Partner merytoryczny: Eleven Sports

Legia Warszawa - Dinamo Zagrzeb. Jeden gol zadecydował o losach Legii w el. Ligi Mistrzów

Fantastyczne patriotyczne oprawy, cześć oddana bohaterom Powstania Warszawskiego, ambicja, walka do ostatniej sekundy meczu, Artur Boruc w polu karnym rywali. To zapamiętamy z meczu Legia Warszawa - Dinamo Zagrzeb. Zapomnijmy jednak o wyniku. Mistrz Polski, będąc zespołem lepszym, przegrał 0-1 i odpadł z najważniejszych europejskich rozgrywek.

El. LM Legia - Dinamo 0-1. Czesław Michniewicz: Przegraliśmy walkę o nasze marzenia. Wideo/Zbigniew Czyż/INTERIA.TV

Dziwny to był mecz, w którym od pierwszych minut Legia miała przewagę, ale jakiś niepotrzebny respekt przed rywalem, przeszkadzał jej w skutecznych atakach. Dinamo nie miało pomysłu na grę. Spektakularny doping "Żylety" paraliżował gości, którzy od początku oddali inicjatywę Legii. Gospodarze popełniali jednak całą masę niewymuszonych przez nikogo błędów. Legia nie potrafiła z tego korzystać. Brak wykończeń akcji strzałami, podawanie w poprzek boiska, niewymuszone straty i strach przed wzięciem na siebie odpowiedzialności za wykończenie akcji zemściło się niebawem na gospodarzach srodze.

Dinamo, jak się później okazało, nie potrafiło bowiem zagrozić bramce Legii przez cały mecz. Z jednym jednak wyjątkiem - akcją, która przyniosła im prowadzenie w 19. min meczu.

Andre Martins miał na nodze piłkę pod polem karnym gości, ale nie zdecydował się na strzał. Po chwili wykonał nieudane podanie w poprzek boiska. Chorwaci odebrali piłkę i błyskawicznie przerzucili do przodu. Josip Juranović się zdrzemnął i Bartol Franjić w bliska umieścił piłkę w bramce Artura Boruca.

To była dopiero 19. min meczu. Wszystko mogło się wydarzyć, tym bardziej, że Dinamo - jak się okazało - nie było w stanie stworzyć sobie jakiejkolwiek sytuacji bramkowej. Mistrzowie Chorwacji byli wczoraj dramatycznie słabi, fizycznie, taktycznie, mentalne. Dinamo ustępowało Legii w każdym elemencie gry. Ale ostatecznie awansowało.

Legioniści niby przeważali, ale bali się uderzać z dystansu, a im bliżej byli bramki gości tym bardziej się gubili. Para szła w gwizdek i obserwowanie Legii do przerwy było coraz bardziej frustrujące.

W drugiej połowie na boisku pojawił się jednak zupełnie nowy zespół. "Legia walcząca, Legia walcząca do końca" - jak śpiewali kibice. Przynajmniej braku animuszu w tych 45. min piłkarzom gospodarzy nie można zarzucić.

Legia - Dinamo. Na drugą połowę nie wyszedł Andre Martins

Na drugą połowę nie wyszedł winowajca Andre Martins. Zastąpił go Josue, który rozruszał niemrawy atak Legii. W 57. min za bezbarwnego Mahira Emreli’ego na boisku pojawił się Tomasz Pekhart i przewaga Legii urosła jeszcze bardziej. Dinamo nie potrafiło z niej otrząsnąć. Po strzale Mateusza Wieteski w 65. min gospodarze byli o krok od wyrównania. Niestety znowu się nie udało.

W 70. min Michniewicz wymienił kolejny słabszy element. Za Rafaela Lopesa do gry wszedł Ernest Muci. Wszystko postawione zostało na jedną kartę. Dobić i zajechać coraz słabszych Chorwatów.

Ostatnie 20 minut gry to walka z czasem legionistów i kolejne próby zagrożenia bramce Dominika Livakovicia. Goście słabli z każdą minutą, a doping fantastycznej warszawskiej publiczności przybierał na sile im bliżej było końcowego gwizdka.

Legia rzuciła wszystko na jedną szalę. W defensywie już nikt nie pracował tak mocno, jak wcześniej. Wszyscy atakowali z całych sił, ale mijały minuty i nie przynosiło to żadnego efektu.

Dinamo rozpaczliwie się broniło, a minuty mijały coraz szybciej. W ostatnich dziesięciu minutach meczu gra toczyła się wyłącznie na połowie gości. Sytuacji bramkowych jednak nie było. Zmiany rezultatu też.

Legia - Dinamo. Teraz Slavia Praga w el. Ligi Europy

Już na początku meczu wiadomo było, że nie dojdzie do oczekiwanego przez chorwackich kibiców meczu Dinama z Crveną Zvezdą Belgrad. Serbowie przegrali bowiem z Sheriffem Tiraspol i odpadli z Champions League. Do kolejnej rundy awansował też Ferencvaros Budapeszt, więc przegrany wczorajszego meczu o Ligę Europy miał grać ze Slavią Praga.

Liga Mistrzów wydawała się być o krok, bo przecież mistrz Mołdawii był jak najbardziej w zasięgu Legii. Niestety rewanżu za porażkę sprzed czterech lat nie będzie. Legia zagra o fazę grupową Ligi Europy ze Slavią. Pierwszy mecz już za tydzień.

Bartol Franjić (w śodku) strzelił jedynego gola/Piotr Nowak/PAP

Artur Szczepanik

INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem