Partner merytoryczny: Eleven Sports

Nie boi się nikogo. Opowieść o Jakubie Świerczoku z Piasta Gliwice

Jakub Świerczok z Piasta Gliwice to w tej chwili najskuteczniejszy polski napastnik w ekstraklasie. W ostatnim meczu w Lubinie strzelił dwa gole i dzięki temu w klasyfikacji strzelców wyszedł na drugie miejsce; wyprzedza go jedynie Tomas Pekhart z Legii. Gra 29-letniego piłkarza w tym sezonie robi coraz większe wrażenie. Co jeszcze może osiągnąć? Czy zdoła zagrać jeszcze w reprezentacji u Paulo Sousy?

Zbigniew Boniek o Superlidze: To jest piłkarska III Wojna Światowa. Wideo/INTERIA.TV/INTERIA.TV

Obecna gra Jakuba Świerczoka a przede wszystkim jego łatwość i różnorodność z jaką strzela bramki muszą robić wrażenie. Tak było właściwie zawsze choć jego skuteczność strzelecka przypomina sinusoidę. Tak naprawdę, kiedy urodzony w Tychach piłkarz jest zdrowy i czuje poparcie trenera, strzela bramki wręcz seryjnie. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że gdyby nie dwukrotne zerwanie więzadła  w kolanie - osiągnąłby znacznie więcej.

- Kuba ma nienaganną technikę przyjęcia piłki, technikę strzału. Poza tym ma też to co powinno cechować  dobrych napastników: chęć zdobywania bramek. Pamiętam jak podczas jednego z treningów wściekał się, że nie idzie mu strzelanie - mówi Artur Płatek, dziś dyrektor sportowy Górnika Zabrze, który pilotował transfer piłkarza z Polonii Bytom do 1. FC Kaiserslautern pod koniec 2011 roku. - O tym, że Kuba nie przebił się w Bundeslidze na pewno nie zdecydował wcale brak umiejętności lecz zdrowie. Gdyby Kuba miał wtedy tę świadomość, którą zapewne ma dziś, gdyby pracował wówczas więcej z fizjoterapeutami, jego pobyt w Niemczech mógłby wyglądać inaczej - uważa Płatek.  

- Świerczok to napastnik, który potrafi odnaleźć się w dobrym towarzystwie, w otoczeniu dobrych pomocników. Pamiętam go jeszcze z Polonii Bytom, wtedy myślałem, że potem więcej osiągnie. Widać, że obecnie odnalazł formę i dyspozycję. Mam wrażenie, że dojrzał teraz do poważnej piłki. Szkoda, że tak późno, ma już 29 lat. Szkoda też, że właściwie w żadnym klubie nie zagrzał dłużej miejsca. To solidny napastnik na ligę polską albo na bułgarską - przyznaje Cezary Kucharski, w przeszłości uznany napastnik m.in. Legii i reprezentacji Polski.

Na boisku robi co chce

Wydaje się, że Świerczok jest - jak na napastnika - idealnie... egoistyczny. Idealnie, bo potrafi wyważyć proporcje. Z jednej strony nie boi się nie oglądać na partnerów a z drugiej - potrafi ich zauważyć w najmniej spodziewanym, a rzeczywiście doskonałym momencie. Przykładem może być ostatni mecz z Legią w Gliwicach. Kiedy dostał piłkę w polu karnym wszyscy spodziewali się strzału, tymczasem Świerczok wziął zamach i... oszukał nim wszystkich. Nie tylko obserwatorów, nie tylko obrońców Legii, ale nawet  i... kolegę z drużyny Tiago Alvesa, który, chyba mocno zaskoczony, posłał piłkę po tym idealnym podaniu w aut! 

Świerczok robi w polu karnym co chce, czuć w tym jego wielką pewność siebie. Tak było zawsze. "Nie rozumiem ludzi, którzy mówią, że tłumy na trybunach ich stresują" - mówił kiedyś i nie można oprzeć się wrażeniu, że ilość widzów na trybunach jest mu całkowicie obojętna. On chyba rzeczywiście na boisku się nie denerwuje. Może dlatego, że jest pewny siebie i własnych umiejętności. 

Artur Płatek:- Pamiętam kiedy zobaczyłem go pierwszy raz w drużynie młodzieżowej Cracovii [w latach 2008-09 Płatek był pierwszym trenerem Cracovii, przyp.aut.]. Kuba miał wtedy 16 lat i spodobało mi się, że jest w sposobie grania fajnie bezczelny. Poza tym grał już wtedy nie jak junior, ale jak zawodnik, który jest już ukształtowany, taki, który dużo widzi, który rozegrał dużo meczów - opowiada Artur Płatek.

Wystrzał w Polonii Bytom

Ja z kolei pamiętam wrażenie gdy widziałem łatwość z jaką zdobywał bramki jeszcze jako nastolatek dla Polonii na zapleczu ekstraklasy. Było to jesienią 2011 roku. Niewiele wcześniej był tylko rezerwowym w młodzieżowym zespole Polonii. Przeżywający wówczas kłopoty finansowe bytomski klub postanowił dać szansę chłopakowi, który wcześniej zdobył dla niej 10 goli w 41 meczach Młodej Ekstraklasy. Po spadku z ekstraklasy klubowi groził rozpad, kłopoty z pieniędzmi były permanentne. Skład kompletowano wtedy w pośpiechu, czasem wręcz z kogo tylko się dało. Do kadry został więc włączony również Świerczok, jednocześnie podpisano z nim trzyletni kontrakt. Nikt wtedy nie przypuszczał, że ta decyzja przyniesie wkrótce klubowi konkretne pieniądze...

Jesienią 2018 roku piłkarz "wystrzelił". Zaliczył wówczas dwa ligowe hat-tricki, łącznie zdobył 12 goli w 18 meczach jesienią 2011 roku. Pamiętam jakie zrobił na mnie wrażenie w wygranym przez Polonię 4-2 meczu z GKS-em Katowice. Wbił wówczas trzy bramki, katowiccy obrońcy byli bezradni. Jawił mi się wtedy jako cyborg choć jedna sytuacja uzmysłowiła mi, że to jednak człowiek: w 52. minucie Świerczok tak kopnął piłkę, że ta - zamiast wpaść bezpośrednio do bramki - poleciała pod nogi kolegi z drużyny Jeana Paulisty. Ten wbił ją do bramki, sędzia natychmiast odgwizdał spalonego. Dziś Świerczok nie byłby zapewne tak altruistyczny...

Strzelaj albo giń

Polonia była na musiku, musiała sprzedać perełkę. Dlatego nastolatek, nie zaliczywszy nawet jednego meczu w polskiej ekstraklasie, trafił od razu do Bundesligi. Już wtedy chciał go każdy klub w Polsce, chłopak z charakterystyczną dla siebie, wspominaną już pewnością siebie uznał jednak, że pojawia się ogromna szansa żeby jeszcze przed dwudziestką wskoczyć na wyższy poziom. 

- Stefan Kuntz [w latach 2008-2016 prezes 1. FC Kaiserslautern, wcześniej reprezentacyjny napastnik, mistrz Europy z 1996 roku, przyp. aut.] szukał młodego napastnika. Zaproponowałem mu żeby skauci przyjechali zobaczyć Świerczoka. Przyjechał szef skautów i potwierdził moją opinię o tym napastniku. Kaiserslautern zdecydowało się na transfer - opowiada Artur Płatek, który wtedy również trafił do tego klubu, został tam asystentem.

W 1.FC Kaiserslautern przeszedł ostrą szkołę.  Być może nie był przyzwyczajony, że zaraz kiedy z przodu dostaje piłkę od razu ma na plecach dwóch bezpardonowych rywali... Cóż, nikt kto wyjeżdża z polskiej ligi do Niemiec nie jest do tego przyzwyczajony, musi minąć trochę czasu zanim się zaadoptuje albo odpadnie. Nawet Robert Lewandowski miał na początku ciężko w Dortmundzie, przegrywał rywalizację o miejsce w składzie z Paragwajczykiem  Lucasem Barriosem a "Bild" ironicznie - po serii pomyłek na boisku - zmienił jego nazwisko w druku na "Lewandoofski" ("doof" znaczy "głupek").

Pech numer  1

Świerczok w Bundeslidze debiutował półtora roku później od Lewandowskiego. Pierwszy mecz dla Kaiserslautern przypadł przeciw Werderowi Brema, wiosną 2012 roku wyszedł w niemieckiej lidze sześć razy. Gola jednak nie strzelił choć było blisko. - W debiucie wypadł bardzo dobrze, obrońca Sokratis Papastatopulos [wcześniej piłkarz m.in. Genoi i Milanu, potem Borussi Dortmund i Arsenalu, przyp.aut.] nie umiał sobie z nim poradzić. Kuba nie do końca jeszcze wtedy rozumiał jakich zachowań wymagają od niego Niemcy, który cały czas obserwują piłkarza. Był wtedy bardzo impulsywnym zawodnikiem, pod dużym wpływem ojca - wspomina Płatek. Debiut był jedynym występem Świerczoka od pierwszej do ostatniej minuty. Potem w ciągu dwóch miesięcy zagrał jeszcze z Augsburgiem, Koeln (jako wchodzący), Borussią M’gladbach, Schalke (jako wchodzący) i Freiburgiem (jako wchodzący). Łącznie to 283 minuty bez gola.

Na następny sezon działacze Kaiserslautern zdecydowali się wypożyczyć go do Piasta Gliwice. - Zaproponowałem Marcinowi Broszowi żeby wziął go drużyny. Byłby dużym wzmocnieniem. Do dziś pamiętam jego zagranie z pierwszego meczu z Pogonią kiedy w pewnym momencie uniósł głowę i nagle oddał strzał z połowy boiska - opowiada Artur Płatek. Tak było: w 82. minucie Świerczok uderzał z dalekiej odległości, chciał przelobować bramkarza... Udało mu się choć piłka minimalnie minęła też bramkę. - To zagranie zrobiło na mnie wtedy wrażenie - przyznaje Artur Płatek. 

Niestety; za pierwszym podejściem do Piasta Świerczok zdąży zagrać w ekstraklasie jedynie opisywane właśnie pół godziny z Pogonią Szczecin. We wrześniu 2012 roku przytrafia się bowiem nieszczęście. Podczas meczu młodzieżówki z Portugalią w przedostatniej minucie Świerczok usłyszał trzask w kolanie. Po operacji więzadeł zaszła konieczność jedenastomiesięcznej rekonwalescencji.  Przerwa trwała 273 dni...

Pech numer  2

Świerczok wraca do Kaiserslautern. Zdrowieje. Po powrocie dochodzi do sparingowego meczu w pierwszej drużynie. Wejście rywala z tyłu. Poczuł ten sam ból. Strach, że to jest ten sam uraz powoduje, że piłkarz na siłę spędza na boisku jeszcze parę minut. Niestety; więzadła rzeczywiście puściły po raz drugi. Tym razem zerwane było krzyżowe i przyśrodkowe, tym razem przerwa potrwała 293 dni... 

Od powrotu do zdrowia Świerczok gra już tylko w IV-ligowych rezerwach Kaiserslautern:  w 14 występach zdobywa pięć bramek i zalicza cztery asysty.

Z cierpliwością znosi grę w rezerwach choć potem przyzna, że tam "nie czuł się lepszy od innych, po prostu był lepszy". Niemcy uznają jednak, że nic z tego nie będzie. Pod koniec 2014 roku decydują się skrócić umowę, która ma pierwotnie obowiązywać do końca czerwca 2015. Kontrakt ostatecznie traci jednak ważność już 31 grudnia.

Odbudowa w Polsce

Świerczok nie przeżywa przesadnie tego niepowodzenia. Wraca do Polski - w ciągu następnych dwóch lat występuje w czterech klubach a jego skuteczność systematycznie rośnie. 4 gole przez pół roku w Zawiszy Bydgoszcz, 7 goli przez rok w Górniku Łęczna, 16 goli przez rok w GKS-ie Tychy (na zapleczu ekstraklasy) i 16 goli w Zagłębiu Lubin. W tym ostatnim klubie osiąga takie statystyki zaledwie w pół roku zapracowuje więc na kolejny transfer zagraniczny. Tym razem kierunek jest zupełnie inny. W styczniu 2018 zostaje sprzedany z Zagłębia Lubin do Łudogorca Razgrad za 850 tys. euro.

Wejście smoka w Bułgarii

Niektórzy kibice wybrzydzają, bo Łudogorec to dla nich "nołnejm". Jednak tak naprawdę to silny klub, najlepszy w Bułgarii. Drużyna z miasta przy granicy z Rumunią, regularnie bije kluby ze stołecznej Sofii. Łudogorec debiutuje w tamtejszej lidze dopiero w 2011 roku, ale od tego momentu jest nieprzerwanie mistrzem, prawie od dziesięciu lat! Dwukrotnie gra w fazie grupowej Ligi Mistrzów, mnóstwo w tym klubie obcokrajowców, zwłaszcza Brazylijczyków.

W 2018 roku walka o tytuł toczyła się do ostatniej kolejki. Łudogorec miał tylko punkt przewagi nad CSKA Sofia, w stolicy mieli nadzieję, że wreszcie przerwą monopol drużyny z prowincji. W ostatnim meczu sezonu z Czerno More Warna piłkarze z Razgradu wygrywają jednak 4-1 a hat-trickiem popisuje się Świerczok. W tak spektakularnej chwili zostaje wybrany piłkarzem meczu, ogółem w 12 meczach strzela aż 7 goli. 

W kolejnych dwóch sezonach jeszcze dwa razy zdobywa z Łudogorcem mistrzostwo, łącznie w bułgarskiej ekstraklasie wbija 24 bramki. W styczniu 2020 roku w Turcji rozmawiam o Świerczoku z Pavlem Vrbą, świetnym czeskim trenerem, twórcą potęgi Viktorii Pilzno, ówczesnym szkoleniowcem Łudogorca (przy okazji - Bułgarzy są bardzo niecierpliwi zmieniają szkoleniowców jak rękawiczki, Vrbie dali dziesięć miesięcy, dziś pracuje w Sparcie Praga). Vrba mówi mi, że Świerczok to bardzo zdolny piłkarz, że w niego wierzy, że ciężko pracuje na treningach choć potrafi też zawieźć - jak choćby w sparingu z Piastem, który Bułgarzy przegrywają 0-2. Świerczok nie chce wtedy rozmawiać. Ogółem w barwach bułgarskiego zespołu strzela 36 goli w 82 meczach.

Gole w Piaście? Tak, siak i owak

Waldemar Fornalik uznaje klasę sportową  piłkarza. Niedawno opowiadał mi, że Świerczok jawił mu się jako zbuntowany, niepokorny piłkarz, zmienił jednak zdanie o zawodniku po długiej telefonicznej rozmowie. Piast, który potrzebował bramkostrzelnego, środkowego napastnika, wypożyczył Świerczoka z Bułgarii na rok, w kontrakcie jest zawarta opcja transferu definitywnego.

Tym razem Świerczokowi w Piaście układa się już zupełnie inaczej.  W obecnym sezonie w 20 występach w ekstraklasie strzelił 12 goli w lidze, jednego w Pucharze Polski i jednego w Lidze Europy.

29-letni napastnik ma - jak na polskie warunki - niecodzienny ciąg na bramkę, łatwość znalezienia się w dogodnej sytuacji, może imponować też różnorodnością sposobów z jaką strzela gole. Wystarczy prześledzić jak wbijał ligowe bramki dla Piasta w tym sezonie.

Proszę bardzo:

- z Górnikiem w Zabrzu: dostaje piłkę sam na sam z Martinem Chudym i spokojnie podcina ją zewnętrzną częścią prawej nogi nad bezradnym bramkarzem. W zadowoleniu niesie na plecach Dominika Steczyka z powrotem na środek boiska;

- z Lechią w Gliwicach: Bartosz Kopacz fauluje w polu karnym Steczyka, karny. Świerczok wykorzystuje go w stylu Roberta Lewandowskiego, na dwa tempa. To jego najszybciej strzelona bramka w Piaście, bo już w trzeciej minucie;

- z Legią w Warszawie: odbitą przez obrońców piłkę przejął przed linią pola karnego i mocnym strzałem prawą nogą w długi róg przy słupku nie dał szans Arturowi Borucowi. Bramkarz Legii nawet się nie rzucił;

Bramka sezonu

- z Lubinem w Gliwicach: przejął piłkę na środku boiska. Zauważył, ze bramkarz gości Dominik Hładun jest zbyt wysunięty. Natychmiast oddał prawą nogą strzał z około 45 metrów i przelobował bramkarza Zagłębia (pamiętacie mecz z Pogonią za pierwszym podejściem w 2012?! To więc nie przypadek!);

- pierwsza z Podbeskidziem w Bielsku-Białej: wykazuje się refleksem, wbitą jak kulę bilardową piłkę w pole karne głową posyłając do bramki. Wygląda to na proste zagranie, dopiero na powtórkach widać jak przypadek z pełnym rozmysłem zmienił w bramkę;

- druga z Podbeskidziem w Bielsku-Białej: na dwa tempa strzela karnego prawą nogą Michalowi Peskoviciowi tuż przy słupku;

- pierwsza z Wisłą w Krakowie: podniósł Piasta, który przegrywał już 0-3 a wygrał. Ten gol pokazał jego umiejętności:  po fantastycznej indywidualnej akcji sam oszukał trzech obrońców i bramkarza;

- druga z Wisłą w Krakowie: zdobył wyrównującego gola z karnego w stylu Socratesa podczas mistrzostw świata w Meksyku, w 1986 roku. Trzeba mieć nerwy!     

- z Cracovia w Gliwicach: po świetnym podaniu Gerarda Badii w sytuacji sam na sam nie miał problemów z pokonaniem Karola Niemczyckiego;

- z Górnikiem w Gliwicach: wbiegł w pole karne z lewej strony, dostał podanie od Michała Chrapka i strzałem lewą nogą w okienko, w krótki róg, pokonał Martina Chudego;

- pierwsza z Zagłębiem w Lubinie: dostał piłkę z lewej strony. Ściął do środka, podbiegł parę metrów wzdłuż linii i oddał precyzyjny strzał prawą nogą w długi róg;

- druga z Zagłębiem w Lubinie: sprytnie ustawił się w polu karnym przed precyzyjnym dośrodkowaniem Michała Żyro z lewej strony. Na tyle sprytnie, że właściwie nikt przy oddaniu strzału mu nie przeszkadzał.

Reprezentacja

Można spierać się jaki właściwie poziom prezentuje Jakub Świerczok. Potrafi zachwycić w lidze polskiej, w lidze bułgarskiej - w niemieckiej mu się już nie udało. Czy powinien dostać jeszcze szansę w reprezentacji? Zdążył wprawdzie zagrać w niej trzykrotnie, ale tak naprawdę nigdy nie dostał poważnej okazji żeby w niej zaistnieć.

W 2017 roku zadebiutował u Adama Nawałki; w towarzyskim meczu z Urugwajem na Stadionie Narodowym w 66.minucie zmienił Kamila Wilczka (0-0).  Po trzech dniach oglądałem go w kolejnej towarzyskiej grze - z Meksykiem w Gdańsku (0-1). Wtedy z kolei, w 71. minucie zmienił Mariusza Stępińskiego.

Ostatni raz zagrał jak dotąd w reprezentacji  w marcu 2018 roku. W towarzyskiej grze z Nigerią (0-1)we Wrocławiu 23.minuty przed końcem zmienił Roberta Lewandowskiego. W żadnym z tych trzech spotkań Polska nie zdołała strzelić bramki, trener Nawałka nie zdecydował się zabrać piłkarza na mistrzostwa świata w Rosji. Czy Paulo Sousa mógłby dać mu szansę raz jeszcze? Jedno jest pewne: Jakub Świerczok potrafił zaskakiwać w momencie kiedy nikt na niego już nie stawia.

***

Napastnik jest wypożyczony z bułgarskiego Łudogorca Razgrad do końca sezonu.  Czy Piast wykupi piłkarza z Łudogorca? Musiałby zapłacić ponoć milion euro. Warto?

Jakub Świerczok (w niebieskiej koszulce) w meczu z Wisłą Kraków strzelił dwa gole/Jacek Łabędzki/REPORTER/East News
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem