Partner merytoryczny: Eleven Sports

Pogoń Szczecin nie przypomina samej siebie. "Za dużo kombinują"

Pogoń Szczecin nie przypomina samej siebie z rundy jesiennej poprzedniego sezonu. Portowcy imponowali wówczas defensywą i z uporem maniaka realizowali plan Kosty Runjaica – dowozili skromne zwycięstwa 1-0 do ostatniego gwizdka. Teraz szczecinianie mają problem i ze szczelnością bloku obronnego, i z utrzymywaniem korzystnego wyniku do końca spotkania.

Karolina Małysz-Czyż dla Interii: Zawsze pytałam, o co chodzi. Wideo/Zbigniew Czyż/INTERIA.TV

Po ośmiu kolejkach bilans Portowców wygląda następująco: 3 zwycięstwa, 4 remisy i 1 porażka. Czy to już powód aby bić na alarm i zwalniać trenera? A może to tylko chwilowy kryzys formacji obronnej? Na ten temat rozmawiamy z legendą Pogoni Szczecin, byłym lewym defensorem klubowym i reprezentacyjnym, Henrykiem Wawrowskim.

Jakub Żelepień, Interia: Co się stało z najlepszą obroną ligi? Rywale w końcu rozczytali Pogoń?

Henryk Wawrowski, były obrońca Pogoni Szczecin i reprezentacji Polski: Być może. W końcu po coś kluby mają te sztaby tak rozbudowane. Druga sprawa to po prostu indywidualne błędy piłkarzy Pogoni.

Powiedział pan "piłkarzy", czyli jak rozumiem, chodzi nie tylko o obrońców.

- Tak, bo obrona zaczyna się od napastnika. Kiedy zespół straci piłkę, trzeba od razu założyć pressing i starać się ją odzyskać. A w Pogoni dochodziło często do serii błędów. Ktoś się pomylił, ktoś nie zdążył, ktoś nie asekurował. Nie popadajmy też jednak w przesadę, bo w tabeli wciąż wygląda to nieźle.

Może więc potrzebny jest po prostu impuls?

- Może. Uważam, że najlepszy impuls mogą dać młodzi wychowankowie. Chciałbym, żeby trener stawiał na naszych chłopaków, tak jak postawił odważnie na Kacpra Kozłowskiego. Oni na pewno nie odpuszczą, bo komu, jeśli nie im, ma zależeć na tym klubie?

Można tłumaczyć stratę bramek, ale dlaczego przytrafia się to Pogoni niemal zawsze w samych końcówkach? 84’, 79’, 90’, 94’ - można by wymieniać.

- A kiedy najczęściej padają bramki w meczach piłkarskich? Albo na początku, albo tuż po przerwie, albo na końcu. Wszystko rozbija się o zmęczenie i obniżoną koncentrację.  Moi trenerzy zawsze uczyli mnie, że im bliżej końca meczu, tym dalej od bramki należy grać. Strata w połowie boiska nie jest tak groźna, jak strata przed własnym polem karnym. Jest wtedy więcej czasu na reakcję i naprawienie błędu.

Pogoń robi dokładnie odwrotnie - im bliżej końca, tym bardziej się cofa.

- I przez to traci bramkę. Piłkarze za bardzo kombinują, żeby grać z kontry, tymczasem w drużynie nie ma napastników, którzy dobrze to rozegrają. Zawodnicy muszą grać do samego końca, naciskać na 2:0, a nie zadowalać się 1:0, bo zazwyczaj kończy się na 1:1.

I na wściekłości kibiców.

- I nie ma się co dziwić. Sam byłem zdenerwowany, kiedy widziałem ostatnio, że obrońca, zamiast ruszyć do piłki, odwrócił się plecami. Wiadomo, że boli, ale przecież to jest piłka nożna! Odwrócenie się plecami to najgorszy scenariusz dla bramkarzy, który jest zdany już tylko na siebie.

Winny wszystkiemu jest Kosta Runjaic? Gdyby zależało to od pana, wyrzuciłby go pan z pracy?

- Moje zdanie na temat trenerów jest niezmienne od lat. PZPN twierdzi, że w Białej Podlaskiej mamy najlepszą szkołę trenerów w tej części Europy. Skoro tak, to dlaczego drużyn w lidze nie prowadzą sami polscy specjaliści? Zamiast tego pracują gdzieś w juniorach czy niższych klasach.

A co z Runjaicem? Pogoń powinna dać mu jeszcze szansę?

- Myślę, że tak. Zawsze najłatwiej wyrzucić trenera, ale czy to coś da na dłuższą metę? Niech Runjaic popracuje do końca sezonu i zobaczymy, co dalej. Myślę, że Pogoń jeszcze ruszy. 

Jakub Żelepień

Pogoń Szczecin nie może zaliczyć początku sezonu do udanego/JAKUB PIASECKI / CYFRASPORT / NEWSPIX.PL/Newspix
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem