Partner merytoryczny: Eleven Sports

Lech Poznań. Lubomír Šatka o zmianie trenera: Potrzebowaliśmy impulsu

Po zwycięstwie z Lechią Gdańsk poczuliśmy ulgę. Wcześniej mieliśmy bardzo trudny moment. Zdarzały się nam mecze, które przegrywaliśmy nie wiadomo jak. Może było tak, że potrzebowaliśmy impulsu – mówi Interii Lubomír Šatka.

Lech na właściwym torze - odc. 8. Maciej Skorża w Poznaniu to wersja 2.0 tego trenera? Wideo/INTERIA.TV/INTERIA.TV

Sebastian Staszewski, Interia: - Po zwycięskim meczu z Lechią Gdańsk (3-0) poczuliście ulgę?

Lubomír Šatka: - Trochę tak było. Mieliśmy trudne chwile... Przez długi czas nie potrafiliśmy wygrać i potrzebowaliśmy zwycięstwa, aby nie stracić zaufania do drużyny; wiary w siebie i kolegów. Każdy chciał wziąć sprawy w swoje ręce i pomóc przełamać kryzys, ale nam nie wychodziło. Dlatego taki mecz jak ten z Lechią był niezbędny. Potrafimy grać w piłkę, mamy dużo jakości i w końcu to udowodniliśmy. Mam nadzieję, że teraz będziemy pokazywać to regularnie.

W efekcie kryzysu trenera Dariusza Żurawia zastąpił jednak Maciej Skorża. Lech potrzebował takiej zmiany?

- Mieliśmy bardzo trudny moment. Może więc było tak, że potrzebowaliśmy impulsu, nowego klimatu. Zdarzały się nam przecież mecze, które przegrywaliśmy nie wiadomo jak. Tak jak z Jagiellonią Białystok, gdy graliśmy w przewadze, a straciliśmy dwie bramki. Albo z Cracovią, gdy dominowaliśmy, ale i tak daliśmy im strzelić gola. I przegraliśmy z drużyną, która od tygodni nie potrafiła nikogo pokonać.

W tych meczach wielokrotnie zawodziła obrona Lecha...

- Pamiętasz poprzedni sezon? Wtedy wychodziło nam wszystko: pressing, wysoki odbiór. I obrona była chwalona. Teraz tego zabrakło i w dużej mierze to był powód błędów w defensywie.

Trudno było ci obserwować "popisy" kolegów z boku?

- Dla mnie to był trudny czas, bo długo nie mogłem pomóc, leczyłem kontuzję. Robiłem jednak co mogłem, żeby podnieść kolegów na duchu. Teraz na szczęście mogę już pomagać na boisku.

Lech ma wciąż matematyczne szanse na awans do europejskich pucharów. Gdyby Raków Częstochowa zdobył Puchar Polski, czwarte miejsce w Ekstraklasie dawałoby awans. Co ty na to?

- W naszej sytuacji nie ma co gdybać. W tym sezonie już tyle było zapowiedzi, że jeszcze dwa-trzy dobre mecze i jedziemy po puchary, że starczy tego. Dlatego nie podniecałbym się i patrzył tylko na najbliższe spotkanie. Z Lechią przełamaliśmy się, zyskaliśmy trochę pewności siebie. Ale naszym największym wyzwaniem będzie teraz uzyskanie powtarzalności.

Kiedy patrzysz na skład finału Pucharu, nie jest ci żal tej wyjątkowo krótkiej drogi do pucharów?

- Nie powiedziałbym, że to najłatwiejsza droga, bo Raków ma bardzo fajną drużynę. Mecz z nimi oglądałem z trybun i pamiętam, że zdominowali nas niesamowicie. Nie wyglądało to dobrze. Moim zdaniem łatwiej było w zeszłym sezonie. Do dziś nie rozumiem jakim cudem nie zagraliśmy w finale... Do tej pory siedzi we mnie gorycz po porażce w karnych z Lechią.

Rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia

Lubomir Szatka/Andrzej Iwańczuk/Reporter
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem