Legia nokautuje Lecha i Wisłę na rynku transferowym. Jaka będzie reakcja?
Królem polowania w zimowym okienku transferowym w Polsce jest Legia Warszawa, która najpierw posłała na deski Lecha Poznań, przejmując jego najmocniejszego piłkarza Kaspara Hamalainena, a później uderzyła mocno w Wisłę, pozyskując jej niezwykle solidnego bramkarza Radosława Cierzniaka. W Krakowie i Poznaniu zawrzało. Czy słusznie?
Legia zbroi się kosztem największych od lat rywali. Korzysta z tego, że odskoczyła krajowej konkurencji zarówno pod względem marketingowym, jak i finansowym. Oferuje takie kontrakty, na jakie nie stać obecnie Lecha, Wisły, czy inne polskie kluby. Kontrakt na poziomie 300 tys. euro dla liderów w klubie z Łazienkowskiej nie budzi zdziwienia.
Od czterech lat Wisła dochodzi do siebie po takim szastaniu pieniędzmi. W dobie rządów Roberta Maaskanta i Stana Valcksa lukratywne zarobki - na poziomie 300 tys. euro rocznie - mieli Osman Chavez i Kew Jaliens. Dzisiaj spadły kilkakrotnie.
"Kolejorz" wyleczył się z wysokich apanaży, płacąc późnemu Manuelowi Arboledzie pół miliona euro rocznie. Taka pensja Kolumbijczyka kłuła w oczy. "Manu" stał się intruzem w szatni, a i grał słabiej, łapały go kontuzje.
- Nie chcemy robić kominów płacowych - mówią dziś sparzeni włodarze klubu z Bułgarskiej.
Lech przekonuje się też, że raz się jest na wozie, a raz pod wozem. Dziewięć lat temu to on przejmował Wiśle bramkarza Emiliana Dolhę, dając mu lukratywny kontrakt. Wyszedł na tym jak Zabłocki na mydle. Dolha wrócił na Reymonta, by w jednej połowie puścić cztery bramki. To odbiło się na jego psychice, mocnym punktem "Kolejorza" już nigdy nie został, zagrał tylko 10 meczów. Puścił w nich 13 bramek.
Dziś Lech jest pod wozem w transferowym starciu z Legią. W ciągu trzech lat stracił dwóch ważnych piłkarzy - najpierw Bartosza Bereszyńskiego, a teraz Hamalainena. Warszawianie grają na nosie "Kolejorzowi", łowiąc jego młokosów - bramkarza Aleksandra Wandzela (jego kontrakt z Legią wygasł już w październiku 2014 roku) i Miłosza Kozaka (19-letni ofensywny pomocnik, jest w juniorach Legii).
Ostatnio Legia na rynku transferów gnębi też Wisłę. Przed zakontraktowaniem Cierzniaka przechwyciła zdolnego juniora Konrada Handzlika. Dwóch piłkarzy w jednym okienku transferowym. Dokładnie tylu dotychczas przeszło bezpośrednio z Wisły do Legii w całej, bez mała 110-letniej historii "Białej Gwiazdy" (Marcin Jałocha i Marek Kusto).
- Handzlika szkoda, bo chłopak "ma papiery" na granie. Miał szesnaście lat, gdy brałem go na treningi pierwszego zespołu. Takich perełek nie wolno się pozbywać zanim się ich nie oszlifuje - uważa Franz Smuda, były trener Wisły.
Odejście nieopierzonego młokosa kibice Wisły przeboleli. Gorzej z Cierzniakiem, który jeszcze 18 grudnia zapewniał nas, że chce zostać w Krakowie.
Na pytanie o to, odpowiedział:
- Jak najbardziej chcę zostać w Wiśle, ale zobaczymy, jaka będzie sytuacja w klubie. Nie jest łatwo obecnie. Myślę, że rozmowy będą trwać i się wszystko wyjaśni - zapewniał Cierzniak.
Od czego uzależnia pan pozostanie w klubie?
- Od ogólnej sytuacji. O tych sprawach będzie już rozmawiał mój agent.
Może pan zadeklarować, że na pewno będzie wiosną grał w Wiśle?
- Trudno mi powiedzieć. Na chwilę obecną może jest coś na rzeczy. Ja się tym nie zajmuję, wszystkie pytania należy kierować do mojego agenta.
Ostatecznie podpisał obowiązujący od 1 lipca tego roku kontrakt z Legią. Gdy Legia to ujawniła, zaczęła się burza. Cierzniak natychmiast zniknął ze składu Wisły. Nie grał ani z Botewem, ani z Hajdukiem Split. Mało jest prawdopodobne, by krakowianie zachowali się tak jak Legia za kadencji Jana Urbana, który do ostatniej chwili korzystał z odchodzącego do Evertonu Jana Muchy.
Przejście do Legii jednego z filarów krakowskiej defensywy jest odczuwalne dla kibiców i właściciela Wisły - Bogusława Cupiała, więc Cierzniaka czeka najpewniej wiosna w rezerwach. Chyba, że wykupi go Legia, a - znając Cupiała - tanio nie będzie.
Jak kluby powinny reagować w takich sytuacjach? Zachowywać spokój i pozwolić w pierwszym zespole wypełnić kontrakt piłkarzowi, czy karać go przesuwaniem do rezerw? W zeszłym sezonie Jagiellonia odsunęła do rezerw najlepszego strzelca Ekstraklasy - Mateusza Piątkowskiego, bo nie chciał przedłużyć kontraktu. Ostatnio Śląsk odsunął od zespołu Flavia Paixao, bo związał się kontraktem z Lechią Gdańsk. Pewnie identycznie z Cierzniakiem postąpi Wisła.
- Moim zdaniem dyskryminowanie zawodników z powodu tego, że - podkreślam - zgodnie z prawem związali się z innym klubem to zwykła wiocha - uważa były napastnik Stomilu Olsztyn i Legii Warszawa Sylwester Czereszewski.
- Z prawnego punktu widzenia wszystko jest w porządku, ale nie zapominajmy o dodatkowej rozgrywce między klubami: Legia i Wisła od lat za sobą nie przepadały, do niedawna rywalizowały o mistrzostwo Polski. Takie transfery są źle odbierane i ja się temu nie dziwię - nie kryje były kapitan Wisły i reprezentacji Polski Maciej Żurawski.
Czereszewski wrzuca kamyczek do ogródka klubowych działaczy, zarzucając im brak profesjonalizmu. - Kiedy nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Działacze szybko zapominają o tym, na jak długo podpisali kontrakt. Jest w nich jakieś dziwne przekonanie, że jeśli zawodnik związał się z innym klubem w ramach prawa Bosmana, to już można go gnębić - tłumaczy.
- Nasi działacze na każdym kroku wygadują jakieś okrągłe zdania na temat profesjonalizmu, a potem, jak przychodzi co do czego, jest klops. Jakoś nie słyszałem o tym, żeby najmocniejsze europejskie kluby pozwalały sobie na takie traktowanie piłkarzy. Umów należy dotrzymywać i to jest właśnie profesjonalizm - podkreśla Czereszewski.
Na poparcie jego słów wystarczy przypomnieć przypadek Roberta Lewandowskiego. Gdy jasnym się stało jego przejście do Bayernu, Borussia Dortmund dała mu podwyżkę. Efekt? "Lewy" w BVB grał jak as do końca, strzelając 12 goli.
"Żuraw" uważa, że Legia popełniła błąd, nagłaśniając fakt podpisania kontraktu z bramkarzem Wisły.
- Jeżeli już takie coś się stało, to niepotrzebnie zostało podane do wiadomości publicznej. Takich rzeczy się nie robi. Cierzniak był mocnym punktem Wisły. Taki ruch transferowy nie wpłynie na formę Cierzniaka, ale z pewnością na świadomość kibiców - zwraca uwagę.
- Wygląda to tak: zawodnik, który już podpisał kontrakt z warszawską Legią przez pół roku ma starać się zrobić wszystko, aby Wisła zagrała w europejskich pucharach. Każdy ewentualny błąd Cierzniaka będzie odbierany w taki sposób: "Tak, jemu już się nie chce, jemu już nie zależy, bo jest myślami w Warszawie." To są niezdrowe sytuacje - twierdzi Maciej Żurawski.
- Z jednej strony trener Wisły powinien kierować się takim myśleniem: "Mnie to nie interesuje, że po sezonie bramkarz odchodzi do Legii". Jeżeli jest przydatny, to z niego korzystam. Ale z drugiej strony, wiedząc, że za pół roku nie będzie miał piłkarza, to musi układać sobie drużynę na dłuższy okres niż do czerwca - analizuje "Żuraw".
Czereszewski ma receptę dla klubów przegrywających na rynku transferowym:
- Niech działacze wezmą się za inwestycję w szkolenie młodzieży. Jakby mieli swoich zawodników na zastępstwo, to nie musieliby się martwić o to, że najlepsi odchodzą do silniejszych klubów - uważa.- Na dyskryminowaniu zawodników tracą wszystkie strony. Aktualny klub zawodnika, bo traci dobrego piłkarza i psuje sobie opinię na rynku. Sam piłkarz, który kilka miesięcy gra w rezerwach, albo wcale. No i wreszcie także klub, z którym związał się zawodnik, bo będzie miał do dyspozycji gracza, który przez kilka miesięcy nie grał na poważnie w piłkę.
Na razie sytuacja z Cierzniakiem wygląda tak: trzy miesiące spędzi w rezerwach Wisły, która będzie mu płacić, nie korzystając z jego gry, a Legia latem dostanie piłkarza bez praktyki meczowej. Wszystkie strony przegrywają.
Michał Białoński, Łukasz Szpyrka, Bartosz Barnaś