Partner merytoryczny: Eleven Sports

Mecz Cracovią - Lechia w finale Pucharu Polski obejrzy 3700 widzów

Niewielka liczba dostępnych biletów sprawiła, że mieliśmy do czynienia ze ścisłą ich reglamentacją, a mecz finałowy obejrzy starannie wyselekcjonowane grono fanów.

Cracovia. Michał Probierz przed finałem PP. Wideo/INTERIA.TV/INTERIA.TV

Na finał Pucharu Polski w sezonie 2018/19 udała się największa w historii zorganizowana grupa kibiców Lechii. Nikt tego nie policzył dokładnie, ale najczęstsza wersja mówi o kilkunastu tysiącach fanów. 15 tysięcy, może 17? Dziś w dobie pandemii koronawirusa o takich wyprawach nie może być mowy.

Mecz o cenne trofeum z oczywistych względów odbędzie się nie na Stadionie Narodowym, ale bardziej kameralnej Arenie Lublin. Zgodnie z obecnymi regulacjami obiekt wypełni się w 25 proc., co daje około 3700 osób. Po 670 biletów zostało przeznaczonych dla kibiców obu drużyn. Fani Lechii i Cracovii zasiądą za obiema bramkami - wejściówki w cenie 30 złotych.

Sektory neutralne wypełnią się szeroko pojętą "rodziną PZPN" - bilety przeznaczone dla okręgowych związków piłki nożnej oraz firmy Lotos, strategicznego partnera piłkarskiej federacji. To wszystko sprawi, że realnie zarówno "Pasy" jak i lechistów będzie wspierać po około tysiąc fanów. Niewielka liczba dostępnych biletów sprawiła, iż mieliśmy do czynienia ze ścisłą ich reglamentacją, a mecz finałowy obejrzy starannie wyselekcjonowane grono fanów. 

Lechia Gdańsk. Piotr Stokowiec przed finałem Pucharu Polski. Wideo/INTERIA.TV

Zeszłoroczny finał Pucharu Polski między Lechią i Jagiellonią został rozegrany w przyjaznej atmosferze, między klubami z Gdańska i Białegostoku nie ma przyjaźni, nie ma też wielkiego antagonizmu. Inaczej sprawy się mają między Lechią i Cracovią, i to mimo że tej pierwszej nie łączy już kibicowska "sztama" z Wisłą Kraków.

Oby, w dniu swego święta, policja miała jak najmniej pracy. W czwartkowy wieczór i piątkowy poranek nie było jeszcze w Lublinie, jakby powiedział legendarny redaktor Dariusz Szpakowski, czuć atmosfery piłkarskiego święta. Obie kibicowskie ekipy dopiero w piątkowy poranek wyruszyły do celu. Pewnie im bliżej pierwszego gwizdka sędziego Pawła Raczkowskiego, który wybrzmi punktualnie o 20, temperatura będzie rosła.

Rok temu (bez jednego dnia), 25 lipca 2019 roku w Gdańsku, podopieczni Piotra Stokowca rozegrali chyba najlepszy mecz w kończącym sezonie. W drugiej rundzie kwalifikacji do Ligi Europy na Stadionie Energa zwyciężyli 2-1 z duńskim Brondby. Bramki zdobywali wtedy Flavio Paixao z rzutu karnego i Patryk Lipski głową po dośrodkowaniu Karola Fili. 364 dni później gra toczy się o możliwość ponownej gry w rozgrywkach europejskich.

W finale z Cracovią, trener Piotr Stokowiec poprowadzi Lechię po raz setny. W 11 meczach Pucharu Polski, w których dowodził gdańską drużyną z ławki, ani razu nie zaznał goryczy porażki.

Piłkarze znad morza wrócą do Gdańska samolotem z rodzinami bezpośrednio po lubelskim finale. W razie pozytywnego wyniku finału, uroczysta feta odbędzie się na gdańskiej Ołowiance w sobotę w godzinach popołudniowych. Plan przewiduje połączenie tej uroczystości z otwarciem 760. Jarmarku Świętego Dominika. Gdańscy piłkarze wrócą do zajęć treningowych i zaczną przygotowania do kolejnego sezonu 3 sierpnia. W tym roku urlopy będą wyjątkowo krótkie. Ale na razie wszystkie oczy na Lublin.  

Maciej Słomiński

Puchar Polski/Daniel Bodzenta/East News/East News
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem