Puchar Polski w lutym - oby po raz ostatni. To nieuczciwe
Tu nie chodzi tylko o poziom boisk, a co za tym idzie - również meczów 1/8 finału Pucharu Polski, bo nie ma ostrego kryterium oceny tego poziomu. Chodzi o to, że pilnując tak bardzo, by zespoły z niższych lig mogły być gospodarzami meczów z silniejszymi rywalami, w rzeczywistości im ten przywilej odbieramy.
Chojniczanka Chojnice sama zdecydowała się zrezygnować z przywileju organizacji meczu z Zagłębiem Lubin i zgodziła się przenieść go do Lubina. Radomiak Radom i Puszcza Niepołomice nie chciały się tak łatwo poddać. Ponieważ nie mogły gościć rywali (Lecha Poznań i Lechii Gdańsk) u siebie, zdecydowały się poszukać zastępczego obiektu. Poszukiwania były rozpaczliwe, a wybór - niewielki. Stanęło na tym samym stadionie, jednym z nielicznych spoza Ekstraklasy gotowych przyjąć taki mecz - w Sosnowcu, przez co został on poddany sporym obciążeniom.
Wszystko dlatego, że obiekty pierwszoligowe nie były w stanie poradzić sobie z atakiem zimy, również z tego powodu, że pierwsza liga rozpoczyna rozgrywki dopiero w marcu. Teraz mało kto podgrzewa swoje płyty.
Kto jest gospodarzem Pucharu Polski?
Podniósł się spory lament, że gra na kiepskich płytach to zaproszenie do antyfutbolu i obniżanie poziomu rozgrywek Pucharu Polski. Szczególnie niespokojny był Lech Poznań, który w Sosnowcu miał zagrać jako drugi, zatem po zryciu murawy przez buty graczy Puszczy Niepołomice i Lechii Gdańsk. Był gotów zorganizować mecz z Radomiakiem u siebie, ale radomski klub się na to nie zgodził. Miał prawo jako gospodarz.
Z tym, że gospodarzem tego meczu i tak już nie jest. W Sosnowcu gra na wyjeździe, podobnie jak Lech - jedynie ograniczył atuty poznaniaków wynikające chociażby ze znajomości własnego obiektu. Stracił jednak przywilej bycia gospodarzem starcia, podobnie jak Puszcza czy Chojniczanka. Przywilej, na który PZPN tak bardzo zwraca uwagę. Chodzi o to, by zespoły z niższych lig miały wyrównywane szanse, aby mogły gościć u siebie duże firmy i próbować je ograć.
To przyjemny zwyczaj, który uatrakcyjnia rozgrywki, bowiem zwiększa szansę na sól futbolu - niespodzianki. Nie dziwię się, że piłkarskiemu związkowi zależy na utrzymaniu tej zasady rozstawień (dlatego dawał czas klubom na znalezienie zastępczych stadionów), jednocześnie zaskakuje mnie, że sam możliwość zastosowania jej w praktyce torpeduje.
Puchar Polski. Kluby poszkodowane
Wyznaczenie meczów 1/8 finału Pucharu Polski na luty to pomysł, który de facto odbiera klubom z niższych lig prawo organizacji meczów u siebie. Jedynie ŁKS Łódź zdołał z niego skorzystać. W pozostałych przypadkach taka data tej fazy rozgrywek związała ręce niżej notowanym ekipom. Co więcej, rozgrywanie meczów w lutym oznacza przewagę drużyn Ekstraklasy, które w tym czasie rozgrywają już mecze ligowe, podczas gdy reszta ekip czeka do marca. Owszem, nie wszystkie drużyny potrafiły to wykorzystać - weźmy Lechię Gdańsk, ale co to zmienia? Co do zasady - to zatem podwójnie nieuczciwe wobec niżej notowanych.
Zrozumiałe jest, że w dobie pandemii i zbliżającego się Euro brakuje terminów, trzeba grać już od stycznia - po raz pierwszy w dziejach rozgrywek w Polsce. Można było jednak w związku z tym zagęścić kolejki rozgrywek Ekstraklasy - to je zorganizować w środku tygodnia w lutym, a 1/8 i kolejne fazy Pucharu Polski przesunąć na późniejszy termin. Tak, aby wszystkie kluby miały równy i sprawiedliwy start związany z infrastrukturą oraz zaawansowaniem rozgrywek.
Fortuna Puchar Polski w lutym to niefortunny pomysł. Oby po raz ostatni.