Liga Europy. Czy Legia wierzy w siebie?
Remis ze Slavią w Pradze 2-2 rozbudza nadzieje Legii na przełamanie złej passy i awans do fazy grupowej Ligi Europy. Czy są to jednak nadzieje uzasadnione? Raków sensacyjnie pokonał Gent 1-0 w kwalifikacjach do Ligi Konferencji, wciąż jednak faworytem do awansu jest zespół z Belgii.
Rywalizacja z Dinamo Zagrzeb w III rundzie kwalifikacji do Ligi Mistrzów była dowodem, że remis w meczu wyjazdowym to mniej niż połowa drogi do celu. W rewanżu w Warszawie mistrz Chorwacji zwyciężył Legię 1-0. Czy tak samo będzie ze Slavią - rywalem teoretycznie jeszcze trudniejszym?
Liga Europy. Legia musi przełamywać bariery
Rankingi nie są niczym więcej niż wskazówką opartą na historii. Mołdawski Sheriff Tyraspol jest w hierarchii UEFA na 95. pozycji. Ma tanich, mało znanych piłkarzy i teoretycznie w jego przypadku sen o Lidze Mistrzów jest mrzonką. A jednak w pierwszym meczu play off pokonał Dinamo aż 3-0. I jest o krok od wyśnionego awansu. Mistrz Chorwacji jest w rankingu o 65 miejsc wyżej od rywala z Mołdawii. Rankingi sobie, a rzeczywistość może być inna. Jeśli biedniejsi chcą poprawić swój los, muszą przełamywać bariery.
W podobnej sytuacji jest Legia w starciu z najlepszą drużyną Czech. Wszystko przemawia za Slavią, która dwa lata temu grała w fazie grupowej Ligi Mistrzów, a przed rokiem dotarła do ćwierćfinału Ligi Europy. W rankingu UEFA jest na 28. pozycji, czyli wyżej niż Dinamo. Po czterech latach porażek w kwalifikacjach do europejskich rozgrywek Legia osunęła się na miejsce 126. Teoretycznie obie drużyny dzieli więc przepaść.
Kto widział wczorajszy mecz w Pradze wie, że drużyna Czesława Michniewicza stanęła na głowie, by osiągnąć remis 2-2. Ambicja, spryt, wola walki zrównoważyły większe umiejętności mistrza Czech. Chorwat Josip Juranovic zdobył bramkę życia. Zdążył przed transferem do Celtiku Glasgow. Legia dostanie 3 mln euro, a prawy obrońca w rewanżu ze Slavią już nie zagra. Losy awansu do fazy grupowej rozstrzygną się bez niego.
Michniewicz jest w trudnej sytuacji przed decydującym starciem. Na rozgrzewce w Pradze Tomas Pekhart stanął na stopę Filipa Mladenovica tak nieszczęśliwie, że skręcił kostkę. Mecz z klubem, który go wychował oglądał z trybun. Serb miał tylko rozciętą stopę, więc zagrał. Dzień przed spotkaniem Michniewicz stracił Bartosza Slisza. W starciu z graczami Slavii urazów doznali Rafael Lopes i Kacper Skibicki. Od dawna leczą się Bartosz Kapustka i Mattias Johansson. Slavia też ma swoje problemy, ale ona dysponuje znacznie szerszą kadrą.
Liga Europy. Legia dla siebie i dla Polski
Oczywiście kontuzje i kiksy jednych dają szansę innym. Fatalna gra stopera Lindsay’a Rose w pierwszej połowie sprawiła, że Michniewicz wymienił go na Mateusza Hołownię i odtąd defensywa Legii była znacznie solidniejsza. Na rewanż wróci ukarany za kartki Artur Jędrzejczyk. Faworytem do awansu wciąż pozostaje mistrz Czech.
Tak jak po pierwszym spotkaniu z Dinamo, tak i po pierwszym ze Slavią Legia przełożyła mecz ligowy. To pokazuje oczywistość: europejskie rozgrywki są zdecydowanym priorytetem pod względem sportowym i finansowym. Nie zmienia to jednak postawy właściciela klubu, który między pojedynkami o awans do fazy grupowej Ligi Europy sprzedaje jednego z kluczowych graczy. To wywołuje wrażenie, że seria europejskich porażek odebrała wiarę nawet temu, którzy powinien ją tracić jako ostatni.
Brak przekonania do tego, co się chce osiągnąć jest w sporcie jednym z grzechów głównych. Trudno jednak napadać na Dariusza Mioduskiego, on lepiej zna możliwości finansowe klubu, którym zarządza. Może odejście Juranovica zmobilizuje resztę drużyny? Trzeba się także łudzić, że piłkarze Slavii nie wzniosą się w rewanżu na poziom nieosiągalny dla mistrza Polski. Tak jak było z Dinamo tydzień temu.
Legia nie gra wyłącznie dla siebie. Ale dla całej ligowej piłki w Polsce, obolałej w ostatnich latach od kopniaków Azerów, Mołdawian, Cypryjczyków, Kazachów, a nawet Luksemburczyków. Stąd taki entuzjazm wobec dokonań Rakowa Częstochowa, który wczoraj pokonał 1-0 belgijski Gent z Vadisem Odjidją-Ofoe. Tym samym, który pięć lat temu prowadził Legię do remisu z Realem Madryt (3-3) i zwycięstwa nad Sportingiem Lizbona (1-0) w Lidze Mistrzów. Wtedy, po zwalczeniu nadwagi, wyrastał ponad Ekstraklasę. Wydawał nam się Maradoną naszego podwórka. Podwórka, które nie było, dzięki Legii, jakąś zapadłą prowincją. Dziś nie mamy prawa mieć złudzeń. Takie wyczyny jak ten Rakowa, choćby stawką była tylko Liga Konferencji, są perełką. Perełką byłby też awans mistrza Polski do fazy grupowej Ligi Europy.