Partner merytoryczny: Eleven Sports

Lechia Gdańsk - Legia Warszawa 2-0 w 36. kolejce Ekstraklasy

Walka o mistrzostwo Polski trwa! Legia fatalnie spisała się w Gdańsku, przegrała z Lechią 0-2 i mocno skomplikowała sobie sytuację. Wygrał za to Piast Gliwice z Ruchem Chorzów (3-0) i przed ostatnią kolejką oba przodujące zespoły mają tyle samo punktów!

Lechia cieszy się z bramki Sławomira Peszki (na dole)
Lechia cieszy się z bramki Sławomira Peszki (na dole)/Adam Warżawa/PAP

To oznacza, że o mistrzostwie Polski zdecydują niedzielne mecze. Legia podejmuje Pogoń Szczecin i musi wygrać, by zapewnić sobie mistrzostwo. W innym przypadku będzie musiała oglądać się na Piasta, który podejmuje Zagłębie, a lubinianie są już pewni gry w europejskich pucharach. Przy równej liczbie punktów tytuł trafi do Warszawy, bo Legia po sezonie zasadniczym była wyżej w tabeli.

Warszawianie sprawę mocno skomplikowali sobie w Gdańsku. To Lechia od początku wyglądała jak drużyna, która gra o mistrzostwo Polski. Próbowała atakować, napierała, a w takim scenariuszu Legia nie potrafiła się odnaleźć.

Momentami goście mieli problemy z wyjściem ze swojej połowy, a gospodarze rozkręcali się z minuty na minutę. Najpierw próbowali grać długimi podania, później przeszli na dośrodkowania, aż w końcu Sławomir Peszko zdecydował się na strzał z dystansu.

Pomocnik Lechii uderzył z powietrza, bez zastanowienia i za moment świętował zdobycie pięknego gola. - Od razu wiedziałem, że nie będę szukał podania, tylko uderzę. Ostatnio nic nie wpadało, więc cieszę się, że przełamałem się właśnie w spotkaniu z Legią - mówił Peszko przed kamerami nc+.

Lechia Gdańsk - Legia Warszawa 2-0. Zdjęcia

Zobacz galerię
+2

Tym trafieniem pomocnik Lechii wysłał również jasny sygnał: "Selekcjonerze, pamiętaj o mnie!" i to dzień przed powołaniem szerokiej kadry reprezentacji Polski przez Adama Nawałkę.

Legia niby wzięła się za odrabianie strat, ale bardzo niemrawo. Kilka dośrodkowań i prób strzału z dystansu nie przyniosło jednak efektu. Najlepszą okazję miał Michał Masłowski, ale z kilkunastu metrów kopnął nad poprzeczką.

- Wiemy jaka jest stawka tego spotkania. Zaczęliśmy bardzo nerwowo i nie potrafiliśmy utrzymać się przy piłce. Mam nadzieję, że w drugiej części będzie to lepiej wyglądało - mówił Tomasz Brzyski.

Na legionistów schodzących do szatni czekała jeszcze jedna zła wiadomość, bo dowiedzieli się, że wicelider Piast prowadzi w Chorzowie z Ruchem 1-0.

Igor Lewczuk/Adam Warżawa/PAP

Gdy wydawało się, że gorzej być już nie może, fatalne wieści spadły na Legią już na początku drugiej połowy. Piłkę dostał Krasić, minął Guilherme i precyzyjnym uderzeniem zza pola karnego pokonał Malarza. Lechia prowadziła 2-0, a rywale byli w sporych tarapatach!

Jakby tego było mało, to od 63. minuty Legia grała w osłabieniu! Igor Lewczuk stracił piłkę i przejął ją Peszko. Obrońca Legii próbował go jeszcze gonić, ale tuż przed polem karnym faulował. Sędzia nie miał wątpliwości i pokazał Lewczukowi drugą żółtą kartkę (pierwszą otrzymał przed przerwą).

Ta sytuacja praktycznie zakończyła emocje. Lechia nie forsowała tempa, ale Legia nie chciała narazić się na stratę kolejnych bramek. Okazję na podwyższenie wyniku miał jeszcze Milosz Krasić, ale przekombinował.

Piotr Jawor

Lechia Gdańsk - Legia Warszawa 2-0 (1-0)

INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem