Partner merytoryczny: Eleven Sports

Raków Częstochowa. Szczegóły akcji belgijskiej policji przeciw Polakom

Kibiców nie wpuszczono na stadion, a dziennikarzy potraktowano jak potencjalnych chuliganów. Tylko dlatego, że byli z Polski - donosi Polsat Sport, który w swym materiale ujawnia szczegóły zachowania Belgów podczas meczu KAA Gent z Rakowem Częstochowa. I akcji belgijskich służb przeciw Polakom.

KAA Gent - Raków Częstochowa 3-0. Wicemistrz Polski odpadł z pucharów. Wideo/INTERIA.TV/INTERIA.TV

Relacja Polsatu Sport ujawnia szczegóły zachowania Belgów wobec przybyszów z Polski na mecz KAA Gent z Rakowem Częstochowa. 35-letni Mariusz, dziennikarz z Częstochowy, po przyjeździe do Gandawy i zameldowaniu się w hotelu postanowił wraz z grupą innych polskich wysłanników wybrać się na krótki spacer po tej niewątpliwie urokliwej miejscowości. "Belgijska Wenecja" - tak śmiało można byłoby nazwać Gandawę, Gandawa przepełniona turystami żyła swoim życiem i próżno można było szukać na mieście jakichkolwiek plakatów tudzież biuletynów informujących, że dzisiaj ekipa KAA Gent gra o wejście do fazy grupowej Ligi Konferencji. 

W reportażu Polsatu Sport czytamy, że młody funkcjonariusz belgijskiej policji uznał dziennikarzy za kibiców, a bardziej kiboli tudzież chuliganów szukających zadymy pod stadionem. Okazało się, że fani Rakowa nie mają wstępu na obiekt - mało tego, nie mogą nawet zbliżać się do niego w promieniu pięciu kilometrów! W innym przypadku grozi to aresztowaniem.

Nie pomogły też okazane legitymacje prasowe. Funkcjonariusze żądali od nas... biletów. Tych siłą rzeczy nikt nie miał, a po wytłumaczeniu im, że przedstawicieli mediów obowiązują akredytacje prasowe, odpowiedzieli, że chcieliby je zobaczyć. Zaczęły się kolejne wyjaśnienia, że aby tak się stało, musimy podjechać pod stadion, do którego... nie chciano nas wpuścić - czytamy.

Studio Ekstraklasa w każdy poniedziałek o 20:00/interia/materiały promocyjne

KAA Gent - Raków Częstochowa. Wkracza Brudny Harry

Dalej czytamy: "Nagle zjawił się kolejny samochód - nieoznakowany, z którego wszyło trzech cywilnie ubranych policjantów. Jeden z nich przypominał takiego, którego często oglądamy w filmach akcji vide Cobra czy Brudny Harry. Odziany w ciemną kurtkę i czarne okulary policjant podszedł do nas i... zaczął mówić w naszym języku. Okazało się, że ma polskie korzenie, co pomogło w pertraktacjach. Co jeszcze wyszło na jaw? Przez cały nasz pobyt w Gandawie byliśmy śledzeni przez "tajniaków", również w drodze na stadion. Stąd przyjazd agentów, niczym z FBI, którzy wiedzieli, że nasze zatrzymanie przez belgijską drogówkę nie jest jedynie kontrolą drogową. Pozostała dwójka, która towarzyszyła "Brudnemu Harry'emu" - kobieta i mężczyzna, była bardzo podejrzliwa. Tak, jakby na stadion Gent nigdy nie wybierała się żadna grupa dziennikarzy z innego kraju. Kompletny chaos organizacyjny - w pewnym momencie chciano nas zrewidować i sprawdzać rzeczy osobiste."Chaos trwał dość długo, a rzecznik prasowy klubu z Belgii odmówił odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak potraktowano kibiców i media z Polski. - Można zgodzić się ze stwierdzeniem, że piłkarsko Europa odjechała nam już dawno temu, lecz pod względem organizacji imprez sportowych, chęci niesienia pomocy obcokrajowcom, udzielania wskazówek oraz czysto ludzkiej życzliwości, to Europa mogłaby czerpać od nas wzorce - czytamy w konkluzji.

Stadion w Gandawie przed meczem KAA Gent - Raków Częstochowa/Jakub Ziemianin/Newspix

Polsat Sport

Zobacz także

Sportowym okiem