Sebastian Staszewski, Interia: - Przed nami mecz Lech Poznań - Legia Warszawa. Jeszcze kilka lat temu to spotkanie było nazywane "derbami Polski". A dziś to... Robert Podoliński: - Lecha definiuję jako drużynę ranną, a Legię jako... sprawną. Legia ma sześć zwycięstw z rzędu. Zobaczymy więc mecz do jednej bramki? - Kojarzę poznaniaków ze spotkania z Wartą. Wiem, że ciężar gatunkowy tego meczu jest całkiem inny niż tamtego, ale podobnie jak wtedy lechici zmienią nastawienie. Dziś już nikt nie pamięta przecież, że Lech to zespół, który zagrał w pucharach. Piłkarze staną więc na głowach, by w tym słabym sezonie dać kibicom troszeczkę radości. Tym bardziej, że Legia jest już właściwie mistrzem Polski sezonu 2020/2021. - To dodatkowa motywacja. Muszę pochwalić się, że wygrałem kilka zakładów i apeluję do moich rywali o rozliczenie się. W listopadzie przewidziałem, że legioniści w kwietniu będą mieli 10 punktów przewagi i pewny tytuł. No i sprawdziło się. Legia jest dobrze ustawiona, potencjał zawodników jest wykorzystany. Nie ma w lidze nikogo lepszego. W trudniejszej sytuacji jest Lech, który w tabeli zajmuje 11. miejsce. Z czego wynika ten kryzys? Kolejorz ma solidną ekipę, ale brakuje jej błysku... - Przewagi Legii upatruję w bardzo dobrze skonstruowanym środku pola. W Lechu, po odejściu Kuby Modera, w tej formacji zrobił się natomiast problem. Dani Ramírez zawodzi, Pedro Tiba daleki jest od swojej topowej formy. Widać, że poznaniacy nie odbudowali środka i dziś przez to cierpią. Na przykład na skrzydłach. Taki Kuba Kamiński otrzymując dobre piłki był w stanie dźwignąć ciężar gry, a dziś jest mało zauważalny. Lech o dziwo biega nieźle, jest agresywny, ale oddaje zwycięstwa w wygranych meczach, bo stracił wpływ na grę. Właśnie przez ten środek pola. Jak oceniasz decyzję szefów Kolejorza o zatrudnieniu Macieja Skorży? - Żałuję, że nie udało się Darkowi Żurawiowi. To naprawdę solidny szkoleniowiec. Czytając wpisy piłkarzy w mediach społecznościowych mam pewność, że nie stracił szatni. Drużyna nie grała jednak tak jak powinna i musiało się to skończyć trudnymi decyzjami. Co do Maćka to znamy się bardzo dobrze, więc trudno mi go oceniać. Na pewno jest świetnym trenerem, więc wybór szefów Kolejorza oceniam pozytywnie. A jak oceniasz decyzję Skorży, który zgodził się zacząć pracę po meczu z Legią? - Fajna decyzja. Myślę, że bardzo racjonalna. Jesteś zaskoczony tym, że Skorża wrócił do Ekstraklasy? Jeszcze niedawno wydawało się, że wiąże przyszłość z zagranicą, z rejonem Zatoki Perskiej. - To bardzo dobry trener. Nie musi się odbudowywać. Przecież od czasu, gdy zdobył mistrzostwo, nie zapomniał warsztatu. Praca za granicą, która dla większości polskich trenerów jest nieosiągalna, wskazuje na to, że to trener doceniany. Znając go nie wyobrażałem sobie, że wróci do klubu 1 Ligi albo średniaka w Ekstraklasie. Wiem, że to zabawnie brzmi w kontekście miejsca, jakie zajmuje Kolejorz, ale to duży klub. Lech pod wodzą Skorży będzie bliżej drużyny, która w 2015 roku zdobyła tytuł mistrzowski czy tej, którą zostawił na ostatnim miejscu w Ekstraklasie? - Uważam, że w ostatnim czasie Lech przechodził ewolucję, a nie rewolucję. Martwi mnie trochę to, że liczba Polaków w podstawowym składzie zaczęła gwałtownie spadać. Jeżeli to ma być Lech w którym będzie grał tylko Tymek Puchacz czy Michał Skóraś, to będzie problem. Wiem, że nie można cały czas dostarczać graczy pokroju Jóźwiaka czy Modera, ale Lech powinien stawiać na Polaków. To zresztą będzie spory atut Maćka: potrafi wprowadzać do drużyny młodych, a jednocześnie umie znaleźć wspólny język ze starszyzną i obcokrajowcami. Pamiętajmy, że jego nikt w Poznaniu nie musi przedstawiać. Wystarczy, że piłkarze zajrzą do gabloty i sprawdzą kto zdobył dwa ostatnie puchary. Autorytetu trenerskiego Maćkowi w szatni nie zabraknie. Rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia