Partner merytoryczny: Eleven Sports

Legia Warszawa. Dariusz Mioduski: Myślałem, że ten kryzys potrwa lata

- O 7.30 rano w niedzielę dostałem telefon od Aleksandra Czeferina, który powiedział lekko wzburzonym tonem, co się stało. Uznałem, że to niemożliwe. „Nie wierzę, że Andrea mógł w taki sposób postąpić – mówiłem”. Rozpoczął się kryzys, który trwał na szczęście tylko 48 godzin. Na początku myślałem, że to będzie trwało miesiącami albo latami – prezes Legii Dariusz Mioduski opowiada o powstaniu i upadku Superligi.

Superliga. Bunt kibiców Chelsea - zatrzymują autobus, w którym jadą piłkarze. Wideo/Assosiated Press/© 2021 Associated Press

Właściciel mistrzów Polski od wielu lat działa w Europejskiej Organizacji Klubów (ECA). Od niedawna jest członkiem jej Komitetu Wykonawczego. Czynnie uczestniczy w rozmowach na temat zasad rozgrywek o europejskie puchary, także tych, które toczyły się w ostatnich tygodniach. Dariusz Mioduski opowiedział o tym, co się wydarzyło w europejskiej piłce od piątku do dziś i co nas jeszcze czeka.

Cztery lata temu w Monaco

Geneza tego wszystkiego miała miejsce cztery lata temu w Monaco podczas losowania europejskich pucharów. Zmieniona została formuła dostępu do LM. Miały w niej grać cztery zespoły z topowych lig. Już wtedy toczyła się dyskusja, że jeżeli do tego nie dojdzie to powstanie Superliga. UEFA została postawiona przed ścianą i się ugięła.

Wtedy nastąpiła polaryzacja europejskiej piłki nożnej. Największe ligi zyskały na wartości, zespoły z dziewiątego, ósmego miejsca mogły bić się o europejskie puchary. Rosła wartość tych lig. Nagle zespoły, które do tej pory nie mogły konkurować z Legią o zawodnika, mogły kupić każdego zawodnika z Polski. Zmiana sprzed czterech lat, to jest główna przyczyna rozwarstwienia w europejskiej piłce nożnej.

Oni zaczęli wierzyć, że są tak wielcy, tak silni, że będą zbawiać futbol. To jest życie w pewnej bańce. Arogancja wynikająca z pozycji, którą się ma przez dłuższy okres czasu

W ostatnich tygodniach dyskusja wcale nie dotyczyła formatu europejskich pucharów, o to czy LM będzie miała 36 czy 32 drużyny. Kluczową rzeczą było to, kto będzie zarządzał i kontrolował rozgrywki europejskie. Format miał być zatwierdzony dwa tygodnie wcześniej, ale nie było ogólnego porozumienia. Zostało dopracowane dopiero w piątek i zatwierdzone przez ECA.

Jedno miejsce więcej z eliminacji w nowej LM

Podjąłem wtedy wysiłki, żeby doprowadzić do zmian w formacie Ligi Mistrzów. Z punktu widzenia średnich klubów, które reprezentuję w ECA są one bardzo istotne. Udało się nam wynegocjować, że do nowej Ligi Mistrzów może awansować pięć zespołów, a nie cztery. To ułatwia możliwość awansu mistrzowi Polski. Zwiększona została do 32 liczba drużyn w Lidze Europy. Dzięki temu wzrasta liczba meczów w tych rozgrywkach, a to przekłada się na większe pieniądze, lepsze współczynniki w rankingu. To były kluczowe zmiany. Skończyliśmy spotkanie w piątek około godziny 15.00. Byłem bardzo zadowolony.

48-godzinny kryzys

O 7.30 rano w niedzielę dostałem telefon od Aleksandra Czeferina, który powiedział lekko wzburzonym tonem o tym, co się stało. Uznałem, że to niemożliwe. "Nie wierzę, że Andrea mógł w taki sposób postąpić - mówiłem". Rozpoczął się kryzys, który trwał na szczęście tylko 48 godzin. Na początku myślałem, że to będzie trwało miesiącami albo latami.

Cały czas byłem w kontakcie telefonicznym z członkami ECA. Przed meczem z Cracovią miałem spotkanie Komitetu Wykonawczego ECA, po meczu - zarząd. Stałem na stanowisku, że powinniśmy wydać jasny komunikat w tej sprawie. Ale długo nie mogliśmy tego zrobić, bo nie było oficjalnego stanowiska Superligi. Czekali do wieczora. To była ciężka niedziela.

Prawda Futbolu: Boniek kontra Al-Khelaifi. Wideo/INTERIA.TV/INTERIA.TV

Wiceprezes Realu nazywał mnie komunistą

Superliga była sprzeczna z tym jak myślimy o sporcie w Europie. Fundamentem sukcesu piłki nożnej jest też to, że mały może wygrać. Ale od 15 lat to prawdopodobieństwo spada. Spowodowane jest to pieniądzem. Im więcej się płaci zawodnikom, tym większe są szanse na zwycięstwo.

Rozumiem myślenie amerykańskich właścicieli klubów, które dołączyły do Superligi. Sam myślę po amerykańsku, ale nie jestem w stanie zrozumieć punktu widzenia europejskich szefów klubów.

Z Andreą Agnellim, prezesem Juventusu, mieliśmy bardzo bliską relację, przez ostatnie miesiące współpracowaliśmy, nie mogę nazywać go przyjacielem, ale biznesowo była blisko. To dla mnie największa zagadka. Dlaczego to zrobił? On - Andrea Agnelli. Z takim nazwiskiem. Z taką reputacją.

Rozmowy w ECA zawsze były bardzo trudne. Były konflikty. Florentino Perez nie rozmawia po angielsku, nie był obecny na spotkaniach, ale jego prawa ręka Pedro Jimenez, wiceprezes Realu, jak mnie widział nazywał mnie komunistą. Takie to były klimaty.

Kluby są klubami i one pozostaną wielkimi klubami, ale oni (Agnelli i Perez - przyp. ok) są spaleni. Wszyscy złożyli rezygnacje z ECA. Jestem sam ciekaw co będzie dalej, czy będą chcieli z powrotem wrócić.

Żaden biznesmen nie wygra z państwem

Politycznie dostali mocne sygnały. To było bardzo ważne. Premier rządu (Boris Johnson) mówi, że rozważają zmiany w prawie. Możesz być największym biznesmenem w danym kraju, ale z państwem nigdy nie wygrasz. Szczególnie w takich sprawach, które są politycznie i opinia publiczna jest przeciw tobie.

Zastanawiam się jakie było myślenie tej grupki. Przypomina to trochę sytuację w polityce. Jest rząd, który długo trzyma się przy władzy i słucha tylko siebie albo tych, którzy kiwają głowami. W ten sposób tacy ludzie odrywają się od rzeczywistości. Oni zaczęli wierzyć, że są tak wielcy, tak silni, że będą zbawiać futbol. To jest życie w pewnej bańce. Arogancja wynikająca z pozycji, którą się ma przez dłuższy okres czasu. Pewne znaczenie miał fakt, że się im udawało przez ostatnie lata wszystko i to co chcieli, dostawali.

Ważna jest też kwestia finansów i sytuacji w jakiej się znaleźli. Dla wielu zbawieniem była linia kredytowa uruchomiana przy okazji Superligi przez JP Morgan.

Nić porozumienia między klubami

Patrząc na to co się stało możemy być dumni, że to piłka sprawiła, że Europa się zjednoczyła. Patrzę optymistyczne. To będzie katalizator zmian. Może jestem naiwny, ale wierzę w to, że w europejskiej piłce nożnej rzeczy pójdą w lepszym kierunku.

Ostatnią rzeczą, której potrzeba, to jest kontynuacja konfliktu. Ta sytuacja wytworzyła jednak nić porozumienia z kilkoma z dużych klubów takich jak Bayern, Borussia Dortmund, PSG. Nie warto tego niszczyć. To nie są aniołki, ale na końcu zachowali się tak jak powinni zachować się w swojej sytuacji. Odpowiedzialność na nich teraz będzie dużo większa.

Mam filozofię, żebyśmy w piłce nożnej wypracowali zdrowy system i - żeby tak jak w społeczeństwie - istniała silna klasa średnia. Ci najbiedniejsi będą mieli relatywnie lepiej, a najsilniejsi będą jeszcze silniejsi, ale nie będą takimi, którzy wszystko zdominują. Mam nadzieję, że uda się wzmocnić tę bazę i nie będziemy myśleć już tylko o klubach z czterech krajów.

Jaka przyszłość polskich klubów w europejskich pucharach?

Musimy przyzwyczaić się do rzeczywistości. Dziś Liga Mistrzów w przypadku polskiego klubu to dużo szczęścia, a nie wynik normalnej działalności. Musimy doprowadzić do tego żeby tak nie było. Są dwie możliwości. Pierwsza, że przyjedzie dobry wujek z Arabii Saudyjskiej i wyłoży miliard dolarów. Druga, że wypracujemy sobie dobry ranking, najpierw regularnie grając w Conference League, a potem w Lidze Europy. Szkocja miała taką samą sytuację i miała tylko Celtic, a dziś Rangersi są na 11. miejscu w rankingu i mogą wejść do LM bez eliminacji.

Grając regularnie w pucharach możemy znaleźć się w LM. To jest szansa dla Polski. Jestem przekonany, że idziemy w tą stronę. Prawda, że wybijający się zawodnicy są sprzedawani, niewiele klubów może sobie pozwolić, żeby ich zatrzymać, ale mamy napływ talentów coraz lepsze szkolenie. Ranking mamy znacznie niższy niż potencjał. Wszyscy wiedzą o tym w Europie. Wszyscy są zdziwieni tym, gdzie jesteśmy.

Wysłuchał Olgierd Kwiatkowski

Dariusz Mioduski/Zbigniew Czyż/INTERIA.PL
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem