Lech Poznań - Lechia Gdańsk 0-0 w 34. kolejce Ekstraklasy
Przez niemal całe spotkanie Lecha Poznań z Lechią Gdańsk można było odnieść wrażenie, że oba zespoły grają w zwolnionym tempie. A gdy się gra ospale, to trudno się później dziwić, że mecz kończy się remisem 0-0. Remisem, który obu drużynom niczego nie daje.
Już przed tym spotkaniem było wiadomo, że porażka Lecha lub Lechii oznacza kres marzeń którejś z tych drużyn o miejscu w eliminacjach Ligi Europy poprzez rozgrywki Ekstraklasy. Remis jednak niewiele zmieniał i aż dziw bierze, że oba zespoły nie podjęły większego ryzyka. Albo inaczej - Lechia nie podjęła go w ogóle, Lech się starał, ale w kilku sytuacjach brakowało mu skuteczności.
Gdańszczanie niby wyszli na boisko ofensywnie ustawieni - z trójką obrońców i dwójką napastników. Sytuacji nie stwarzali prawie w ogóle - kulało zwłaszcza rozegranie piłki przez Sebastiana Milę i Milosza Krasicia. Jedyna okazja bramkowa gdańszczan była efektem pięknego strzału z rzutu wolnego z 30 metrów Sławomira Peszki. Jasmin Burić, choć z trudem, wybił piłkę za boisko.
Tempo meczu było bardzo słabe. Lech go nie zwiększał, bo nie chciał chyba tracić sił przed najważniejszym spotkaniem sezonu, czyli finałem Pucharu Polski. Dlaczego jednak Lechia grała tak ospale, trudno powiedzieć. Z upływem czasu poznaniacy zobaczyli, że dość łatwo jest minąć środkową linię gdańszczan i napędzali w ten sposób kontrataki. Nie dawały one wielu sytuacji, ale masę rzutów wolnych i rożnych. Większość z nich kończyła się fatalnymi dośrodkowaniami Gergo Lovrencsicsa.
Szansą Lecha były też indywidualne akcje, jak ta z 26. minuty, gdy w pole karne wpadł Szymon Pawłowski. Minął rywala, uderzył kapitalnie, ale tylko w poprzeczkę. Dopiero w 37. minucie po chyba dziesiątej wrzutce ze stałego fragmentu Lovrencsicsa poznaniakom udało się oddać strzał. Próbował Paulus Arajuuri, ale za lekko.
Trener Lechii Piotr Nowak w przerwie uznał, że dalsza gra w takim ustawieniu nie ma większego sensu i do linii defensywnej dorzucił jeszcze jednego gracza. Ograniczyło to liczbę kontrataków ze strony Lecha. Już w pierwszej akcji bliski sukcesu był Grzegorz Kuświk - zabrakło mu centymetrów aby dostawić nogę do piłki zagranej przed bramkę przez Krasicia.
Później inicjatywę przejął Lech, choć nie mozna powiedzieć, by miał wyraźną przewagę. Stwarzal jednak zagrożenie pod bramką gości i trzeba przyznać, że powinien objąć prowadzenie. Najpierw sędzia słusznie nie uznał gola Karola Linetty'ego, bo wcześniej na pozycji spalonej był Nicki Bille, zaś w 61. minucie Milinković-Savić w znakomity sposób obronił uderzenie z bliska Macieja Gajosa.
Obaj trenerzy szukali możliwości zmiany sytuacji w kolejnych zmianach. Nowak zdjął z boiska słabo kreującego grę Sebastiana Milę i dał szansę Adamowi Buksie, który na skrzydle rywalizował z coraz bardziej zmęczonym i nieco powolnym Volkovem. W Lechu bezradnego Bille Nielsena zastąpił Dawid Kownacki.
Efektów jednak nie było, podobnie jak i przyspieszenia gry którejś z drużyn. W tym spotkaniu coś zmienić mógłby tylko gol, choćby nawet przypadkowy. Szansę w 73. minucie miał Volkov, a w 86. minucie Milinković-Savić ładnie wyszedł z bramki i wygrał pojedynek z Kamilem Jóźwiakiem. To jednak goście mieli piłkę meczową - w 87. minucie Kuświk minął jużn Buricia, miał pustą bramkę, ale z ostrego kąta trafił w słupek.
Zwycięstwo Zagłębia Lubin i brak kompletu punktów w starciu z Lechią praktycznie kończy już marzenia poznaniaków o przynajmniej czwartym miejscu w lidze. Strata sześciu punktów do lubinian i czterech do Cracovii oraz Pogoni, które jeszcze w tej kolejce zagrają, oznacza jedno: Lech musi wygrać finał Pucharu Polski, jeśli chce zagrać w pucharach.
Jan Urban, trener Lecha: Nie jest to dobry wieczór. Wydawało się, że w pierwszej połowie bez problemu kontrolowaliśmy sytuację, graliśmy tak, jak sobie założyliśmy. Lechia grała dużą liczbą zawodników przed piłką, każdy przechwyt dawał nam okazję do kontrataku. Nie mogę mieć pretensji o zaangażowanie, walkę do końca, kreowanie sytuacji. Solą tego sportu są jednak bramki, a tego znów nam dzisiaj zabrakło.
Moim zdaniem finały są po to, aby je wygrywać. Każdy finał jest meczem, w którym - to brzydko tak mówić - byle jak, ale trzeba wygrać. O ładnym, ale przegranym, nikt nie mówi. Teraz naszym zadaniem jest jak najlepiej zregenerować drużynę na poniedziałkowy pojedynek z Legią.
Wydaje mi się, że wszystko dobrze się układa, dlatego nie chciałem wcześniej robić zmian.
Piotr Nowak, trener Lechii: Z przebiegu gry ten remis jest chyba zasłużony, choć zdajemy sobie sprawę, że w pierwszej połowie uratowała nas poprzeczka. Kończymy ten mały maraton z siedmioma punktami i z optymizmem patrzymy na trzy ostatnie spotkania.
Kuba Wawrzyniak już w pierwszej połowie zgłaszał problemy z barkiem, miał ten bark wybity i nie mógł już kontynuować gry. Zdecydowaliśmy, że zastąpi go Lukasz Haraslin, z uwagi na swoją szybkość, zadziorność. Wydawało się, że przeciwko Lovrencsicsowi będzie grał dobrze i grał dobrze, dopóki starczyło mu sił. Nie była to wolna amerykanka z naszej strony, może to będzie jego nowa pozycja, bo sał sobie radę. Vanja Milinković-Savić robi postępy, zespół mu ufa, to widać. Dziś pokazał klasę, podjął rękawicę i zaczął bronić. Widać, że żyje w tej bramce. Musimy iść tą drogą.
Brakowało nam czasem tej dynamiki, którą zwykle posiadamy. Mamy za sobą maraton, był on jaki był, ale staraliśmy się doprowadzić pilkarzy do dobrej dyspozycji. Cztery mecze dały się im jednak we znaki.
Andrzej Grupa, Poznań
Lech Poznań - Lechia Gdańsk. Zdjęcia
Lech Poznań - Lechia Gdańsk 0-0
Lech: Burić - Kędziora, Arajuuri, Kamiński, Volkov ŻK - Lovrencsics, Tetteh ŻK, Linetty, Gajos (85. Jóźwiak), Pawłowski (77. Jevtić) - Bille (66. Kownacki).
Lechia: Milinković-Savić - Janicki, Maloca, Wawrzyniak (46. Stolarski) - Peszko, Kovacević, Mila (62. Buksa), Krasić, Haraslin ŻK (78. Chrzanowski) - Flavio Paixao, Kuświk.
Sędziował Jarosław Przybył z Kluczborka.
Widzów: 10770.