Partner merytoryczny: Eleven Sports

Widzew Łódź. Nowy prezes zapowiada: Nie będziemy wydawać na piłkarzy wielkich pieniędzy

Mateusz Dróżdż właśnie objął stanowisko prezesa Widzewa. – Przede wszystkim będę pilnować finansów i rozwoju drużyny. Jeśli zauważę, że zespół się nie rozwija sportowo albo przekraczany jest budżet płacowy, to wówczas wyciągnę konsekwencje – zapowiada.

Wojciech Kowalewski dla Interii: W meczu ze Szwecją nie będziemy w komfortowej sytuacji. Wideo /Zbigniew Czyż/INTERIA.TV

Dróżdż to już siódmy szef łódzkiego klubu w ciągu ostatnich sześciu lat. Rok 2015 jest wspomniany nieprzypadkowo, bo wtedy Widzew stanął na krawędzi przepaści, ale dzięki pomocy kibiców nie zginął, tylko zaczął odbudowę od czwartej ligi. Teraz jest na zapleczu ekstraklasy, ale marzy o awansie i nawiązaniu do sukcesów sprzed lat. To czterokrotny mistrz Polski, półfinalista Pucharu Europy i uczestnik Ligi Mistrzów. - Nie wyobrażam sobie tego klubu bez ambicji. To jest trudna droga, bo zostaliśmy daleko z tyłu, ale myślę, że każdy widzewiak powinien chcieć kolejnego mistrzostwa. I to nie jest tak, że obiecuję to za rok czy za dwa, bo to zależy od wielu okoliczności, ale musimy wrócić do czołówki polskiej piłki - twierdzi Tomasz Stamirowski, właściciel Widzewa.

Strefa Euro - zaprasza Paulina Czarnota-Bojarska i goście - Oglądaj!

Jedną z pierwszych decyzji było właśnie zatrudnienie Dróżdża, który ma dużo doświadczenia z pracy w sportowych klubach - był prezesem Zagłębia Lubin czy przewodniczącym rady nadzorczej Górnika Polkowice. - Widzew to duża marka, zarówno pod względem sportowym, jak i kibicowskim. Jeśli spojrzeć na kwestie czysto zawodowe, ale i pasję do piłki, nie może być chyba większego wyzwania niż praca w roli prezesa zarządu w tym klubie. To dla mnie olbrzymie wyróżnienie - zapewnia Dróżdż na oficjalnej stronie klubu.

Choć Widzew zyskał nowego właściciela, który zapowiedział, że zainwestuje 15 mln złotych w ciągu najbliższych pięciu lat, to klub nie zamierz szastać pieniędzmi. A w ostatnich sezonach piłkarze tej drużyny mogli naprawdę dobrze zarobić. Gwiazda drużyny, której w przyszłym sezonie już nie będzie w zespole, zarabiała 60 tys. złotych miesięcznie (netto). Nie brakowało też kontraktów rzędu 30-40 tys. zł, a sportowo sezon zakończył się klęską. Zespół nie zagrał nawet w barażach o ekstraklasę. Teraz tak wysokich umów ma nie być. Stamirowski powiedział, że "będzie liczyć pieniądze, bo inwestuje własne", a ma to realizować właśnie Dróżdż.

Gdziekolwiek jesteś, słuchaj meczu na żywo! - Relacja live tylko u nas!

- Nie chcemy wydawać na piłkarzy wielkich pieniędzy. Poprzednie sezony pokazały, że nie do końca się to sprawdza i najpierw trzeba zbudować fundamenty. Dlatego tak ważne jest stworzenie profesjonalnego pionu sportowego, który zajmie się doborem zawodników zarówno pod kątem sportowym, jak i mentalnym - zapewnia Dróżdż. - W profesjonalnym klubie trzeba otaczać się specjalistami, a moją rolą będzie ich rozliczenie z wykonanych zadań. Będę m. in. pilnować finansów i rozwoju drużyny. Staram się jednak nie być prezesem od wszystkiego. Nie przyprowadzę zawodników, nie powiem sztabowi, że oni są najlepsi, mamy z nimi podpisać kontrakty i będą grać.

Celem Widzewa ma być powrót do ekstraklasy, ale jak twierdzi prezes Dróżdż, nie za wszelką cenę. Tyle że oczekiwania kibiców są zupełnie inne. Muszą jednak zdawać sobie sprawę, że zespół czeka kolejna rewolucja kadrowa. Jest nowy trener, a z zespołu odejdzie nawet kilkunastu zawodników. W ich miejsce przyjdą następni, którzy będą potrzebować czasu, by się ze sobą zrozumieć.

- Najpierw musimy zbudować struktury sportowe, byśmy mogli za rok powiedzieć, że zrobiliśmy coś, co będzie klubowi służyło dłużej. Jeśli pojawi się szansa na awans, to trzeba będzie o niego z całych sil walczyć, bo Widzewowi nie przystoi grać w I lidze. Chcemy drużyny odważnej, walczącej w każdym meczu o zwycięstwo, ale jeśli pokażemy, że mamy pomysł i strategię, to wierzę, że kibice będą cierpliwi - twierdzi Dróżdż.

Mateusz Dróżdż/Piotr Dziurman/Newspix
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem