Partner merytoryczny: Eleven Sports

Maciej Żurawski w roli komentatora czuje się dobrze

Maciej Żurawski, czyli były kapitan reprezentacji Polski i Wisły Kraków jeszcze do niedawna grał w piłkę amatorsko, w trzecioligowym Porońcu Poronin. Klub jednak wycofał się z rozgrywek. Z "Żurawiem" porozmawialiśmy o bolączkach polskiej piłki.

Maciej Żurawski z żoną podczas jednego z pokazów mody.
Maciej Żurawski z żoną podczas jednego z pokazów mody./Mateusz Skwarczek/

Interia: Trzecioligowy Poroniec Poronin wycofał się z rozgrywek, więc wielbiciele pańskiego talentu nie zobaczą już pana w akcji?

Maciej Żurawski: Nie uczestniczę w rozgrywkach "kto, co, dlaczego", nie wpływam na to, z jakiego powodu ktoś się wycofuje z ligi. To jest tak, że w niższych ligach uzależnione jest wszystko od ludzi, którzy sponsorują kluby. Oni z kolei mają swoje biznesy, które idą raz lepiej, a raz gorzej. Jeżeli się nie układa dobrze, to przekłada się automatycznie na sytuację klubu.

- Poroniec nie jest odosobniony. Wiele klubów w niższych ligach ma kłopoty. Słyszałem też, że ktoś wysoko stojący w Wielkopolsce ma nie przystąpić do rozgrywek (chodzi o lidera III ligi Jarotę Jarocin - przyp. red.).

Kryzys w piłce uderza nie tylko górę, ale też dół?

- Niestety tak. Pamiętajmy jednak o tym, że jeśli gdzieś kopię teraz, to wyłącznie dla przyjemności, ale Porońca faktycznie szkoda, bo mieliśmy fajną paczkę.

Czym się pan teraz zajmuje? Jest pan jeszcze skautem Wisły?

- Nie. Pracuję w Eurosporcie. Komentowanie meczów mi się podoba, jestem zadowolony, związałem się z Eurosportem na stałe. 

Ostatnio mamy falę przesuniętych piłkarzy do rezerw. Wisła odsunęła Cierzniaka, Legia - z powodów zdrowotnych - Vrdoljaka, Śląsk - Fabia Paixao, zanim nie sprzedał go do Lechii, Jagiellonia - Modelskiego. Dlaczego kluby nie zachowują się tak jak Legia za czasów Urbana, gdy Jan Mucha grał do ostatniego meczu, mimo że było wiadomym, że odchodzi do Evertonu? Chodzi o to, że przejście do innej ligi mniej boli niż do rodzimej konkurencji?

- Odkąd obowiązuje prawo Bosmana, z prawnego punktu widzenia wszystko jest w porządku, gdy jakiś piłkarz związuje się kontraktem z innym klubem, na pół roku przed wygaśnięciem starej umowy. W wypadku Cierzniaka dochodzi do dodatkowej rozgrywki między klubami. Legia i Wisła za sobą nie przepadają, to rywale w Ekstraklasie. Często między nimi - jeszcze niedawno toczył się bój o mistrzostwo Polski. Przejście piłkarza bezpośrednio z Wisły do Legii jest źle odbierane i ja się nie dziwię, że jest źle odbierane.

- Jeżeli podpisanie kontraktu Cierzniaka z Legią miało miejsce, to nie wiem, dlaczego zostało podane do wiadomości publicznej. Takich rzeczy się nie robi. Tym bardziej, że Cierzniak był mocnym punktem Wisły. To nie wpłynie na jego formę, ale na świadomośc kibiców. Zawodnik, który od 1 lipca będzie legionistą, przez pół roku postara się zrobić wszystko, żeby Wisła zagrała w europejskich pucharach? Każdy jego ewentualny błąd będzie odbierany w sposób taki: "Ano tak , jemu już nie zależy." To niepotrzebne sytuacje, ale takie jest ryzyko, bo zostało obwieszczone, że idzie do Legii.

A może Legia specjalnie ogłosiła fakt podpisania umowy z Cierzniakiem, licząc na to, że Wisła tanio go sprzeda?

- Przede wszystkim przydałoby się w tej sprawie trochę dyplomacji. Nie ulega wątpliwości, że sprawa jest delikatna, tym bardziej, że chodzi o transfer z Wisły do Legii. Już samo to dodaje sprawie smaczku, a już w ogóle, ze podpisał obowiązujący od lipca kontrakt z Legią. Trener Wisły też jest w ciężkiej sytuacji. Z jednej strony powinien się kierować takim myśleniem: "Mnie to nie interesuje, jeżeli zawodnik prezentuje wysoką formę i jest mi przydatny, to nie obchodzi mnie, że za pół roku będzie w innym klubie." Z drugiej strony jednak  trener musi budować zespół perspektywicznie. To trudne tematy i dla kibiców, i dla trenera.\

Legia chce grać w Lidze Mistrzów, jest najbogatszym polskim klubem, a byle jaki klub z zaplecza ekstraklasy Anglii - jak na pstryknięcie palcami - wyciąga jej najlepszego bramkarza Duszana Kuciaka. To trochę zły sygnał, że nawet krajowego potentata nie stać na zatrzymanie wszystkich kluczowych piłkarzy przed walką o mistrzostwo kraju i Ligę Mistrzów. Rok temu Legia straciła Radovicia i odbiło jej się to czkawką, choć winę udało się zrzucić na barki trenera Berga. W pańskich czasach Bogusław Cupiał długo nikogo nie puszczał na Zachód, marząc o Lidze Mistrzów. Ale nie obowiązywała jeszcze wprowadzona przez Platiniego "ścieżka mistrzowska", przez co trafialiście na Barcelonę i Real.

- Nie znam szczegółów odejścia Kuciaka. Nie wiemy, jakie było stanowisko samego piłkarza. Może chciał odjeść?

Na pewno chciał, w przeciwnym razie byłby w Legii.

- Może klub nie był w stanie finansowo go zaspokoić, zatrzymać. Nie wiemy, jak to od wewnątrz wyglądało. Niekoniecznie musi być tak, że Legii nie było stać na zatrzymanie Kuciaka. A może było tak, że stwierdzili, iż Kuciak nie jest aż tak ważnym dla nich ogniwem i da się go zastąpić przez kogoś innego?

Inny drugoligowiec angielski wyciąga z Cracovii Rakelsa, czyli najlepszego strzelca zespołu, a "Pasy" mają zamiar włączyć się do walki o mistrzostwo kraju, co się im nie zdarzyło od dosyć dawna - od 1948 roku.

- W tej sprawie suma odstępnego w kontrakcie na poziomie 500 tys. euro była kwotą małą jak dla ligi  Championship. Dla nich to jest nic tak naprawdę.

- Miałem okazję obserwować Rakelsa jeszcze w GKS-ie Katowice i faktycznie, w Krakowie on zrobił strasznie duży postęp. Myślę, że on wykorzystuje swoje "pięć minut", bo też nie wiadomo jak długo będzie ono trwało. Nie wiem, czy jest to zawodnik, który będzie w stanie utrzymać taką dyspozycję przez bardzo, bardzo długi czas. Jeżeli rzeczywiście w Krakowie się rozwinął i dostał propozycję z Reading, to on po prostu z niej skorzystał głównie ze względu finansowego. I nie ukrywajmy tego.


Rozmawiał Michał Białoński


INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem