Lechia Gdańsk - Cracovia 1-3 w 29. kolejce PKO Ekstraklasy
W meczu 29. kolejki PKO Ekstraklasy Lechia Gdańsk przegrała na własnym stadionie z Cracovią 1-3. Dzięki wygranej "Pasy" przełamały fatalną serię sześciu ligowych porażek i zapewniły sobie miejsce w górnej połowie tabeli przed rundą finałową.
Trener Lechii Piotr Stokowiec poszedł za głosem ludu i od pierwszej minuty wystawił do składu bohatera poprzednich meczów, niezwykle ostatnio skutecznego Łukasza Zwolińskiego. To oznaczało, że Flavio Paixao zagrał głębiej niż zwykle.
W pierwszej połowie gdański szkoleniowiec mógł pluć sobie w brodę, że podjął taką decyzję. To goście wygrali taktyczną bitwę w środku pola i kompletnie nie wyglądali na drużynę, która przegrała sześć poprzednich meczów w lidze.
Już w piątej minucie kapitan "Pasów" Rafael Lopes znalazł się w dobrej sytuacji, ale Duszan Kuciak po raz kolejny udowodnił, że zna swój fach jak mało kto. Cracovia dominowała, a wśród gospodarzy jedynie Kenny Saief wyglądał na piłkarza Ekstraklasy. Reszta zawodników gospodarzy chyba przedwcześnie dopisała sobie punkty przed meczem.
W 16. minucie Pelle van Amersfoort idealnie został wyprowadzony podaniem na wolne pole, bramkarz Lechii już leżał, ale Holender jakimś cudem zdołał trafić obok słupka. Napór "Pasów" trwał. W 21. minucie ruchliwy Thiago chciał strzelać, ale wyszło z tego dośrodkowanie, na drugim końcu pola karnego czekał Cornel Rapa, ale Kuciak znów był na miejscu.
Wreszcie w 33. minucie stało się nieuniknione - po kolejnej stracie w środku pola gospodarzy, na skrzydle znalazł się niepilnowany Sergiu Hanca, wypatrzył w polu karnym van Amersfoorta, a ten tym razem się nie pomylił.
Chwilę później wreszcie obudzili się lechiści. Zwoliński dobrze wypatrzył Paixao, ten miał czystą pozycję do strzału, ale zbyt długo zwlekał i zablokowali go obrońcy.
1-0 dla gości to był najniższy wymiar kary po pierwszej części meczu. W początkowych 45 minutach, goście oddali siedem strzałów, z czego cztery celne. Lechiści zero.
W 45 sekundzie drugiej połowy ta statystyka się zmieniła. Słaby w pierwszej połowie Karol Fila jak burza pomknął skrzydłem, dośrodkował, a tam już był Łukasz Zwoliński i firmowym zagraniem głową skierował piłkę do siatki. Była to bramka numer 500 dla Lechii w historii ekstraklasowych występów w XXI wieku.
Radość z wyrównania potrwała niecałe pięć minut. Kolejne dośrodkowanie posłał w pole karne Kuciaka jedyny Polak w składzie "Pasów" - Kamil Pestka. Piłkę musnął Michał Nalepa, a zaraz potem "elektryczny" dziś Mario Malocza pechowo skierował ją do własnej bramki. Kuriozalna bramka.
Najlepsza sytuacja Lechii na wyrównanie nadeszła w 66. minucie, jednak będący w dobrej formie Zwoliński minimalnie chybił.
Do końca meczu trwała ligowa przepychanka, nad emocjami piłkarzy nie potrafił zapanować sędzia Bartosz Frankowski, który podejmował decyzje na korzyść tej drużyny, której piłkarze głośniej krzyczeli. Być może przeważnie kieruje się podpowiedziami kibiców, których na meczu w Gdańsku zabrakło.
Tuż przed końcem Lopes w pojedynku na połowie Lechii okazał się lepszy od Maloczy. Kapitan gości wyłożył piłkę do van Amersfoorta, który ustalił wynik meczu na 3-1 dla gości. Ten gol przypieczętował zasłużoną wygraną ekipy trenera Michała Probierza.
Cracovia przerwała fatalną serię sześciu kolejnych ligowych przegranych i wspięła się aż na trzecią pozycję w tabeli. "Pasy" już na pewno zagrają w czołowej ósemce. Lechiści wciąż mają los w swoich rękach i wielkie szanse na to, by dołączyć do Cracovii.