Partner merytoryczny: Eleven Sports

Lechia Gdańsk. Żarko Udoviczić: Rok nie śpiewałem

Bardzo dobrą zmianą i bramką strzeloną Wiśle Kraków, Żarko Udoviczić przypomniał o sobie kibicom.

Fortuna Puchar Polski. Puszcza Niepołomice - Lechia Gdańsk 3-1. Skrót meczu (POLSAT SPORT).Wideo/Polsat Sport/Polsat Sport

Maciej Słomiński, Interia: W doliczonym czasie gry strzelił pan gola, ustalając wynik meczu z Wisłą Kraków na 2-0. Tej bramce towarzyszyły ogromne emocje. Czy dobrze widziałem, że w pana oczach pojawiły się łzy?

Żarko Udoviczić, piłkarz Lechii Gdańsk: - Łez nie było, graliśmy w deszczu, może dlatego tak się mogło wydawać. To była sportowa złość. Złość na to co wydarzyło się przez ostatni rok. Na decyzje, które ja podjąłem i które zostały podjęte za mnie.

Po meczu dla telewizji klubowej mówił pan, że teraz, po roku przerwy, będzie wreszcie okazja pośpiewać. Strzelił pan bramkę w lidze po długiej przerwie, było co świętować.

- Nie ma co świętować, robię swoje. Oczywiście było trochę śpiewów w naszej szatni, zawsze tak się dzieje po wygranym meczu, normalna reakcja. Chciałem żartobliwie nawiązać do sytuacji sprzed roku, gdy wstawiłem do sieci film, jak śpiewałem. Zostało to odebrane bardzo negatywnie.

Ta bramka z Wisłą Kraków była dość nietypowa. Bramkarz Mateusz Lis pobiegł w pole karne Lechii, wy wyszliście z kontrą i skierował pan piłkę do opuszczonej już bramki.

- Szczerze mówiąc nie zauważyłem, aby bramkarz Wisły był w naszym polu karnym. Spodziewałem się, że Lis pobiegnie w moim kierunku, a tymczasem on wciąż się cofał i ułatwił zadanie odsłaniając cały róg bramki.

Po meczu rozgorzała dyskusja czy aby nie był pan na spalonym przy akcji bramkowej.

- Nie rozumiem tego, sędzia uznał bramkę, więc wszystko było w porządku. Specjalnie zahamowałem na własnej połowie, żeby nie "spalić" akcji po podaniu Flavio. W Polsce arbiter do pomocy ma VAR, który rozstrzyga tego typu sytuacje. W mojej ojczyźnie w Serbii o wszystkim decyduje sędzia bez niczyjej pomocy, stąd dyskusje, niedomówienia itd.

No właśnie, jak wygląda sytuacja z pandemią w Serbii?

- Byłem na święta w domu, dlatego jestem na bieżąco. Oficjalnie sytuacja wygląda podobnie jak w Polsce, prawie wszystko jest zamknięte. W praktyce wygląda to trochę inaczej, jak to na Bałkanach (śmiech). Knajpy były zamykane o 20, więc wtedy kończyły się imprezy. Zaczynały się za to w południe. Nastąpiło przesunięcie czasowe. Na ulicy nie widziałem wielu osób w maseczkach.

Rozmawialiśmy po finale Pucharu Polski w lipcu ubiegłego roku. Mówił pan, m.in. że "następny sezon musi być lepszy, limit pecha już wyczerpałem". Tymczasem w obecnych rozgrywkach rozegrał pan jeszcze mniej meczów niż rok temu. Nie wiem czy chce pan o tym mówić...

- To bardzo dobre pytanie, mogę mówić. Odpowiedź brzmi: nie wiem dlaczego tak się dzieje. Moja kariera jest pełna pytań, na które nie mam konkretnej odpowiedzi. Weźmy finał Pucharu Polski, przegraliśmy, ale ja miałem asystę i zdaniem ekspertów zagrałem nieźle. Za 10 dni jedziemy na zgrupowanie, które zostaje przerwane po jednym dniu z powodu zarażenia koronawirusem u jednego z piłkarzy, zaczyna się liga i znowu znalazłem się w punkcie wyjścia - w grupie "TNT".

Hokej. Jan Steber przed play-offami: Nie złożymy broni. Wideo/INTERIA.TV

Co to znaczy?

- "Trenuję - nie gram - trenuję". Nasz trener słusznie mówił, że nie było sparingów, żeby próbować nowych ustawień, bez meczów towarzyskich ciężko było wskoczyć do składu w lidze. Jestem przyzwyczajony, że w mojej karierze dzieją się rzeczy zupełnie niespodziewane. Tak jest w Lechii i wcześniej też tak było.

Mówi pan o zdarzeniach z Serbii, gdy po niestrzelonym karnym kibice chcieli zrobić panu krzywdę?

- Też, ale bardziej chodzi mi o polski rozdział kariery. Tak było w Zagłębiu Sosnowiec w sezonie 2018/19. W tych rozgrywkach zaliczyłem 10 goli i 10 asyst. Na jeden z meczów decydujących o utrzymaniu w Ekstraklasie ze Śląskiem Wrocław w ogóle nie znalazłem się w kadrze. Dlaczego? Nie wiem. Pozwolono mi pożegnać się z kibicami i zagrać w spotkaniu z Koroną Kielce, gdzie miałem bramkę i asystę. Do końca walczyliśmy o uniknięcie degradacji. Niestety, nie udało się.

Dziś Zagłębie Sosnowiec jest na ostatnim miejscu w I lidze. Rusza to pana? 
- Tak, bo poznałem kibiców, wiem że kochają ten klub i im na nim zależy. Z drugiej strony wiem, kto tym klubem zarządza, dlatego ostatnia pozycja Zagłębia w ogóle mnie nie dziwi.

Do końca sezonu zostało dziewięć meczów ligowych. Walczy pan o przedłużenie kontraktu z Lechią? Czy na to pan nie liczy i chce się pokazać na rynku potencjalnym kontrahentom?

- Czuję, że jestem w dobrej formie, że mam siłę i tlen w płucach. Chcę podziękować trenerowi rezerw Lechii, Dominikowi Czajce, że mogłem zagrać w paru meczach u niego. Czy chcę się pokazać na rynku? Życie mnie nauczyło niczego nie planować. Jedyna przyszłość, o której myślę to ta najbliższa. Żeby rano się obudzić i dojechać na trening na ulicę Traugutta. Potencjalni kontrahenci znają moje możliwości, w meczu z Wisłą przypomniałem im się i pokazałem, że jestem zdrowy.

Chciałem zapytać o bałkańską mafię. Pan strzelił bramkę, generał Mario Maloca wrócił do składu, Zlatan Alomerović jest już zdrowy, Filip Mladenović gra pierwsze skrzypce w Legii Warszawa. Rośniecie w siłę.

- Wszyscy, którzy znają "Mladena" wiedzieli, że dobrze pójdzie mu w Legii, nikogo to nie dziwi. Strzela więcej goli niż u nas, może dlatego że ta drużyna gra bardziej ofensywnie od Lechii. Przed sobotnimi meczami rozmawiałem z Filipem, wspominaliśmy poprzedni sezon, gdy początkowo szło nam tak dobrze. Zwycięski Superpuchar w Gliwicach, dobre mecze z Brondby, wygrana z Lechem, Legią. "Mladen" żartował, że to ja wszystko popsułem wdając się w sprzeczkę z sędzią Wojciechem Myciem w derbach Trójmiasta. Wciąż mamy świetny kontakt, mimo odległości, która nas dzieli.

Wielu piłkarzy pisze teraz książki po zakończeniu kariery. Pana przygoda z piłką to splot tylu zdarzeń, że materiału by nie zabrakło.

- Celny strzał, po zakończeniu grania planuję napisać książkę o mojej karierze. Na razie, w wieku 33 lat jeszcze nie zbliżam się do końca gry. Będę grał, dopóki komputer będzie pokazywał, że mogę.

Czy inaczej wyobrażał pan sobie pobyt w Lechii Gdańsk?

- Moje dwa lata tutaj oceniam pozytywnie. Dokonałem tego, o czym inni tylko mogą marzyć. W wieku 31 lat zadebiutowałem w Lidze Europy, w debiucie wygrałem Superpuchar Polski. Wygrałem z czołowymi zespołami w Ekstraklasie, w tym z Legią przy Łazienkowskiej czy z Lechem w Gdańsku. O tym kibice będą pamiętać, to zostanie na zawsze.

Rozmawiał Maciej Słomiński

Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie

Facebook Lechii Gdańsk/facebook

INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem