Lech Poznań - Jagiellonia Białystok 0-2 w 24. kolejce Ekstraklasy
Podobnie jak w pierwszym meczu jesienią w Białymstoku, znów cichym bohaterem meczu Jagiellonii z Lechem Poznań był Jacek Góralski. Jego koledzy strzelili dwie bramki i Jagiellonia dość nieoczekiwanie pokonała mistrza Polski na jego stadionie 2-0.

Co się dzieje z mistrzem Polski? - to pytanie, tak aktualne w pierwsze części sezonu, znów zaczyna być zadawane w Poznaniu. Świetna seria kilku kolejnych zwycięstw dała "Kolejorzowi" pod koniec ubiegłego roku dość pewne miejsce w czołowej ósemce, ale dwie kolejne porażki znów stawiają sporo znaków zapytania. A przecież Lecha czekają jeszcze ciężkie mecze - z Legią, Ruchem, Cracovią... Miejsce w grupie mistrzowskiej wcale nie jest takie pewne.
Tym bardziej, że coś iskrzy wewnątrz zespołu. Trener Jan Urban odsunął od składu Paulusa Arajuuriego i Tomasza Kędziorę, jakby robiąc ich kozłami ofiarnymi straty sześciu bramek w dwóch pierwszych meczach wiosny. Roszady niewiele dały - Lech przegrał, choć miał posiadanie piłki na poziomie Barcelony, podobnie zresztą jak ilość podań. A Jagiellonia nie bawiła się w długie rozgrywanie akcji - za to sytuacji miała od Lecha więcej.
Sam mecz mógł się podobać w pierwszej połowie, gdy oprócz walki było jeszcze widać chęć ofensywnej gry po stronie gości. Lech przeważał, ale w 10. minucie nadziała się na kontratak, choć Fiodor Czernych był na pozycji spalonej, gdy rozpoczynał rajd na bramkę Jasmina Buricia. Skandalu nie było, bo Bośniak ten pojedynek wygrał.
Lech szukał szczęścia po wrzutkach Sisiego i strzałach głową Dawida Kownackiego, jeden jedyny błąd Bartłomieja Drągowskiego mógł też wykorzystać Szymon Pawłowski, ale na wprost bramki fatalnie skiksował. W 26. minucie goście objęli prowadzenie - po rzucie rożnym najpierw Karol Linetty wybił piłkę sprzed bramki po strzale Łukasza Burligi. Futbolówka poleciała w górę, najwyższy w okolicy Marcin Kamiński tylko się przyglądał jak Igor Tarasovs wygrywa siłowy pojedynek z Łukaszem Trałką i niezbyt mocnym uderzeniem głową posyła piłkę do siatki. Jagiellonia na tego gola zasłużyła.
Gorzej, że w 40. minucie zdobyła drugą bramkę z rzutu karnego, którego być nie powinno. Burliga wbiegł w pole karne, obok siebie miał Linettego. Nowy gracz Jagiellonii upadł, a sędzia Mariusz Złotek zaskoczył chyba wszystkich, dyktując jedenastkę. Sędzia z Podkarpacia rzadko odgwizduje rzuty karne - w 17. meczu w tym sezonie zdarzyło mu się to dopiero po raz czwarty. Co ciekawe, drugi raz po zagraniu na Burlidze (poprzednio w meczu Wisły, którą reprezentował Burliga z... Jagiellonią). To był poważny błąd arbitra.
Lech Poznań - Jagiellonia Białystok 0-2. Galeria
W drugiej połowie gości z Białegostoku miał straszyć debiutant Kamil Jóźwiak. 17-letni skrzydłowy pokazał się z niezłej strony, błysnął kilkoma dryblingami i bardzo długo były to jedyne pozytywne elementy w tej części gry. Lech szarpał, wciąż niemal zamykał Jagiellonię na jej połowie, ale nie przekładało się to na jakiekolwiek sytuacje bramkowe. Goście już nawet nie próbowali atakować, skupili się na rozbijaniu ataków Lecha 30-40 metrów przed swoją bramką. Góralski z Rafałem Grzybem byli w tym tak perfekcyjni, że pewnie ich twarze będą się śniły lechitom jeszcze przez kilka nocy. Poznaniacy nie mogli nic zrobić, skoro aż do 90. minuty nie potrafili oddać celnego strzału.
W drugiej połowie z rzutu wolnego niecelnie uderzał Dariusz Dudka, strzał Dawida Kownackiego został zablokowany, mylił się też Szymon Pawłowski. Dopiero rezerwowy Darko Jevtić trochę poważniej zagroził Barłomiejowi Drągowskiemu. Lech mógł mieć swoje szanse po stałych fragmentach, licznych rzutach rożnych i wolnych, ale przeważnie bardzo słabo wykonywał je Linetty. Drągowski bez problemu niemal wszystkie piłki wyłapywał. Jagiellonia bardzo konsekwentnie się broniła - jej piłkarze starali się grać blisko siebie, często sobie pomagali. Największym wygranym tego meczu będzie zapewne Jacek Góralski - prawdziwe "Serce" Jagi, obecny w każdym miejscu na boisku.
Po tym zwycięstwie Jagiellonia zrównała się punktami z Lechem.
Jan Urban, trener Lecha:
- Mecz z Jagiellonią nie wyglądał tak, jakbyśmy się spodziewali, bo nie myśleliśmy, że będziemy przegrywać. Wiedzieliśmy, ze Jagiellonia gra bardzo dobrze kontratakiem, że bardzo wybiegany, agresywny. Nie ustrzegliśmy się błędu, gdy Cernych znalazł się sam przed Buriciem, ale później nie mieliśmy po prostu prawa stracić takiej bramki. To nasz błąd. Wiem też, że wszyscy się mylą, ale takiego karnego sędzia na ma prawa się zagwizdać. Wiedzieliśmy wtedy, że będzie bardzo trudno coś zrobić.
- Nie mogę powiedzieć, ze ktoś zawiódł i zagrał poniżej możliwości, do końca staraliśmy sie strzelić bramkę kontraktową. Fakt faktem, że nie wytworzyliśmy sobie klarownych sytuacji, by teraz żałować jakiejś niewykorzystanej okazji. Natrafiliśmy na takiego rywala, który potrafi grać bardzo dobrze, gdy ma pozytywny wynik. Nie byliśmy w stanie strzelić bramki kontaktowej.
- Po meczu w Bielsku-Białej wielu było do zmiany, ja zdecydowałem się na te dwie w defensywie. Mamy ośmiu obrońców o zbliżonych umiejętnościach, każdy może wystąpić. To że Kędziora i Paulus byli poza kadrą, nie znaczy, że wskazujemy ich jako winnych. Mamy taką kadrę, że w każdym spotkaniu dwóch będzie na trybunach i to o takich nazwiskach, które mogą zaskakiwać.
- Już do końca sezonu musimy grac tą kadrą, którą mamy do dyspozycji. Mamy tylko jednego napastnika, muszę też go oszczędzać. Dziś kończył mecz w ataku Pawłowski i to jedna z alternatyw, jaką mamy.
Michał Probierz, trener Jagiellonii:
- Najważniejsze było to, jak zespół zareagował przed meczem, bo pamiętaliśmy, co było przed spotkaniem z Legią. To się udało, gratuluję zawodnikom, że wyciągnęli wnioski. Czasem lepiej jest przegrać taki mecz na Legii. Pokazaliśmy, że jesteśmy silni, zawodnicy sami to wiedzieli, a dzisiaj jeszcze potwierdzili. Janek uczulał, że Jagiellonia potrafi grać z kontrataku i w pierwszej połowie te kontry nam wychodziły. Szybko zdobyliśmy gola po stałym fragmencie, nie graliśmy pięknie, ale konsekwentnie. Mieliśmy sytuacje i gratuluję zespołowi, że wyszli na boisko, że tak mądrze zagrali. Teraz dalej walczymy o to, by załapać się do ósemki.
- Obrona zagrała dobrze, a ja nie jestem tym zdziwiony, bo Madera, Tarasovs i Tomasik grali regularnie w sparingach, a doszedł tylko Burliga. Za to kontuzje skomplikowały nam trochę sytuację w ofensywie. Dlaczego cofnęliśmy się po strzelonej bramce? Tak się dzieje na całym świecie. Trudno zresztą mierzyć nasz potencjał z Lechem Poznań, który kupuje piłkarzy z całego świata. U nas Góralski rok temu grał w pierwszej lidze, Cernych bronił się przed spadkiem, a Frankowskiego wyrwaliśmy z Lechii. Na wojnie też można się rzucić z szabelkami i zginąć. Chwała więc chłopakom, że tak zagrali.
Andrzej Grupa, Poznań
Lech Poznań - Jagiellonia Białystok 0-2 (0-2)
Bramki: 0-1 Tarasovs 26., 0-2 Tomasik 40. z karnego.
Lech: Burić - Ceesay (46. Jóźwiak), Kamiński, Dudka, Kadar ŻK - Sisi, Tetteh, Trałka (73. Jevtić), Linetty ŻK, Pawłowski - Kownacki (78. Lovrencsics).
Jagiellonia: Drągowski ŻK - Burliga ŻK, Madera, Tarasovs ŻK, Tomasik - Frankowski (79. Alvarinho), Grzyb, Góralski, Vassiljev (90. +2 Szymonowicz), Cernych - Grzelczak (68. Świderski ŻK).
Sędziował Mariusz Złotek (Stalowa Wola). Widzów: 14 366.