PKO BP Ekstraklasa. Jagiellonia - Raków. Ekipa z Częstochowy nie zdołała powstrzymać Legii w drodze do mistrzostwa
Jagiellonia Białystok zremisowała bezbramkowo z Rakowem Częstochowa w rozegranym awansem meczu 28. kolejki PKO BP Ekstraklasy. Mecz ten miał dodatkowe znaczenie dla losów mistrzostwa Polski. Tracąc punkty w Białymstoku, Raków przypieczętował zdobycie tytułu przez Legię Warszawa.
Złą informacją dla Rakowa było to, że już w 6. minucie spotkania żółtą kartką ukarany został Zoran Arsenić. Chorwat zanotował brzydki faul na Przemysławie Mystkowskim. W efekcie praktycznie od początku spotkania musiał się dodatkowo pilnować i grać ostrożniej.
W 18. minucie Raków wyszedł z bardzo groźną kontrą, w której dużą przytomnością wykazał się Patryk Kun, odgrywając idealnie w tempo na prawą stronę do Davida Tijanicia. Słoweniec uderzył jednak minimalnie nad bramką.
Ekipa z Częstochowy ewidentnie przejęła inicjatywę, bardzo aktywny był zwłaszcza Kun. W 26. minucie dwiema efektownymi interwencjami popisał się golkiper Jagiellonii Pavels Steinbors. Blisko szczęścia był m.in. Jarosław Jach. Chwilę później uderzenia z dystansu spróbował Chorwat Fran Tudor i piłka minimalnie minęła słupek bramki Steinborsa.
Dobra forma Steinborsa z początku spotkania mogła kibiców Jagiellonii napawać optymizmem, ale w 40. minucie pewnie miny im trochę zrzedły. Okazało się bowiem, że 35-letni bramkarz doznał urazu uda i konieczna była zmiana. Do bramki gospodarzy powrócił Xavier Dziekoński, który w ostatnim czasie wypadł z podstawowego składu białostoczan.
Zaledwie chwilę później nastąpił kolejny ważny moment tego spotkania. W polu karnym upadł Jesus Imaz, po kontakcie z Jarosławem Jachem. W pierwszym odruchu sędzia Bartosz Frankowski wskazał na "wapno". Jednak po obejrzeniu powtórki VAR zmienił swoją decyzję. Na pewno ta decyzja będzie szeroko komentowana, bo może budzić kontrowersje.
Trener Marek Papszun najwyraźniej nie był w pełni zadowolony z obrazu gry w pierwszej połowie, bo po przerwie dokonał aż trzech zmian w swoim zespole. Za Iwo Kaczmarskiego, Davida Tijanicia i Jarosława Jacha pojawili się na placu gry Ben Lederman, Marcin Cebula i Petr Schwarz.
W drugiej połowie poziom spotkania mocno się obniżył, ale i tak ciekawych sytuacji nie zabrakło. Po tym, jak dłuższe podanie z głębi pola dostał Fran Tudor, zgrał świetnie przed bramkę do Jakuba Araka, jednak ten w ostatnim momencie został powstrzymany przez Błażeja Augustyna.
W końcówce spotkania Augustyn mógł jednak stać się antybohaterem meczu, bo po kolejnym ciekawym zagraniu Tudora, o mały włos zaskoczyłby własnego bramkarza. Dziekoński musiał popisać się w tej sytuacji dobrym refleksem.
Piłkę meczową na nodze miał w doliczonym czasie gry Arak. Raków wyprowadzał bowiem kontrę dwa na jeden i wydawało się, że to może być akcja na wagę trzech punktów. Jednak Arak podjął fatalną decyzję i nie podał do Tudora, tylko sam zdecydował się na strzał. Bezskutecznie.
Trener Papszun na pewno liczył na to, że zmiennicy, których wpuścił na boisko po przerwie dadzą więcej jego drużynie. Tymczasem Raków w drugiej połowie grał już bez błysku, nie prezentował się przekonująco. A to przecież częstochowianom bardziej powinno zależeć na zdobyciu trzech punktów w tym spotkaniu, by podtrzymać marzenia o pogoni za Legią Warszawa. Nie udało się. Tym samym wynik tego spotkania przypieczętował losy mistrzostwa Polski w tym roku. Tytuł, po raz 15. w historii, zdobyła Legia Warszawa.
JK
Jagiellonia Białystok - Raków Częstochowa 0:0