Partner merytoryczny: Eleven Sports

Lech Poznań - Śląsk Wrocław 0-1

Po zwycięstwie 1-0 z Lechem w Poznaniu Śląsk Wrocław przynajmniej na chwilę opuścił strefę spadkową. Mistrz Polski już na pewno nie znajdzie się za to w czołowej czwórce przed fazą finałową Ekstraklasy.

Piłkarze Lecha Poznań Dariusz Dudka (L) i Nicki Bille Nielsen (2P) oraz Tomasz Hołota (2L) i Ryota Morioka (P) ze Śląska Wrocław
Piłkarze Lecha Poznań Dariusz Dudka (L) i Nicki Bille Nielsen (2P) oraz Tomasz Hołota (2L) i Ryota Morioka (P) ze Śląska Wrocław/Jakub Kaczmarczyk/PAP

Od momentu swojego zwolnienia z Lecha, nieco ponad półtora roku temu, Mariusz Rumak po raz trzeci zmierzył się z tą drużyną. Po raz drugi wygrał, a po raz pierwszy stało się to przy Bułgarskiej. I trzeba przyznać, że wygrana Śląska była jak najbardziej zasłużona. Lech był niemal kalką zespołu z początku sezonu, gdy w Ekstraklasie bili go wszyscy po kolei.

Przerwa reprezentacyjna sprawiła, że Rumak wreszcie miał trochę czasu na pracę ze swoją drużyną. Jej efekty było widać - Śląsk mądrze się ustawiał, agresywnością wybijał futbol lechitom na ich boisku. Poza ostatnim kwadransem pierwszej połowy goście mieli kontrolę nad tym spotkaniem.

Trochę wrocławianom pomogła katastrofalna sytuacja kadrowa w Lechu. A musiała być dramatyczna, skoro trener Jan Urban posadził na ławce rezerwowych bramkarza oraz... czterech obrońców. Gdy w drugiej połowie trzeba było gonić wynik, posłał do boju... stopera Arajuuriego oraz lewego defensora Kadara. W ofensywie niewiele mogło to zmienić, bo ta od początku była w Lechu chaotyczna. Nie sposób wskazać choćby jednego piłkarza, który poziomem wyrastałby ponad resztę.

W Śląsku wreszcie nieźle poczynał sobie Ryota Morioka. Reprezentant Japonii miał być gwiazdą Ekstraklasy, ale do tej pory zawodził. W Poznaniu wreszcie kreował akcje, potrafił przytrzymać piłkę, no i co najważniejsze - zdobył zwycięską bramkę. W 10. minucie poznaniacy przez kilkanaście sekund nie potrafili wybić piłki ze swojego pola karnego, aż wreszcie Morioka zaskoczył Jasmina Buricia strzałem w tzw. krótki róg.

Lech dopiero w 29. minucie był w stanie zamknąć rywali na ich przedpolu, ale ustawieni w polu karnym wrocławianie blokowali wszystkie strzały. Młody bramkarz Mateusz Abramowicz nie musiał zbyt wiele razy interweniować. W 33. minucie odbił tylko przed siebie strzał Darko Jevticia, ale zdążył złapać piłkę przed nadbiegającym do dobitki Nickim Bille. Rumak coraz częściej wychodził poza dozwoloną strefę i rękoma pokazywał swoim graczom, że mają przesunąć się w kierunku środka boiska.

Porażka, a nawet remis, przekreślały szanse Lecha na miejsce w czołowej czwórce. Można się więc było spodziewać, że w drugiej połowie poznaniacy ruszą do natarcia. Nic z tego - to broniący się przed spadkiem Śląsk wciąż miał kontrolę i... znacznie lepsze sytuacje. Najpierw z bliska spudłował Bence Mervo, później sam na sam z Buriciem znalazł się Morioka. Japończyk powinien tę sytuację wykorzystać, lepszy okazał się jednak Bośniak. Burić błysnął też w 71. minucie, gdy najpierw sparował strzał Petera Grajciara, a następnie w niewiarygodny sposób w okolicy linii bramkowe odbił piłkę po dobitce Mervo. Zderzył się przy tym ze słupkiem, ale dał radę dokończyć spotkanie, choć do samego końca trzymał się za lewy bark.

W samej końcówce lechici atakowali już niemal całym zespołem, okazje mieli Darko Jevtić i Nicki Bille. Strzał Duńczyka ładnie obronił Abramowicz.

Po meczu powiedzieli:

Mariusz Rumak, trener Śląska: - Wiedzieliśmy, że będzie bardzo trudno, przy kilkunastu tysiącach widzów. Potrzebowaliśmy punktów, bo byliśmy pod kreską. Dobrze się ułożył ten mecz, chcieliśmy grać ofensywnie, bo defensywą nie obronimy Ekstraklasy. Po zdobytej bramce przestaliśmy grać dobrze, zaczęliśmy wybijać piłkę. W drugiej połowie graliśmy lepiej, szkoda, że nie wykorzystaliśmy jednej z kilku sytuacji, które mieliśmy. Przez to w końcówce, przy 1-0 dla nas, Lech nas trochę przycisnął.

Jan Urban, trener Lecha: - Straciliśmy dość szybko bramkę - to jedno. A drugie - ta bramka spowodowała, że graliśmy bardzo nerwowo w pierwszej połowie. Śląsk miał sytuacje, my na pół godziny przed końcem, mając czterech obrońców na ławce, nie mogliśmy za wiele wymyślić. Zmieniliśmy system na trójkę obrońców, ale niewiele to dało. Robi nam się troszeczkę krótka ta kołderka. Były ryzyko, że Tamasowi Kadarowi odnowi się kontuzja i tak się stało, podkręcił staw skokowy, ale wytrzymał do końca. I jeszcze Wilusz ma zbity mięsień czworogłowy, źle to wygląda. A szanse, że ktoś dojdzie na Puchar Polski, poza Tettehem, nie są wielkie.

Andrzej Grupa, Poznań

Lech Poznań - Śląsk Wrocław 0-1 (0-1)

Bramka - 0-1 Morioka 10.

Lech: Burić - Kędziora, Kamiński, Wilusz, Volkov (64. Kadar) - Lovrencsics, Dudka ŻK (63. Arajuuri), Trałka ŻK, Gajos, Jevtić - Bille.

Śląsk: Abramowicz - Pawelec, Celeban, Dwali, Dudu - Dankowski ŻK (58. Grajciar), Hateley, Hołota, Morioka (90. +2 Kokoszka), Pich (90. +3 Ostrowski) - Mervo.

Sędziował: Tomasz Kwiatkowski z Warszawy.

Widzów: 17697.

INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem