-3. W rewanżu u siebie do przerwy było 2-0 dla nas. Potem udało się jeszcze zdobyć trzeciego gola, ale sędzia go nie uznał. Dopatrzył się nie wiem czego, a kibice chcieli go zlinczować. Niewiele brakowało do tego, żeby odrobić straty i zdobyć ten puchar - opowiadał mi lata temu Wilczek.

Przepowiedział deszcz

Przed tym spotkaniem wydarzyła się niesamowita historia. - Kiedy przyjechałem do Afryki, kompletnie nie miałem pojęcia o ich zwyczajach, tradycji. Wchodzę do szatni, a tu pałęta się nie wiadomo kto. Wysypuje na piłkarzy jakiś proszek i tylko przeszkadza mi w pracy. Powiedziałem mu, żeby się wynosił. Kolega z Francji wziął mnie jednak na bok i delikatnie wytłumaczył, że to "preparatoire psychologique“, tak go tam nazywali. Cały czas kręcił się blisko zespołu. Przed meczem z Egipcjanami w finale mówi, że będzie padać. Tylko się uśmiechnąłem, bo był taki upał, że nie szło wytrzymać, a na niebie żadnej chmury. Zresztą tam mecze zawsze graliśmy o godzinie 15.00, w największym słońcu. Na pięć minut przed rozpoczęciem lunęło. Ten deszcz nam pomógł - mówił Wilczek.

Dodajmy, że pięć lat wcześniej, w 1981 roku, klubowy Puchar Afryki, a więc wygraną w tych najbardziej prestiżowych zawodach, zdobył z prowadzonym przez siebie JS Kabylie, wtedy JE Tizi-Ouzou Stefan Żywotko, który w styczniu kończy 102 lata!

Pytany o Wilczka sędziwy szkoleniowiec, mieszkający od zakończenia II wojny w Szczecinie, mówił mi. - Nie było okazji go spotkać, bo w Gabonie akurat nie byliśmy. Z Polakami, podczas tych swoich afrykańskich podróży spotykałem się sporadycznie. Pracowali na kontraktach, np. w szpitalach i czasami zdarzyło się porozmawiać po naszych meczach - mówił mi trener Żywotko, który JS Kabylie prowadził przez rekordowe 14 lat, w okresie 1977-1991.

Nasikali do butelki

Co do Wilczka, to w Gabonie przeżył niejedno. Jeszcze raz wrócę do książki "Afryka gola" swojego autorstwa. - Tych przesądów i zwyczajów było co niemiara. Kiedyś pojechaliśmy na derbowy mecz, chcemy wchodzić do szatni, a nasz "preparatoire psychologique“ mówi, że nie wolno nam tam wejść. Pytam go dlaczego, a on na to, że na środku jest wysypana dziwna substancja. Nie było więc siły i trzeba było zaczekać. Tymczasem on wziął plastikową butelkę i kazał naszym kibicom nasikać do niej. Potem spryskał tym całą szatnię i powiedział, że teraz możemy już tam nie wchodzić. Tak śmierdziało, że ani ja, ani nasi zawodnicy nie mieliśmy jednak ochoty korzystać z niej - śmiał się były zawodnik Górnika.

Wilczek pracował w Gabonie przez 7 lat. Zostałby tam dłużej, miał nawet objąć reprezentację kraju, gdyby nie rozruchy i niepokoje. Jest legendą nie tylko w Górniku, ale też w dalekim klubie z Gabonu.

Michał Zichlarz       

Erwin Wilczek nie żyje/Fot. Michal Chwieduk / EDYTOR.net/NEWSPIX.PL/Newspix
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem