Sam Lech Poznań przyznaje, że namówienie Pedro Tiby na rozmowę z mediami jest trudne, choć wielu dziennikarzy chętnie by z nim porozmawiało. Nawet gdy Kolejorz grał z Benficą Lizbona i portugalskie media dobijały się do Lecha z prośbą o rozmowę z czołowym piłkarzem Kolejorza rodem z Portugalii, ten nie chciał. Nawet z Portugalczykami i nawet po portugalsku.Teraz wypowiedział się dla LechTV w drodze pewnego wyjątku. Powiedział nie tylko o tym, że jest mu tu dobrze i chciałby zakończyć karierę w poznańskim klubie (Pedro Tiba ma już 32 lata), ale również o tym, co mu doskwiera. Na przykład pewien rodzaj samotności. - Kiedy wygrywamy, wszyscy są z nami, ale w przypadku porażek zostajemy kompletnie sami. W tych najtrudniejszych chwilach zostajemy pozostawieni sami, my piłkarze, trenerzy, wszyscy pracownicy klubu - pożalił się, ale podał też przykład małżeństwa, które czekało na niego pod stadionem po przegranym meczu, by mu podziękować, że choć Lech przegrał, dał z siebie wszystko. To dla niego przykład ciepła, które spotyka ze strony ludzi w Poznaniu. Pedro Tiba uważa, że jest to fenomenalne i nigdzie tyle ciepła nie spotkał. Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie Sprawdź! - Najwspanialsze jest słyszeć, jak ludzie skandują moje nazwisko - przyznał. Jego zdaniem, warto zwrócić uwagę na to, jak ważna i prestiżowa była gra w fazie grupowej Ligi Europy, gdyż w swej stuletniej niemal historii Lech nie miał wielu takich chwil. Zdaniem Portugalczyka, poznański Lech przechodzi bezustanne zmiany. Rok temu grali tu np. jeszcze Robert Gumny, Joao Amaral, Wołodymyr Kostewycz, Kamil Jóźwiak, Darko Jevtić, Christian Gytkjaer, a teraz już nie grają. Dwa lata temu mieliśmy jeszcze inny skład, a wszystko się zmienia w ciągu sezonu czy roku. - To bardzo trudne dla funkcjonowania drużyny - uważa Pedro Tiba.Przyznał też, że młodzi piłkarze wiedzą, iż jest skurczybykiem. - Denerwują mnie czasem ich błędy - mówi. - Nie uważam, aby należało ich cały czas poklepywać po plecach.