Partner merytoryczny: Eleven Sports

Lech Poznań. Zadanie dla Nawałki - odbudować formę piłkarzy drugiej linii

Jednym z pierwszych zadań, jakie Adam Nawałka musi zrobić w Lechu Poznań, jest doprowadzenie do wysokiej formy piłkarzy drugiej linii, bo tam "Kolejorz" powinien wygrywać rywalizację. Chodzi tu o Macieja Makuszewskiego, Darka Jevticia oraz obu Portugalczyków: Pedro Tibę i Joao Amarala. Ten ostatni w piątek przesądził o zwycięstwie drużyny ze Śląskiem Wrocław.

Joao Amaral: Chcę częściej strzelać gole. Wideo/Andrzej Grupa/INTERIA.TV

Makuszewski rok temu ciągnął grę drużyny, a Lech mógł się wtedy podobać. Później doznał poważnej kontuzji i do dziś nie wrócił do dawnej dyspozycji, choć początek sezonu miał znacznie lepszy niż ostatnie tygodnie. Z Jevticiem sytuacja jest szczególna, bo Szwajcar był gwiazdą Ekstraklasy, a w tym roku jest cieniem samego siebie. W meczu z Wisłą Płock pokazał jednak kilka razy, że z "dawnego Jevticia" coś mu zostało.

Z kolei na Tibę i Amarala Lech latem wydał blisko dziesięć milionów złotych - obaj Portugalczycy mieli start, a później wtopili się w ligową szarzyznę. Nawałka chce ich jednak przywrócić do niedawnej dyspozycji bo wie, że to zawodnicy, którzy mają potencjał do napędzania ofensywy Lecha. Po meczu ze Śląskiem trener Lecha chwalił zresztą Amarala za pracę, którą ten wykonuje podczas treningów. Z kolei Tibę pozostawił w roli kapitana drużyny.

Pracujący dla scoutingu Lecha były świetny napastnik Andrzej Juskowiak mówił jakiś czas temu, dlaczego Lech zdecydował się na transfer Joao Amarala. Jednym z powodów było to, że niewysoki Portugalczyk imponował w portugalskiej lidze uderzeniami z dystansu. Potrafił nawet w zaskakującej sytuacji strzelić z 20 metrów i pokonać bramkarza, tak lewą, jak i prawą nogą. W polskiej lidze też próbował kilka razy, jak choćby w meczu z Koroną Kielce, ale bez powodzenia. Udało mu się wreszcie na kwadrans przed końcem meczu ze Śląskiem Wrocław, a gol był wyjątkowej urody. Jakub Słowik też rzucił się w efektowny sposób, ale nie zdołał sięgnąć piłki.

- Oczywiście, że bardzo dobrze naszła mi piłka, ale miałem też trochę szczęścia. Ważne jednak, ze wpadła do bramki. I ważne nie tylko dla mnie, ale dla całej drużyny - mówił po spotkaniu Amaral.

Zresztą Portugalczyk w tej akcji sam wywalczył piłkę po aucie Śląska jeszcze na połowie Lecha. Po bramce ukląkł, wzniósł ręce ku górze i wyglądał, jakby się chciał rozpłakać.

To było kluczowe trafienie, które zadecydowało o pierwszym zwycięstwie drużyny prowadzonej przez Adama Nawałkę. Portugalczyk zdobył z kolei swoją pierwszą bramkę od ponad dwóch miesięcy, bo poprzednie trafienie zanotował w meczu z Miedzią Legnica 30 września.

- To z pewnością za długa przerwa, bo sam jestem zawodnikiem, który chce strzelać w każdym meczu. Różne rzeczy złożyły się na to, że musiałem tak długo czekać. Mogę powiedzieć, że będę musiał dużo pracować, aby poprawić formę. Chcę te gole strzelać częściej, by nie dochodziło już do takich przerw - opowiadał Amaral.

Joao Amaral/Paweł Jaskółka/East News

Warte podkreślenia było to, że Amaral przeprowadził 30-metrową akcję, minął Mariusza Pawelca i oddał piękny strzał na fatalnej murawie, jaka jest obecnie w Poznaniu. Ona mu jednak nie przeszkodziła, choć w kolejnych minutach było widać, że ofensywny pomocnik Lecha ma problemy z utrzymaniem równowagi.

- Zapewne nie grałem na gorszej murawie, ale nie możemy tego traktować jako jakiejś wymówki do słabej gry i usprawiedliwiania jej. Teraz będzie przerwa od meczów w Poznaniu, a to czas na doprowadzenie nawierzchni do lepszego stanu. Mam nadzieję, że po powrocie tutaj boisko będzie takie, że będziemy mogli pokazać nasze umiejętności i skorzystamy z techniki, którą posiadamy - zakończył Joao Amaral.

Andrzej Grupa

INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem