Dariusz Marzec objął Stal Mielec we wrześniu 2019 r. Drużyna zajmowała trzecie miejsce, ale sezon skończyła na pierwszym i awansowała do Ekstraklasy. Mimo to Marzec musiał pożegnać się z klubem, a w Ekstraklasie mielczan prowadzi Dariusz Skrzypczak. Piotr Jawor, Interia: W poniedziałek Stal wygrała pierwszy mecz od powrotu do Ekstraklasy - z Piastem Gliwice 3-2. Jak była pana reakcja? Dariusz Marzec, były trener Stali: - Radość, i to szczera. Klub jest klubem, a ludzie ludźmi. A mnie pozbyli się ludzie, a konkretnie prezes Bartłomiej Jaskot i dyrektor Bogusław Wyparło. Nie jest panu przykro, oglądając Stal w Ekstraklasie? - Co mam powiedzieć? Podczas podpisywania kontraktu, w bardzo trudnym dla Stali momencie, mieliśmy honorowe ustalenia, że w przypadku awansu, przedłużenie kontraktu nastąpi automatycznie. Niestety, ale panowie Wyparło i Jaskot nie dotrzymali słowa. To boli najbardziej, zresztą nie tylko mnie. Przed rozmowami o przedłużeniu umowy obawiał się pan, że coś takiego może się wydarzyć? - Nie, przecież miałem ich słowo! Czy w tej sytuacji ktokolwiek mógłby się spodziewać, że będzie inaczej? No chyba nie... Kością niezgody była osoba pana asystenta, z którym nie chciano przedłużyć umowy. Pan stanął za nim i w efekcie wszyscy odeszliście. Dziś pan tego żałuje? - Nie, zrobiłem bardzo dobrze i cieszę się, że tak postąpiłem. Później na światło dzienne wyszły inne fakty, ale teraz nie chcę grzebać w trupach. Dziś wiem, że sprawa asystenta była tylko pretekstem, ale ci ludzie wiedzieli, że ja na jego odejście się nie zgodzę. Czyli wyrok został wcześniej podpisany? - Tak było, ale o tym dowiedziałem się już po odejściu. Nie chcę o tym mówić, bo umawiałem się z jednym panem z rady nadzorczej, że zostawię to dla siebie.