PKO Ekstraklasa. Legia Warszawa mistrzem Polski już w środę?
Legia Warszawa o krok od wywalczenia piętnastego w historii mistrzostwa Polski. Możliwe że tytuł zapewni sobie już w środę tuż po meczu w... Białymstoku. Jeśli Raków nie wygra z Jagiellonią, w stolicy będą mogli otwierać szampany.
Mistrzostwo Legia mogła zapewnić sobie już podczas tej kolejki. Spełnione zostały jednak tylko dwa z trzech koniecznych do tego warunków. "Wojskowi" wygrali swój mecz w Gdańsku z Lechią 1-0, Pogoń Szczecin przegrała w Mielcu (0-1), ale trzeci w tabeli Raków Częstochowa pokonał Śląsk Wrocław 2-0. To oznacza, że aby wywalczyć siódme mistrzostwo Polski dla klubu w ciągu ostatnich dziewięciu lat, zespół Czesława Michniewicza potrzebuje zwyciężyć w sobotę na własnym stadionie z Wisłą Kraków.
Możliwe jednak, że zwycięstwo nad "Białą Gwiazdą" nie będzie Legii już wcale potrzebne, aby przypieczętować obronę tytułu. Jeśli w środę Raków nie wygra w meczu awansem z Jagiellonią, to już za dwa dni prezes i właściciel klubu Dariusz Mioduski będzie mógł powoli myśleć o kolejnych eliminacjach do Ligi Mistrzów. Pogoń nie ma już szans na prześcignięcie Legii. W przypadku remisu lub porażki w Białymstoku straci je także Raków. Obydwa zespoły mają gorszy bilans bezpośrednich meczów z zespołem ze stolicy.
W niedzielę, Legia w czwartym spotkaniu z rzędu nie straciła bramki. Przełamał się wreszcie Thomas Pekhart. To on został bohaterem meczu, wykorzystując pewnie rzut karny podyktowany za faul na Lughuinasie w 71 minucie. Dla czeskiego napastnika było to już 22 trafienie w lidze w tym sezonie.
- Zawsze trudno gra się w Gdańsku, ale zdołaliśmy zdobyć trzy punkty, które zabieramy do domu. Poradziliśmy sobie z trudnymi warunkami, w środku kwietnia zaczął padać śnieg, to szalone. W drugiej połowie zaczęliśmy grać jeszcze lepiej, zmieniliśmy system. Mamy dwa opracowane systemy gry, które możemy zmieniać w trakcie meczu. W drugiej części zagraliśmy bardzo dobrze. Patrząc ogólnie, kontrolowaliśmy ten mecz. Lechia miała swoje szanse, my również. Wygraliśmy dwa ważne spotkania w delegacjach, z Piastem i z Lechią. Oba spotkania zakończyły się wynikiem (1-0). Jesteśmy blisko zrealizowania naszego celu - powiedział pod spotkaniu autor jedynego trafienia.
- Myślę, że wiele drużyn gra przeciwko nam tym samym systemem. To utrudnia nam zadanie. Rywale wiedzą, jak gramy, dlatego zmieniamy ustawienie w trakcie meczu. Mamy ku temu odpowiednich piłkarzy. Artur Boruc jest niesamowity. Interwencje, które wykonuje w tym sezonie, nie są dla niego łatwe. Często nie dotyka piłki przez wiele minut, a potem wykonuje takie obrony. Jest legendą Legii i jestem dumny, że gram z nim w drużynie - dodał Thomas Pekhart.
Mistrzostwo przed telewizorem?
Thomas Pekhart pewnie zmierza po koronę króla strzelców za obecny sezon. Za kilka dni sięgnie prawdopodobnie z Legią po drugie z rzędu mistrzostwo Polski. Pytanie w jakich okolicznościach zostanie przypieczętowane. Czeski napastnik nie kryje, że wolałby postawić kropkę nad i w sobotę na boisku w trakcie spotkanie z Wisłą Kraków zamiast przed... telewizorem.
- Nie chcę wygrać mistrzostwa przed telewizorem. Nie wiem, jak inni zawodnicy, ale podejrzewam, że myślą podobnie. Niech Raków wygra w środę, a my zdobędziemy mistrzostwo na boisku - mówi dla klubowej strony Legii Thomas Pekhart.
32-letni napastnik pozostanie w Legii na kolejny sezon. Jego kontrakt kończy się w czerwcu przyszłego roku. Nie wiadomo jednak, co z wieloma innymi piłkarzami Legii, którym za dwa miesiące kończą się umowy z warszawskim klubem. Najwięcej emocji budzi przyszłość Artura Boruca, Marko Vesovicia i Pawła Wszołka. Nieoficjalnie wiadomo, że piłkarze mają spore oczekiwania finansowe, na które Legia nie bardzo chce przystać. Pandemia spowodowała, że klub stracił sporo pieniędzy, chociażby na braku sprzedaży biletów, czy klubowych pamiątek.
Nieoficjalnie wiadomo też, że Pawłem Wszołkiem interesują się włoskie kluby. Czy zainteresowane strony dojdą do porozumienia? Szykują się gorące najbliższe tygodnie w klubowych gabinetach przy Łazienkowskiej.
Zbigniew Czyż/ Legia.com