Partner merytoryczny: Eleven Sports

Piast Gliwice. Patryk Lipski przyznaje, że instynkt ma znaczenie

- Czujemy wobec trenera Waldemara Fornalika respekt, na pewno jego doświadczenie pomaga nam w grze - przyznaje Patryk Lipski, pomocnik Piasta Gliwice, którego podania dały zwycięstwo w ostatnim meczu ze Stalą Mielec

Tokio 2020. Złoty medal Dawida Tomali w chodzie na 50 km! WIDEO/INTERIA.TV/INTERIA.TV

Piast Gliwice w trzeciej kolejce zmierzy się z Pogonią w Szczecinie. Dla Patryka Lipskiego to niecodzienne wydarzenie. Początek meczu w niedzielę o godz.15.

Paweł Czado, Interia: Jedzie pan w rodzinne strony. Czego spodziewa się pan w meczu z tym rywalem?

Patryk Lipski:
- Na pewno zawsze fajnie wrócić do Szczecina na mecz. Ta mieszka cała moja rodzina i zawsze przychodzą na moje mecze. Jeśli chodzi o samo spotkanie to spodziewam się trudnego starcia. Pogoń od kilku lat jest mocną drużyną w ekstraklasie, szczególnie ubiegły sezon zaliczyła do udanych, po wielu latach byli na podium. W pucharach odpadli z wicemistrzem Chorwacji, ale pokazali się z dobrej strony. Mecze w Szczecinie są trudne, ale Piast w zeszłym sezonie pokazał, że możemy tam wygrać, choćby w Pucharze Polski. W lidze bezbramkowo zremisowaliśmy. Teraz stać nas na wygraną.

W ostatnim meczu, na wyjeździe ze Stalą, popisał się pan świetnymi podaniami, które w efekcie dały oba gole. Na mnie zrobiło zwłaszcza podanie przy pierwszej bramce Kristophera Vidy. Takie zagrania budują pewność siebie?

- Na pewno tak. Fajnie, że te podania przyczyniły się do zwycięstwa. Czasami jest tak, że asysta albo gol niewiele daj, bo na końcu jest porażka. Nie ma jednak asyst bez dobrego wykończenia. Kris Vida fajnie zachował się w tej sytuacji, dobrze wyszedł na pozycję i skończył akcję. Ale drugi gol to świetne wykończenie akcji przez Arka Pyrkę. 

Takie asysty to bardziej instynkt podającego czy więcej jest w tym ćwiczenia na treningach. 

- Na pewno codzienne ćwiczenie jeśli chodzi o przyjęcia i podania piłki, to trzeba dobrze zrobić technicznie. Ale już na meczu myślę, że instynkt ma znaczenie, jest ułamek sekundy na podjęcie decyzji. 

Jeszcze pytanie o zmarnowany rzut karny w pierwszym meczu z Rakowem. Był pan na siebie wściekły?

- Na pewno miałem do siebie pretensje. Ten karny dużo by zmienił. Gdybym strzelił wygrywalibyśmy 3-1 i pewnie skończylibyśmy zwycięstwem a tak to za chwilę przegrywaliśmy 2-3. Tym bardziej mnie to bolało, ale musiałem szybko o tym zapomnieć. Takie sytuacje się zdarzają często gdy zawodnik nie strzela karnego. Dużo trenowałem ten element gry, chciałem go strzelić, ale niestety się nie udało. W piłce nożnej fajne jest to, że co tydzień można na nowo pisać historię i trzeba szybko zapomnieć poprzednie spotkanie, zarówno złe jak i dobre. Za chwilę kolejny mecz, co tydzień trzeba udowadniać własną wartość i przydatność do zespołu. 

Z trenerem Waldemarem Fornalikiem współpracował pan już w Ruchu, już tam na pana stawiał. Dużo rozmawiacie o grze czy raczej wie pan czego trener od pana oczekuje i nie ma potrzeby ciągłego kontaktu? 

- Myślę, że rozmowy jeden na jeden nie są częste. Bardziej mamy analizy drużynowe, ja już wiem czego trener ode mnie wymaga, jak pracuje. Styl trenera jest taki, że nie rozmawia codziennie z zawodnikami. Jeśli ma jakieś uwagi - powie zawodnikowi. Czujemy wobec trenera respekt, na pewno jego doświadczenie pomaga nam w grze. 

Rozmawiał: Paweł Czado

Patryk Lipski /Newspix
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem