Partner merytoryczny: Eleven Sports

Legia Warszawa - Ruch Chorzów 2-0. Wicemistrz liderem tabeli

Legia Warszawa pokonała Ruch Chorzów 2-0 i została liderem Ekstraklasy. Wicemistrzowie Polski odnieśli pewne zwycięstwo, choć mecz nie byłby tak przyjemny dla gospodarzy, gdyby nie błędy sędziego Pawła Gila.

Paweł Oleksy trafia do swojej bramki i daje prowadzenie "Wojskowym"
Paweł Oleksy trafia do swojej bramki i daje prowadzenie "Wojskowym"/PAP

Legia przystąpiła do niedzielnego meczu osłabiona brakiem pauzujących za kartki Michała Kucharczyka i Guilherme. Zwłaszcza brak tego pierwszego mógł wydawać się dotkliwy. "Kuchy" świetnie spisywał się na początku rundy, czego dowodem były bardzo dobre mecze przeciwko Jagiellonii Białystok i Zagłębiu Lubin. Choć w drużynie Stansisława Czerczesowa brak było wartościowych zmienników na skrzydła, to okazało się, że i bez "Kuchego" można dominować rywali.

Po przebiegu meczu więcej można było się spodziewać po Ruchu. "Niebiescy" pod wodzą Waldemara Fornalika na dobre rozsiedli się w górnej części tabeli i wydawało się, że przeciwko Legii będzie ich stać na więcej niż wybijanie piłki do przodu. Zwłaszcza, że jeszcze niedawno Fornalik już potrafił tak ustawić "Niebieskich", żeby z Łazienkowskiej wywieźć komplet punktów.

Tym razem tak się nie stało. Szkoda tylko, że zasłużone zwycięstwo Legii zepsuły pomyłki Pawła Gila. Arbiter z Lublina pomylił się w pierwszej połowie dwukrotnie i to w bardzo istotnych momentach. Pierwsza jego gafa kosztowała gości stratę bramki. Tomasz Jodłowiec zagrał do Nemanji Nikolicia, który wstrzelił piłkę w pole karne. Tor lotu "futbolówki" przeciął Paweł Oleksy i gospodarze objęli prowadzenie 1-0. Obserwując mecz z trybun widać było, że Nikolić w momencie podania był na spalonym. Telewizyjne powtórki już rozwiały wszelkie wątpliwości. Chorągiewka asysta powinna powędrować w górę, a gwizdek Gila przerwać atak Legii. Tak się nie stało. Gdyby Gil sędziował mecz uważnie, to powinien też wyrzucić z boiska Adama Hlouszka. Pod koniec pierwszej połowi czeski obrońca bezpardonowo zdzielił łokciem Kamila Mazka. Pomocnik Ruchu schodził do szatni ze śliwą pod okiem. - Jeśli ktoś ma taki ślad pod okiem, to chyba powinien być faul - pieklił się w przerwie Rafał Grodzicki w rozmowie z dziennikarzem Canal+. Gil bez mrugnięcia okiem mógł pokazać Hlouszkowi czerwoną kartkę. Ale on nie odgwizdał nawet faulu!

Legia Warszawa - Ruch Chorzów 2-0. Galeria

Zobacz galerię
+2

A Czech oznaczył swoją obecność po przerwie, strzelając drugą bramkę dla Legii. Hlouszek zamienił na gola świetne podanie Ondreja Dudy. Słowak, który wskoczył do środka pola pod nieobecność Guilherme w pełni wykorzystał swoją szansę. W niedzielny wieczór znów oglądaliśmy go jak z początków swojej gry w Legii. To przez niego przechodziła większość podań, to on nadawał tempo atakom gospodarzy i co najważniejsze to po jego zagraniach Legia stwarzała zagrożenie pod bramką Matusa Putnocky’ego. Duda potrafił też uderzyć z dystansu. W pierwszej połowie piłka po jego strzale zza pola karnego uderzyła w poprzeczkę. Przy Łazienkowskiej mówi się, że Duda wreszcie odżył, odrzucił myśli o transferze, wyleczył trapiące go kontuzje i solidnie pracował przez cały okres przygotowawczy. Po takim występie jak w niedzielę ciężko przypuszczać, że w następnej kolejce Czerczesow posadzi go ławce, robiąc miejsce wracającemu za kartki Guilherme.

Przed wiosennymi meczami słowo "lider" odmieniano w Legii przez wszystkie przypadki. Piłkarze dziesiątki razy odpowiadali na pytanie, kiedy prześcigną Piasta, do którego tracili pięć punktów. Rzeczywistość przerosła oczekiwania wszystkich. Piast fatalnie rozpoczął wiosnę, zdobywając tylko dwa punkty, z kolei Legia odniosła trzecie kolejne zwycięstwo. "Mamy lidera" niosło się na wypełnionych kibicami trybunach po każdej udanej akcji Legii. "Wojskowi" wskoczyli na pierwsze miejsce w tabeli po 19 kolejkach przerwy. Patrząc na obecną formę drużyny Czerczesowa i kondycję grupy pościgowej wydaje się, że taki stan szybko nie ulegnie zmianie.

Krzysztof Oliwa

INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem