Partner merytoryczny: Eleven Sports

Szestakow: w Legii było dwóch bramkarzy, jeden palił jak szewc, ale nie pił, drugi upijał się, ale nie palił

W Legii był tylko przez rok. Wiosną 1992 r. Rozegrał 16 meczów i strzelił jednego gola, a jesienią tego samego roku wystąpił w zespole z Łazienkowskiej 21 razy, też raz trafiając. Potem Siergiej Szestakow zniknął z Polski, pograł jeszcze trzy lata i zakończył karierę. Jako piłkarz był przez 13,5 sezonu zawodnikiem Dinamo Stawropol, oprócz tego miał epizody w Legii, Daugavie Ryga i Ładzie Togliatti. Znacznie ciekawsze rzeczy robił po zakończeniu kariery piłkarskiej.

Tomasz Hajto, Jerzy Engel i Maciej Żurawski o tenisie (POLSAT SPORT) Wideo/Polsat Sport/Polsat Sport

Szestakow zaczął karierę trenerską, jako trener rezerw Dinama Stawropol, potem pierwszej drużyny tego klubu. Pracował też m.in w Szinniku Jarosław, Kamazie Nabiereżnyje Czełny, Łucz Władywostok i Bałtyce Kaliningrad. W latach 2011-12 był dyrektorem sportowym FC Astana.

W Rosji jest jednak znany jako skaut, który sprowadził wiele gwiazd do CSKA Moskwa w latach 2007-10, kiedy Wojskowi byli liczącym się klubem w całej Europie - w 2010 r. CSKA grał w ćwierćfinale Ligi Mistrzów.

O tym, kogo ściągnął do Rosji i dlaczego do CSKA nie trafił Robert Lewandowski, Szestakow opowiadał w wywiadzie dla matchtv.ru.

- Jak to działało? Kiedy sprzedaliśmy Żarkowa do Chelsea Londyn powiedziano nam "Potrzebujemy pięciu kandydatów na lewego pomocnika". Trener dostawał taką listę i wybierał z niej tego, którego kupowaliśmy. Każdy kandydat do gry był bardzo poważnie badany. Oglądaliśmy niezliczoną liczbę płyt. W 2009 r. nie było bowiem specjalnych programów komputerowych do skautingu - wspominał.

Wśród piłkarzy "wyskautowanych" przez Szestakowa było kilka gwiazd światowej piłki. Były legionista jest dumny, że do CSKA sprowadził Ałana Dzagojewa, 56-krotnego reprezentanta Rosji, który strzelił Polsce gola na Euro 2012. Znalazł go w klubie Akademija Dimitrowgrad, kiedy piłkarz miał zaledwie 17-lat.

Namówił do gry Moskwie Zorana Tosicia, reprezentanta Serbii znanego z występów w Manchesterze United, FC Koeln i Partizanie Belgrad. Kolejny jego gracz to Seydou Doumbia, reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej, którego CSKA ściągnęło z Young Boys Berno, a grał potem w tak wielkich klubach, jak AS Roma, Newcastle, Basel i Sportingu Lizbona.

Innym piłkarzem skatowanym przez Szestakowa był Tomas Necid, znany z nieudanych występów w Legii, ale w Moskwie Czech radził sobie całkiem dobrze - w 75 meczach strzelił tam 19 goli.

Lewandowski nie pasował CSKA

Szestakow jako skaut CSKA zjeździł pół świata. Szukał piłkarzy w Brazylii, Argentynie czy Ghanie.

- Jak zobaczyłem w Gremio Porto Alegre Douglasa Costę, to powiedziałem "to jest bomba". Mówiłem mu, żeby jechał ze mną do Moskwy, ale nie zdołałem go przekonać. Najbardziej ekstremalną podróż odbyłem jednak na Puchar Narodów Afryki w 2008 r. do Ghany. Przyleciałem, było całkowicie ciemno. Błyskały mi tylko zęby potężnych Ghańczyków. Przede mną była jeszcze podróż do hotelu. Z tłumu taksówkarzy postanowiłem wybrać takiego, który wyglądał na najsłabszego fizycznie. Mieliśmy ze cztery przystanki po drodze. Gdzieś znikał, a jak wracał to mówił mi, że palił. Nie wiedziałem o co chodzi, bo przejechaliśmy przez centrum, gdzie były ładne domy i hotele, zatrzymaliśmy się w jakiejś podejrzanej okolicy. A on chodził i się pytał o hotel, taki a taki. Rano obudził mnie huk. Zobaczyłem, że dziesięć osób wpycha do rzeki jakąś łódź. Pomyślałem wtedy, że mieszkam w eleganckim kraju i muszę to docenić - wspominał Szestakow w rozmowie z matchtv.ru.

Były legionista przyjechał też na łowy do Polski. Po odejściu Vagnera Love z CSKA rosyjski klub zainteresował się Robertem Lewandowskim.

- Razem ze mną obejrzeć go w Lechu przyjechali Brytyjczycy i Niemcy, którzy w końcu go kupili. A dla nas po prostu nie pasował do stylu. Uznaliśmy, że to napastnik typu - jeśli partnerzy go nie karmią, to pozostaje na diecie głodowej. Szukaliśmy napastnika, który w pojedynkę zadecyduje o losach meczu, pobije, zdobędzie. Kogoś bardziej walecznego - powiedział Szestakow.

Rosjanom nie podobał się Lewandowski, ale zdecydowali się na Necida.

- Mimo całej swojej pozornej niezdarności Tomas przemieniał się w polu karnym i walił z każdej piłki. Nie miał tak błyskotliwej kariery, jak oczekiwano, ale zdecydowanie poszło mu lepiej niż wcześniej Dawidowi Janczykowi. Mogę powiedzieć, że nasz dział skautingu CSKA nie przyjął z zadowoleniem zakupu Janczyka. Oglądaliśmy go na Młodzieżowych Mistrzostwach Świata i nic wielkiego nie widzieliśmy. Tylko szybkość. Polak grał defensywnie, kilka razy uciekł i kilka razy strzelił. Ale nie widziałem marginesu bezpieczeństwa, potencjału. Nie wiem, z jakich powodów władze klubu go kupiły - wspomina innego byłego legionistę Szestakow, który polecał do klubu wielu innych znanych później graczy, których jednak CSKA nie kupiło m.in Mario Mandżukicia, Duszana Tadicia. Szestakow zrezygnował z pracy skauta, bo dostał świetną ofertę z Astany. Później pracował dla Romana Abramowicza w Akademii Konoplev.

Jako piłkarz Szestakow niemal przez całą karierę związany był z Dinamem ze Stawropolu - miasta, w którym przez lata rządził Michaił Gorbaczow.

- W klubie za nim nie przepadali, bo całkowicie ignorował futbol. Nigdy nie zapomnę Dnia Miasta 1986, kiedy mieliśmy mecz z Karpatami Lwów. Gorbaczow miał przyjechać do Stawropola. Konie galopowały, gimnastyczki skakały... Na boisku było tak głośno, że ciężko było grać. Prawie spóźniliśmy się na mecz ze względu na to, że całe miasto było zablokowane. A Gorbaczow w końcu nie przyjechał - wspomina pomocnik.

Legioniści bronili go po wpadce Zuba

Pod koniec lat osiemdziesiątych piłkarz wyjechał z Rosji. Na dwa lata trafił do Dugavy Ryga.

- Zobaczyłem inny sposób życia. Mówili nam, żebyśmy nie chodzili w dresach po mieście. Młodym zawodnikom nie pomagano w niczym. Wyjaśniali: "Zrób wszystko sam. Po piłce też trzeba umieć coś zrobić. Dotarłem tam w złym czasie. Moja żona pracowała w szkole, gdzie dochodziło do bójek między Rosjanami a Łotyszami. Potem było spokojniej, a Rosjanie, którzy grali w Daugavie, dołączyli do reprezentacji Łotwy, a jej trenerem został Sasza Starkov. Z innym partnerem w Rydze, Saszą Kaniszczewem, grałem później w Polsce. Warszawska Legia szukała obrońcy i wzięli mnie na testy. Trener od przygotowania fizycznego nieustannie biegał obok mnie i próbował mnie wyprzedzić. Chciał się upewnić, czy jestem zdrowy. Byłem zdecydowany na ten transfer. Podpisałem dwuletni kontrakt. Przy wsparciu firmy Kodak Legia zebrała najlepszych piłkarzy z całej Polski i zdobyła mistrzostwo. W międzyczasie okazało się, że nasz zawodnik, lwowianin Roman Zub, brał doping. Do Legii trafił po kontuzji. Jego żona była sportowcem i być może użył jakichś jej leków, aby szybciej nabrać formy i zacząć zarabiać. Pod koniec meczu z ŁKS Łódź uderzyłem z zamkniętymi oczami z trzydziestu metrów, piłka odbiła się od Zuba. Strzelił zwycięskiego gola i wzięli go do kontroli antydopingowej. Po jego wpadce nie zostałem zabrany na mecz wyjazdowy. Koledzy wyjaśnili: "Ty też jesteś Rosjaninem. Myślą, że też może coś brałeś ". Ale zawodnicy Legii obronili mnie przed kierownictwem - wspomina Szestakow.

Rosjanin wspomina, że przyjaźnił się wtedy z Maciejem Szczęsnym.

- Z ojcem obecnego bramkarza Juventusu Turyn mieszkaliśmy razem na wyjazdach. Palił jak szewc, ale nigdy nie pił. A drugi bramkarz, Zbigniew Robakiewicz, upijał się strasznie, ale w ogóle nie palił. PZPN zabrał nam wtedy tytuł. Za to kibice Legii podpalili związek. W tym czasie już jednak wyjechałem, by ratować Dynamo Stawropol. Klub macierzysty dyndał na ostatnim miejscu w ekstraklasie. Poprosili o pomoc. Miałem jeszcze roczny kontrakt z Polakami, a Legia zasugerowała: jeśli zrezygnuję z premii za ostatni sezon, to cię puścimy. Uratowaliśmy Dynamo. Wszystkie dobre rzeczy w moim życiu działy się dzięki piłce nożnej. Zarówno przyjaciele, jak i rodzina są z nią związani. Kiedyś na stadionie w Stawropolu odbył się turniej piłki ręcznej wśród dziewcząt. Przyjrzałem się uważnie ósmemu numerowi - i ta dziewczyna została moją żoną. Nasza córka jest mistrzynią sportu w gimnastyce artystycznej. Syn gra w piłkę nożną w Kazachstanie. Zięć, Siergiej Samodin, w Szynniku. Jedno z wnucząt będzie też piłkarzem - zakończył Szestakow. 

Artur Szczepanik

Stadion Legii Warszawa/LUKASZ SKWIOT/CYFRASPORT/NEWSPIX.PL/Newspix
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem