Lechia Gdańsk - Lech Poznań 1-4 w Ekstraklasie
Nie pomogła rewolucja kadrowa, której w składzie Lechii Gdańsk dokonał trener Michał Probierz. Jego zespół przegrał po raz pierwszy w tym sezonie na swoim stadionie – uległ Lechowi Poznań aż 1-4 (1-1). To już siódmy mecz z rzędu gdańszczan bez wygranej!
Przed reprezentacyjną przerwą Lechia przegrała w Łodzi z Widzewem aż 1-4, choć przecież prowadziła 1-0. Dziś sytuacja się powtórzyła, ale porażka z "Kolejorzem" jest tym bardziej bolesna, że poniesiona przed własną widownią. Trener Lechii Michał Probierz dokonał aż sześciu zmian w składzie - tylko jedną wymusiła kontuzja Sebastiana Madery. Zupełnie inaczej wyglądała ofensywa, której liderem miał być wracający do gry Daisuke Matsui. Japończyk przez pół godziny grał nieźle, miał znakomitą szansę by podwyższyć na 2-0, a jednak w decydującym momencie zawiódł. Później był już tylko cieniem pomocników Lecha.
Lech za to dwa tygodnie temu zagrał bardzo słabo w Bielsku-Białej. Mimo to trener Mariusz Rumak zaufał niemal dokładnie tym samym graczom co wtedy. Brakowało jedynie kontuzjowanego stopera Huberta Wołąkiewicza, którego dość nieoczekiwanie zastąpił debiutujący w tym sezonie w lidze Kebba Ceesay. To już niemal wotum nieufności dla Manuela Arboledy, najdroższego gracza ekstraklasy, który znów spotkanie obejrzał z ławki rezerwowych.
Lech do dzisiejszego dnia nie strzelił nawet jednego gola na PGE Arenie. Początek meczu nie wskazywał nawet na to, że jak już strzeli jednego, to jeszcze dorzuci trzy kolejne. Przez ponad 20 minut nic ciekawego się nie działo, aż wreszcie gdańszczanom udała się bardzo efektowna akcja. Dwóch piłkarzy Lechii oszukało na lewej stronie boiska dwóch rywali - trzema szybkimi zagraniami z tzw. klepki. Dośrodkowanie Przemysława Frankowskiego było przeciętne - piłka toczyła się za linią pola karnego. Obrońców Lecha uprzedził jednak Deleu - prawonożny piłkarz tak znakomicie uderzył futbolówkę lewą stopą, że ta odbiła się od poprzeczki, następnie tuż za linią bramkową. Sędzia Paweł Gil po chwili wahania zaliczył trafienie Brazylijczykowi.
Przy tym strzale bramkarz Lecha Maciej Gostomski nie miał żadnych szans, ale już trzy minuty później popełnił fatalny błąd. Źle wybił piłkę, przejął ją Matsui i znalazł się sam przed golkiperem gości. Gostomski już niemal leżał na czternastym metrze, gdy Japończyk go lobował - pomocnik Lechii fatalnie jednak spudłował. Później jeszcze nie trafił w bramkę z rzutu wolnego.
Lech długo dochodził do siebie, al wyrównał dość niespodziewanie. W 35. minucie Barry Douglas pokazał, dlaczego w Szkocji nazywano go "królem asyst". Świetnie wrzucił piłkę w pole karne, a Łukasz Teodorczyk wykorzystał złe ustawienie Jarosława Bieniuka (dlatego nie było spalonego), przyjął piłkę na klatką piersiową i pokonał Sebastiana Małkowskiego.
Po przerwie Lech był już dużo lepszym zespołem - szczególnie w ataku. Poznańskiej drużynie dużo dało wejście Rafała Murawskiego, lidera w drugiej linii. Drugi gol był jednak kuriozalny, choć sama akcja zaczęła się od świetnego przerzutu Murawskiego do Douglasa. Szkot na wysokości pola karnego się jednak poślizgnął. Zagrożenia nie było teoretycznie żadnego, do piłki dobiegli Bieniuk oraz Deleu i... sobie przeszkodzili. Douglas zagrał więc do Gergo Lovrencsicsa, tezn został zablokowany, ale jakimś cudem odzyskał piłkę, minął obrońców i pokonał Małkowskiego. Chwilę później mogło być już po meczu, bo doskonałe sytuacje mieli Murawski i Hamalainen - obaj jednak z bliska pudłowali.
Kluczowa w tym spotkaniu była 69. minuta. Wtedy Lechia miała rzut rożny, po którym głową świetnie uderzył rezerwowy Piotr Grzelczak. Piłkę przed linią bramkową zatrzymał jednak klatką piersiową Murawski, a Lech wyprowadził kontratak. To była kapitalna akcja, rzadko spotykana na polskich boiskach. Jej końcówka wyglądała tak, że Możdżeń dograł piłkę do wbiegającego przed bramką Teodorczyka, który piętą odegrał do Hamalainena. Reprezentant Finlandii ze spokojem podwyższył na 3-1.
Lechię dobił ostatecznie Teodorczyk, który w 84. minucie ustalił wynik spotkania na 4-1 po rzucie rożnym wykonanym przez Lovrencsicsa. Chwilę później z boiska wyleciał Możdżeń (nie zagra za tydzień z Legią) i grając w przewadze Lechia miała jeszcze dwie szanse. W obu przypadkach w bramkę nie trafiał Grzelczak. Lech był za to w tym spotkaniu skuteczny aż do bólu - oddał cztery celne strzały, zdobył cztery bramki.
Po meczu powiedzieli:
Michał Probierz (trener Lechii Gdańsk): "To była bardzo bolesna lekcja dla naszej młodzieży. W tym meczu Lech pokazał nam, co w piłce jest najważniejsze. Kluczowe znaczenie mogła mieć zmarnowana przez nas sytuacja na 2:0, poza tym nie wykorzystaliśmy także okazji na doprowadzenie do remisu 2:2. Nie zmienia to faktu, że już do przerwy pachniało drugim golem dla Lecha i dlatego na początku drugiej połowie zmieniliśmy ustawienie. Wiedzieliśmy, że rywale ruszą do ataku i chcieliśmy przeczekać ich napór. Niestety, szybko stracona po przerwie druga bramka podłamała naszych zawodników.
Przegraliśmy zasłużenie, bo popełniliśmy za dużo prostych błędów. Z kolei Lech ma w swoim składzie kilku doświadczonych zawodników, którzy nie omieszkają skorzystać z tych prezentów. To był szósty mecz, w którym pierwsi strzelamy gola i nie potrafimy odnieść zwycięstwa. Teraz nie pozostaje nam nic innego jak pokazać charakter i podnieść się po ostatnich niepowodzeniach".
Mariusz Rumak (trener Lecha Poznań): "To była bardzo cenna wygrana. W Gdańsku zawsze trudno się gra, czego doświadczyliśmy też na własnej skórze. Przecież od pięciu lat nie zdołaliśmy tutaj odnieść zwycięstwa, a na nowym obiekcie nie strzeliliśmy jeszcze gola. Do tego triumfu podchodzimy jednak spokojnie i z pokorą. Tym bardziej, że w pierwszych 20. minutach graliśmy słabo i dobrze się stało, że jeszcze przed przerwą zdołaliśmy odrobić straty. Druga połowa była już w naszym wykonaniu zdecydowanie lepsza.
Autor: Andrzej Grupa
Lechia Gdańsk - Lech Poznań 1-4 (1-1)
Bramki: 1-0 Deleu (24.), 1-1 Teodorczyk (35.), 1-2 Lovreniccs (50.), 1-3 Hamalainen (69.), 1-4 Teodorczyk (84.).