Partner merytoryczny: Eleven Sports

Salamon za Crnomarkovicia, a Karlström za Muhara. Kolejorz na zimowe transfery wydał 1,5 mln euro

Zimowe okno transferowe należy do Lecha Poznań. Kolejorz zbroi się szybko, mądrze i… nietanio. Wydaje się, że słabe ogniwa zostały precyzyjnie zastąpione piłkarzami z dużym, jak na nasze warunki, potencjałem. Czy pozyskanie Bartosza Salamona, czy Jespera Karlströma pozwoli Kolejorzowi uratować sezon?

Cezary Kowalski dla Interii: Lech zaliczył zjazd, ale Żuraw to dla mnie trener roku./INTERIA.TV/TV Interia

Pomimo zimowej aury, Lech szybko rozgrzał swoich kibiców - już w grudniu ogłoszono, że do Poznania trafi kapitan mistrza Szwecji Djurgårdens, Jesper Karlström. Choć Szwed nigdy nie zwojował swojej reprezentacji, a Euro 2020 raczej obejrzy w telewizji, to jego piłkarskiej klasy nie należy lekceważyć. Twardy jak skała 25-latek ma nie tylko spore doświadczenie ligowe, ale także pucharowe (rozegrał dziesięć meczów w eliminacjach Ligi Europy). Według ustaleń Interii, za wycenianego na 1,5 mln euro pomocnika Lech zapłacił 600 tys. euro. Z której strony by nie patrzeć - była to kusząca promocja.

Paradoks tego transferu polega jednak na tym, że Karlström znajdował się na liście Kolejorza już latem 2019 roku. I był na niej numerem 1. Poznaniacy długo próbowali dopiąć transakcję, a gdy się to nie udało, sprowadzili... Karlo Muhara. Ten został natomiast symbolem pomyłek ostatnich lat. Teraz Karlström zastępuje Chorwata, który - ku uciesze kibiców - ruszył na wypożyczenie. Na papierze wymiana mało mobilnego i słabego piłkarsko Muhara na Karlströma wygląda obiecująco. Jednocześnie na Bułgarskiej trzymają kciuki, że w Muhar w Kayserisporze "odpali" i Turcy go wykupią. Kto wie, może faktycznie uda się mieć ciastko i zjeść ciastko.

Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie

Salamon powrócił do domu

W pewnych elementach podobna jest historia Bartosza Salamona, który już pół roku temu był w Poznaniu i nawet szukał apartamentu. W SPAL niespodziewanie doszło jednak do trzęsienia ziemi i pracującego w klubie od ponad pięciu lat trenera Luigi Di Biagio zastąpił Pasquale Marino. Nowy szkoleniowiec stwierdził, że to właśnie Polak - do tej pory będący tylko rezerwowym - będzie ostoją jego defensywy. Salamon spakował więc walizki, podziękował poznaniakom i szybko wrócił do Włoch.

Gdyby już wtedy transfer byłego reprezentanta Polski doszedł do skutku, Wielkopolskę prawdopodobnie opuściłby Đorđe Crnomarković. I faktycznie: gdy pochodzący z Murowanej Gośliny Salamon (w Lechu występował jako junior w latach 2004-06; w 2006 roku odszedł do Brescii), w końcu wrócił do domu, Crnomarković natychmiast udał się na półroczną zsyłkę do Zagłębia Lubin.

Nie ma w tym nic dziwnego, bo mający na koncie 249 meczów w Italii Salamon ma być liderem Kolejorza i jego nową twarzą. Poza tym ten transfer także wygenerował niemałe koszty, bo choć umowa 29-latka z klubem z Ferrary kończyła się już w czerwcu, to Lech musiał sięgnąć do sakwy, ponosząc koszty związane z wykupieniem karty, prowizjami menadżerskimi i bonusem dla zawodnika.

Milić - piłkarz potrzebujący czasu

Do grona stoperów dołączył także Antonio Milić, który jest największą niewiadomą spośród zimowego zaciągu. W swoim życiorysie co prawda może wskazać na grę w Hajduku Split czy KV Oostende, ale ostatnie dwa lata - pomijając wypożyczenie do drugoligowego Rayo Vallecano - nie były jego najlepszym czasem. Lech jednak zaryzykował, wyłożył ponad pół miliona euro i podpisał z ex reprezentantem Chorwacji dwuipółletni kontrakt. Co ciekawe, musiał przelicytować m.in. Rayo, które długo negocjowało z Anderlechtem Bruksela transfer definitywny.

Czy pozyskanie będącego na zakręcie zawodnika to na pewno dobra decyzja? Z pewnością to inwestycja, choć dość ryzykowna. A do stwierdzenia, czy Milić wciąż pamięta, jak gra się w piłkę na wysokim poziomie, czy tylko naciągnął polski klub na swoje CV - jak choćby będący do niedawna w Legii Warszawa inny były piłkarz Anderlechtu, Ivan Obradović - potrzeba co najmniej kilku miesięcy.

Murawski hitem okna? Raczej letniego

Prawdziwym hitem mógł okazać się transfer Radosława Murawskiego, który od jakiegoś czasu nosi się z zamiarem opuszczenia Turcji. Były pomocnik Piasta Gliwice najpierw dwa lata był podstawowym zawodnikiem występującego w Serie B Palermo, a od 2019 roku regularnie występuje w Denizlisporze. I jest łakomym kąskiem.

Po pierwsze: Turcy mają olbrzymie problemy finansowe i przez kilka miesięcy nie płacili Murawskiemu pensji. Po drugie: umowa 26-latka wygasa już za pół roku. Jest bardzo prawdopodobne, że latem zawodnik dołączy do ekipy Dariusza Żurawia. Nie uda się to natomiast zimą, bo gdy Murawski zabierał się do rozwiązywania kontraktu z winy klubu, Turcy... przelali mu na konto 250 tys. euro. I zablokowali możliwość odejścia. Również transfer definitywny nie wchodzi w grę, bo ostatni w tabeli Denizlispor chce powalczyć o utrzymanie, a nie po to rozliczył się z piłkarzem, żeby teraz go oddać.

Szybko, mądrze i nietanio. Lech ratuje sezon

Gdyby udało się zrealizować transfer Murawskiego, Karol Klimczak, Piotr Rutkowski i Tomasz Rząsa mogliby napić się szklanki szlachetnej whisky po dobrze wykonanej pracy. Bo choć na pierwszą ocenę zimowych ruchów przyjdzie czas dopiero po sezonie, to już teraz wydaje się, że poznaniacy coraz skuteczniej korygują własne błędy. Pechowy i elektryczny środek defensywy wzmocnili Salamonem i Miliciem, pozbywając się Crnomarkovicia. Również ubytki w środku linii pomocy nie muszą załamywać kibiców, skoro Muhara zastąpił Karlström, a Modera - jeśli nie teraz, to latem - Murawski.

Nie można też zarzucić poznaniakom skąpstwa, bo pozyskanie Karlströma, Salamona oraz Milicia kosztowało ich blisko 1,5 mln euro. Kluczowe pytanie brzmi dziś: czy zimowe transfery pomogą Lechowi uratować sezon? Tego dowiemy się lada dzień.

Sebastian Staszewski, Interia

Bartosz Salamon/123RF/PICSEL
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem