Partner merytoryczny: Eleven Sports

Legia Warszawa - Zagłębie Lubin 2-1 w 7. kolejce PKO Ekstraklasy

Legia w końcu wygrała w tym sezonie mecz na własnym stadionie. Nie bez trudu pokonała Zagłębie Lubin 2-1. Oba gole dla mistrzów Polski zdobył Tomas Pekhart.

"Legia to jest potęga". Kowalski, Białoński i Jawor o sytuacji w Legii Warszawa (odc. 4). Wideo/INTERIA.TV

Zobacz zapis relacji na żywo z meczu Legia Warszawa - Zagłębie Lubin

W takim meczu dla obrońców tytułu nie miały znaczenia: ładna i widowiskowa gra, dużo goli. Nie tylko dlatego, że na Łazienkowskiej nie było widzów. Ważniejsza była sytuacja w tabeli. Tylko sześć punktów, żadnego wygranego meczu na własnym stadionie w tym sezonie - wystarczające powody do niepokoju. Liczyło się tylko zwycięstwo.

Wygrana nie przyszła łatwo. Zagłębie postawiło się Legii. Na początku przejęli inicjatywę. Po przeczekaniu chwilowego naporu gospodarze stali się groźniejsi. Na piątą bramkę w tym sezonie mocno pracował Tomasz Pekhart.

Czech był najgroźniejszym zawodnikiem stołecznej drużyny. W 31. minucie dopiął swego. Dostał piłkę przed linią pola karnego, obrócił się i strzelił celnie obok wyciągniętego Dominika Hladuna. Ten 31-letni napastnik zazwyczaj strzela gole głową. Tym razem zdobył bramkę po strzale nogą i to zza pola karnego. To było kompletne zaskoczenie.

Legia w kolejnych minutach nie potrafiła wykorzystać przewagi jaką osiągnęła po objęciu prowadzenia. Najlepszą okazję zmarnował Luquinhas. Jego strzał został zablokowany.

Zagłębie po stracie gola nie przestraszyło się Legii. Szybko się otrząsnęło. Trzeba było jednak błędu byłego piłkarza tego klubu - Bartosza Slisza - żeby goście wyrównali. W 38. minucie spotkania pomocnik młodzieżowej reprezentacji Polski sfaulował w polu karnym Drazicia. Wątpliwości nie było - karny. "Jedenastkę" wykorzystał Filip Starzyński. Remis w pierwszej połowie był sprawiedliwym wynikiem.

Po przerwie mecz wyglądał inaczej. Legia zaczęła grać szybciej, jej akcje miały jakiś scenariusz, widać było większą mobilizację w drużynie.

Ale to Zagłębie mogło w tej części gry objąć prowadzenie. Z tylko sobie znanych powodów Sasza Balić w 50. minucie z kilku metrów oddał strzał zewnętrzną częścią stopy. Zamiast w róg bramki Artura Boruca, piłka przeleciała nad poprzeczką.

Kilka minut później mistrzowie Polski już prowadzili. Sygnałem ostrzegawczym była akcja po której w dogodnej pozycji chybił Paweł Wszolek. W 53. minucie Luquinhas wrzucił piłkę w pole karne. Tam gdzie powinien, był Pekhart. Tym razem strzelił bramkę głową. Taktyka, za którą tak bardzo był krytykowany poprzedni trener Aleksandar Vuković - podanie w pole karne a tam zawsze znajdzie się Pekhart - zdaje egzamin również wtedy, gdy Legię prowadzi nowy szkoleniowiec.

Legia nie zmarnowała okazji, nie dała sobie wydrzeć zwycięstwa. Mistrzowie Polski do końca spotkania mieli wyraźną przewagę. To oni prowadzili grę, byli dojrzalsi. Wciąż wielkie zagrożenie stanowili Luquinhas i Wszolek, choć ten ostatni często dokonywał złych wyborów. Lubinianie mieli jedną okazję na wyrównanie kilka minut przed końcem meczu.

W grze Legii nie widać przełomu i wielkich zmian, ale jest zwycięstwo. Mistrzowie Polski - jakby to dziwnie nie brzmiało - dopiero zbliżają się do czołówki. Są na siódmym miejscu, Mają siedem punktów straty do lidera Rakowa Częstochowa. Cztery punkty więcej ma Zagłębie Lubin. Legia ma jeszcze sporo do nadrobienia. 

Olgierd Kwiatkowski z Warszawy

Legia Warszawa - Zagłębie Lubin 2-1 (1-1)

Bramki: 1-0 Pekhart (31.), 1-1 Starzyński - karny (38.), 2-1 Pekhart (53.)

Legia: Artur Boruc - Josip Juranović, Igor Lewczuk, Artur Jędrzejczyk, Filip Mladenović - Paweł Wszołek, Valerian Gvilia (83. Domagoj Antolić), Bartosz Slisz, Michał Karbownik (85. Joel Valencia), Luquinhas - Tomas Pekhart.

Zagłębie: Dominik Hladun - Kacper Chodyna, Lorenzo Simić Lubomir Guldan, Sasza Balić - Patryk Szysz, Łukasz Poręba (74. Mateusz Bartolewski), Jewgienij Baszirkow, Filip Starzyński, Dejan Drażić (77. Jakub Żubrowski) - Samuel Mraz (74. Rok Sirk).

Żółta kartka: Jędrzejczyk - Legia; Drażić - Zagłębie.

Sędziował: Piotr Lasyk.

Mecz bez udziału publiczności.  

Tomas Pekhart/ Leszek Szymański /PAP
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem