Partner merytoryczny: Eleven Sports

Raków Częstochowa. Jarosław Jach: Wolę srebro od brązu. O wicemistrzostwo będziemy walczyć do końca

Jeśli chodzi o motywację to na pewno jej nie zabraknie. Bo różnica między srebrnym medalem, a brązowym jest spora. Zostało tak mało spotkań, że musimy do końca grać na maksa. Szczególnie, że po finale Pucharu Polski zyskaliśmy pewność siebie – mówi Interii Jarosław Jach, obrońca Rakowa Częstochowa.

Puchar Polski. Raków Częstochowa - Arka Gdynia 2-1. Skrót meczu (POLSAT SPORT). Wideo/Polsat Sport/Polsat Sport

Sebastian Staszewski, Interia: - Jak minęła wam droga wesołym autobusem z Lublina do Mielca?

Jarosław Jach: - No właśnie bardzo wesoło. Było dużo śpiewów, puchar krążył po autokarze, tak samo jak anegdotki z tego niesamowitego sezonu. I trasa minęła raz-dwa. Z drugiej strony szkoda, że nie zostaliśmy w Lublinie i nie mieliśmy okazji świętować tak, jak robiły to inne ekipy w poprzednich latach. To dlatego, że na horyzoncie mamy bardzo ważne spotkania w lidze.  

Zdobycie Pucharu Polski to twój największy sukces w karierze? Większy niż medal Ekstraklasy?

- Ciężko powiedzieć co jest większym sukcesem. Droga do zwycięstwa w Pucharze jest krótsza niż w Ekstraklasie. Ale jednocześnie presja jest znacznie większa. Bo w lidze można odrobić straty, a w Pucharze jest o to bardzo ciężko. I w każdym meczu trzeba być czujnym jak saper! Widać to zresztą po finale, w którym momentami byliśmy nerwowi i niewiele udawało się nam w ofensywie. Kibice pewnie zwątpili już, czy uda nam się coś zrobić. Ale... to są właśnie uroki Pucharu.

A ty w trakcie finału miałeś obawy o wynik? Choć od 10. minuty przejęliście inicjatywę i dominowaliście, to Arka nie tylko długo broniła się skutecznie, ale i jako pierwsza wyszła na prowadzenie. O wyniku meczu przesądziło dopiero pojawienie się na murawie Davida Tijanicia.

- Powiem ci szczerze: mieliśmy trochę obaw. W trakcie meczu nikt by się do tego nie przyznał, ale na pewno pojawiły się wątpliwości. Arka co prawda nie tworzyła wielu sytuacji, ale my także nie byliśmy zbyt konkretni w ataku. Na szczęście końcówka była szalona, a scenariusz ułożył się idealnie.

Arka was czymś zaskoczyła? Gdynianie wyszli na boisko w Lublinie z ofensywnym nastawieniem.

- Niczym nas nie zaskoczyli. Byliśmy przygotowani dokładnie na to, co pokazali. Przez cały mecz popełniliśmy tylko jeden błąd, gdy w 3. minucie Arka miała akcję jeden na jednego. Ale poza tym graliśmy dobrze w defensywie, byliśmy skoncentrowani. Emocje udzieliły się nam tylko w tej pierwszej akcji. Od tego momentu Arka nie istniała. Nawet jej bramka była przypadkowa...

Nie obawiasz się, że po zdobyciu Pucharu zejdzie z was - mówiąc potocznie - powietrze? Osiągnęliście już największy sukces w historii Rakowa, zagwarantowaliście sobie również grę w europejskich pucharach. A na horyzoncie jest wciąż możliwe do zdobycia wicemistrzostwo...

- Jeśli chodzi o motywację to na pewno jej nie zabraknie. Bo uważam, że różnica między srebrnym medalem, a brązowym jest spora. Zostało nam tak mało spotkań, że musimy do końca grać na maksa. Szczególnie, że po Pucharze zyskaliśmy dużo pewności siebie - wygraliśmy przecież trofeum! A teraz wszystko jest w naszych rękach. Wystarczy teraz wygrać trzy mecze.

Na początek Stal Mielec...

- Jesteśmy w stanie wygrać ze Stalą, a także w kolejnych spotkaniach. Wszyscy jesteśmy zmotywowani, bo czeka nas maraton, aż do kluczowego starcia z Pogonią Szczecin.

Rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia

Jarosław Jach zdobył bramkę w debiucie w Rakowie Częstochowa/Norbert Barczyk/Newspix
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem