Marcin Kamiński: Za Legię są tylko trzy punkty
- Przez ułamek sekundy pojawiła mi się myśl, że może nastąpić powtórka z Warszawy. Pokazaliśmy jednak determinację i wytrzymaliśmy do końca – mówił po meczu z Legią Warszawa stoper Lecha Poznań Marcin Kamiński.
Jesienią przy Łazienkowskiej Lech prowadził z Legią 2-0, ale w ostatnim kwadransie stracił dwa gole i zremisował 2-2. Na INEA Stadionie poznaniacy też wygrywali 2-0, Legia grała w dziesiątkę, a jednak potrafiła jeszcze strzelić kontaktowego gola i przycisnąć wicemistrza Polski. - Miałem tę świadomość, że nie możemy dalej grać tak, aby stracić znowu zwycięstwo. Widać chyba było tę determinację, która dała nam trzy punkty - mówi Kamiński.
W pierwszej połowie to goście z Warszawy byli lepsi, choć nie potrafili tej postawy zamienić na przynajmniej jednego gola. - Planowaliśmy, że zagramy spokojnie, a to Legia grała spokojnie. Nie wiem skąd się wzięły te nasze błędy, dyskusje po stratach piłki. Pewnie jednak emocje wzięły górę, stawka tego meczu, pełne trybuny, cała otoczka. Może nas to wszystko nie sparaliżowało, ale na pewno w jakimś stopniu przeszkodziło w grze. W przerwie rozmawialiśmy o złych rozwiązaniach, wyciągnęliśmy wnioski i zagraliśmy w drugiej połowie lepiej. Potrafiliśmy już dłużej utrzymać się przy piłce i stworzyć kilka sytuacji - opowiada Kamiński.
Przed poprzednimi spotkaniami z Legią stoper Lecha mówił, że inaczej gra się w takich spotkaniach przeciwko silnym napastnikom klubu z Warszawy (jak niegdyś Wladimer Dwaliszwili czy obecnie Orlando Sa), a inaczej przeciwko graczom lepszym technicznie (jak Danijel Ljuboja czy Miroslav Radović). Teraz defensorzy Lecha zostali zmuszeni do rywalizowania z Ondrejem Dudą oraz wspomagającym go Michałem Masłowskim.
- Byliśmy przygotowani na to, że Legia może zagrać bez klasycznej dziewiątki, a to spowoduje, że będą dłużej utrzymywali się przy piłce. Ciężko się grało przeciwko Dudzie i Masłowskiemu, bo obaj głęboko wychodzili po piłkę, a my nie mogliśmy tego zrobić i musieliśmy ich przekazywać pomocnikom. W pierwszej połowie nie radziliśmy sobie z tym najlepiej. Mieliśmy też problem z ich pressingiem, ale to efekt naszej nerwowości. Wiemy, że ten element mocno kulał i musimy sobie z nim radzić znacznie lepiej - ocenia Kamiński.
Niewykluczone, że na początku maja Lech zagra z Legią jeszcze dwa razy - w finale Pucharu Polski 2 maja na Stadionie Narodowym oraz tydzień później w lidze. Stanie się tak, jeśli oba najlepsze polskie kluby wygrają swoje półfinałowe, pucharowe dwumecze (są faworytami), a po zakończeniu sezonu zasadniczego w lidze będą zajmowały dwa pierwsze miejsca.
- Zdajemy sobie sprawę z tego, że przed nami mecz w lidze z Legią, ale z tym pucharowym to jeszcze spokojnie. Najpierw jest jeszcze jeden rywal do przejścia i nie możemy go zlekceważyć. Tracimy do Legii trzy punkty. Za zwycięstwo z Legią też zdobyliśmy tylko trzy punkty. Więcej zyskaliśmy w sferze mentalnej i to może nam bardzo pomóc. Zwłaszcza w meczach wyjazdowych, w których zawodziliśmy samych siebie. Jak chcemy walczyć z Legią o tytuł, to musimy zacząć wygrywać poza Poznaniem - kończy Kamiński.