Lech Poznań - Śląsk Wrocław 2-0 w 18. kolejce Ekstraklasy
Trener Lecha Poznań Adam Nawałka chciał trzech punktów, bez względu na styl gry. Cel osiągnął, bo "Kolejorz" pokonał Śląsk Wrocław 2-0. Jedynym akcentem w tym spotkaniu, dla którego warto je było oglądać, był przepiękny strzał Joao Amarala. Portugalczyk prawdopodobnie w ten sposób pogrążył trenera wrocławian Tadeusza Pawłowskiego.
Nie tak powinny wyglądać mecze Ekstraklasy. Starcie Lecha ze Śląskiem było nudne, toczone w powolnym tempie i naznaczone licznymi błędami. Owszem, piłkarzom nie pomagało boisko: grząskie i wyjątkowo śliskie. Tyle że zawodnicy obu drużyn nawet nie próbowali wykorzystać stanu murawy, uderzając z dystansu po ziemi. Strzałów w ogóle było bardzo mało, a jeśli już, to niecelne.
Śląsk przyjechał do Poznania bronić posady swojego trenera Tadeusza Pawłowskiego, choć sygnały z Wrocławia są takie, że do zmiany szkoleniowca i tak dojdzie, ale trzeba znaleźć następcę ikony klubu. Można było się zastanawiać, jak defensywa wrocławian poradzi sobie bez Piotra Celebana, którego zabrakło w składzie drużyny po raz pierwszy od blisko trzech lat. Z Wojciechem Gollą na środku obrony zagrał Mariusz Pawelec i ten duet nie miał zbyt wiele pracy. Z Christianem Gytkjaerem radzili sobie dość dobrze, a i Duńczyk nie dostawał zbyt wielu piłek od kolegów. Często sam musiał się po nie cofać.
W pierwszych minutach obaj snajperzy - Gytkjaer z Lecha i Marcin Robak ze Śląska - dostali szanse strzelenia bramki z rzutów wolnych. Obaj jednak wyraźnie spudłowali. Dość powiedzieć, że przed przerwą nie było choćby jednego celnego uderzenia na którąkolwiek z bramek! Mecz był po prostu beznadziejny, toczony w ślamazarnym tempie, z masą błędów.
Lech zaledwie kilka razy decydował się na zagrania z pierwszej piłki, którymi gubił rywali, głównie na swoim prawym skrzydle. Chwilę później następowała jednak strata. Śląsk szukał okazji w kontratakach, ale gdy już udało się z nimi dotrzeć do pola karnego Lecha, także następowało niecelne podanie albo dobre zagranie obronne któregoś z lechitów. W Śląsku na całego walczył były lechita Robak, wspomagał go Michał Chrapek, a od czasu do czasu z rywalami poprzepychał się Mateusz Cholewiak. Argumentów czysto piłkarskich było w tym jednak niewiele. Lech za to zbliżał się na przedpole Śląska i tam popełniał błędy. Dopiero tuż przed przerwą dwukrotnie bramce Jakuba Słowika zagroził Gytkjaer - nie pomylił się zbyt wiele.
Druga połowa była odrobinę lepsza. Można było się spodziewać, że na tak ciężkiej nawierzchni obie drużyny zaczną szybko tracić siły. Pytanie brzmiało - kto odpuści pierwszy? Znów zapowiadało się obiecująco - najpierw Gytkjaer oddał pierwszy celny strzał w meczu, chwilę później minimalnie pomylił się Chrapek. W 58. minucie także i Śląsk miał pierwsze celne uderzenie za sobą, autorem znów był Chrapek. Lech za to stracił młodzieżowego reprezentanta Polski Kamila Jóźwiaka, który doznał kontuzji kolana i na noszach został zniesiony prosto do szatni.
Lech jednak coraz odważniej dążył do zdobycia bramki, trochę bardziej ryzykując w tyłach. W 69. minucie zupełnie niespodziewanie w dogodnej sytuacji znalazł się Gytkjaer - piłka odbiła się od przerywającego atak rywali Vujadinovicia i trafiła do Duńczyka. Ten huknął z 16 metrów, ale Słowik popisał się świetną interwencją.
Bramkarz wrocławian pofrunął w swoją lewą stronę także sześć minut później, gdy z 25 metrów uderzył Joao Amaral. Portugalczyk przymierzył jednak idealnie, tuż przy słupku. Lech objął prowadzenie i spokojnie zaczął kontrolować grę. Śląsk grał bardzo statycznie, a trener Pawłowski nie dokonywał zmian. Wcześniej zdjął z boiska aktywnego Chrapka, najlepszego po przerwie w szeregach Śląska. Nic więc dziwnego, że Śląsk nie był w stanie nic zrobić po stracie gola. A Lech w ostatniej akcji podwyższył na 2-0, gdy Gytkjaer wygrał starcie oko w oko ze Słowikiem.
Mecz w Poznaniu dwukrotnie musiał zostać przerwany z powodu odpalonych przez kibiców rac.
Andrzej Grupa
Lech Poznań - Śląsk Wrocław 2-0 (0-0)
Bramki: 1-0 Amaral 75., 2-0 Gytkjaer 90. +8
Lech: Burić - Gumny, Janicki, Vujadinović, Kostewycz - Makuszewski ŻK (56. Klupś), Trałka ŻK, Tiba, Amaral ŻK (90+1. Rogne), Jóźwiak (60. Radut) - Gytkjaer.
Śląsk: Słowik - Broź, Pawelec ŻK, Golla ŻK, Czotra - Gąska, Tarasovs, Chrapek ŻK (78. Szczepan), Radecki, Cholewiak - Robak.
Widzów: 12545. Sędzia: Bartosz Frankowski (Toruń).