Partner merytoryczny: Eleven Sports

Sławomir Peszko: Jak słyszę o dominacji Legii, to mi się śmiać chce

- Jak słyszę o dominacji Legii, to mi się śmiać chce. Dominuje to może Bayern w Niemczech czy Juventus we Włoszech. O Legii to można co najwyżej powiedzieć, że czasem ma przewagę – mówi skrzydłowy Lechii Gdańsk Sławomir Peszko. W poniedziałkowym finale Pucharu Polski będzie trzymał kciuki za Lecha, choć dla jego drużyny lepiej, aby triumfowała Legia.

Sławomir Peszko o finale PP. Wideo/Andrzej Grupa/INTERIA.TV

W finale Pucharu Polski w 2009 roku Lech Poznań pokonał na Stadionie Śląskim Ruch Chorzów 1-0, a jedynego gola zdobył Sławomir Peszko. Piłkarz Lechii Gdańsk przyznaje, że w tegorocznym finale będzie kibicować Lechowi.

- To oczywiste, bo mimo że teraz gram w Lechii, to czuję sentyment do Lecha. Oddaję całe serce Lechii, coś się skończyło w Lechu, coś się zaczęło w Lechii - to normalne w życiu piłkarza - mówi zawodnik gdańskiego klubu, który nie zgadza się z opinią, że Legia zdominowała Ekstraklasę.

- Jak słyszę takie opinie dziennikarzy, to śmiać mi się chce. Dominuje to Bayern w Niemczech czy Juventus we Włoszech. O Legii to można co najwyżej powiedzieć, że czasem ma przewagę, zresztą widać po dzisiejszym wyniku (0-2 w Lubinie - red.). Jeśli ktoś pisze o jej dominacji, to co najwyżej finansowej - irytuje się Peszko.

Co ciekawe, szanse klubu z Gdańska na awans do pucharów zwiększą się wtedy, gdy w poniedziałek Puchar Polski zdobędzie Legia. Wtedy awans do eliminacji Ligi Europy wywalczy także czwarty zespół Ekstraklasy. - Oczywiście, że dalej jestem za Lechem. OK, niech Lech zdobędzie puchar, my wywalczymy trzecie miejsce. Mamy teraz dwa mecze w Gdańsku, tu gramy ofensywniej i lepiej, wspierają nas kibice. Tracimy cztery punkty do Zagłębia, ale oni dwa spotkania rozegrają na wyjeździe - mówi Peszko. Lechia traci do zespołu z Lubina trzy oczka, ale aby go wyprzedzić, musi zgromadzić o punkt więcej.

Gdańszczanie nie byli zbyt szczęśliwi po remisie w Poznaniu z Lechem 0-0. Podobne zresztą nastrije panowały w ekipie "Kolejorza".

Sławomir Peszko/Jakub Kaczmarczyk/PAP

- Wiedzieliśmy, że Lech nie jest ostatnio w jakiejś superdyspozycji, my natomiast mamy bardzo duży potencjał i mocnych zawodników. Nie do końca zaprezentowaliśmy jednak to, co poprzednio w Warszawie czy Lubinie. Lech zepchnął nas w drugiej połowie do defensywy, miał przewagę i kilka sytuacji. My odgryźliśmy się w końcówce. 0-0 nikomu nic nie dawało, Lech czuje niedosyt, my też nie jesteśmy usatysfakcjonowani. Cóż, mimo średniej gry bierzemy punkt i jedziemy do Poznania. Przepraszam, do Gdańska - opowiadał Sławomir Peszko.

Piłkarz Lechii przypomniał, że na mecz klubowy przyjechał do Poznania po sześciu latach. Z Lechem pożegnał się w grudniu 2010 roku, ostatni raz przy Bułgarskiej zagrał wtedy w pamiętnym spotkaniu z Juventusem Turyn, po którym "Kolejorz" świętował awans do 1/16 finału Ligi Europy.

- Później przyjeżdżałem tylko na spotkania międzynarodowe z reprezentacją. No i czasem żeby odwiedzić przyjaciół z Lecha. Były więc emocje dzisiaj przed meczem, ale udało się je ugasić, zresztą dla dobra mojego zespołu - stwierdził Peszko i potwierdził, że istniała możliwość jego powrotu do "Kolejorza". Czy ten dzisiejszy Lech jest rzeczywiście słaby od tego z 2010 roku, gdy z Peszką w składzie zdobył mistrzostwo Polski?

- My mieliśmy Lewandowskiego, on strzelał bramkę za bramką i wygrywaliśmy mecze - skomentował skrzydłowy Lechii.

Andrzej Grupa

INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem