Śląsk Wrocław, Warta Poznań, Zagłębie Lubin, Lech Poznań, Cracovia i Widzew Łódź - lista klubów pokonanych przez Legię Warszawa z Czesławem Michniewiczem u steru jest coraz dłuższa. W ośmiu ostatnich spotkaniach legioniści odnieśli sześć zwycięstw i dwukrotnie zremisowali. Ostatnią porażkę zanotowali natomiast dwa miesiące temu. Dzięki jesiennemu rajdowi mistrzowie Polski wciąż mają wielką szansę zakończyć rok w fotelu lidera PKO BP Ekstraklasy. To efekt porządków nadzorowanych przez doświadczonego szkoleniowca, który przy Łazienkowskiej czuje się coraz pewniej. Legia w końcu z trenerem Gdy Michniewicz zajechał wozem strażackim pod Legia Training Center, właściciel stołecznej drużyny Dariusz Mioduski był przekonany, że mający zamiłowanie do taktyki trener ze zwinnością kota poradzi sobie z pożarem w eliminacjach Ligi Europy. 50-latek miał ratować nie tylko budżet, ale także reputację klubu, którego stałym elementem startów w europejskich pucharach były ostatnio szydercze komentarze. Pierwsza misja Michniewicza się nie powiodła, ale każdy kolejny tydzień jego pracy (i wyniki) zdają się potwierdzać, że Mioduski w końcu trafił z wyborem szkoleniowca. Więcej aktualności sportowych znajdziesz na sport.interia.pl Kliknij! Długo był to przecież jeden z najczęściej wypominanych Legii zarzutów: że gra bez trenera. Bo trudno było tym mianem określać Romeo Jozaka czy Deana Klafuricia, a i doświadczenie Aleksandara Vukovicia nie robiło na nikim wrażenia. Jednego Mioduskiemu zabrać nie można: przez kilka lat próbował ściągać na Łazienkowską polskich szkoleniowców. Negocjował z Adamem Nawałką (bez powodzenia), był zdecydowany na Jerzego Brzęczka (weto postawiła Wisła Płock). Udało się z Michniewiczem, choć i tym przypadku nie było łatwo, bo ten był pracownikiem PZPN. Właściciel Legii był jednak zdeterminowany i w końcu ściągnął do siebie szkoleniowca, który nie był bezrobotny albo konfliktowy; nie był także szalonym naukowcem, którego strach było wpuścić do laboratorium. Gry i roszady taktyczne Błysk bijący od mającego w CV awans na młodzieżowe mistrzostwa Europy Michniewicza nie oślepił jednak Azerów i na początku października Legia musiała skupić się na rodzimym podwórku. Bez winy nie był zresztą sam Michniewicz, który ustawieniem na mecz z Karabachem zaskoczył nawet swoich piłkarzy. - W pewnym momencie spojrzeliśmy na siebie i zaczęliśmy zastanawiać się, co się dzieje - mówi jeden z piłkarzy warszawskiego klubu i dodaje: - Ale porażka nie była winą tylko tego ustawienia. Od rywali byliśmy po prostu gorsi, wolniejsi, słabsi piłkarsko. Na boisku nas zgnietli.W Ekstraklasie stołeczni radzą sobie za to świetnie. Kluczem do rozwiązania zagadki skąd wzięła się seria meczów bez porażki, może być taktyczna zajawka Michniewicza. Jak słyszymy w klubie, trener swoje treningi rozpoczął od pracy z defensywą. Mocno postawił na rozgrywanie piłki od tyłu, poruszanie się po boisku, grę pod presją. Legia na zajęciach skupia się na sobie, nie na rywalach. - Michniewicz chce, abyśmy dominowali, cierpliwie utrzymywali się przy piłce. Za trenera Vukovicia częściej stawialiśmy natomiast na proste środki, takie jak kontratak - tłumaczy inny zawodnik. Najczęściej legioniści grają w ustawieniu 1-4-1-4, gdzie na pozycji numer "sześć" występują André Martins lub Bartosz Slisz, natomiast "ósemkami" są Bartosz Kapustka i Michał Karbownik. Dwaj ostatni piłkarze zostali przez Michniewicza przesunięciu ze swoich pozycji do środka. U Vukovicia Kapustka był wszakże skrzydłowym, a Karbownik bocznym obrońcą. Zmianie uległo także ustawienie w ataku. U Serba w wyjściowym składzie najczęściej pojawiało się dwóch napastników. Byli to José Kanté i Tomáš Pekhart. Teraz samotnym egzekutorem jest zazwyczaj czeski wieżowiec.