Partner merytoryczny: Eleven Sports

Lech Poznań. Andrzej Juskowiak: Prezes Lecha daje piłkarzom alibi

"Jeśli nie awansujemy do Ligi Mistrzów, tragedii nie będzie" - mówi prezes Lecha Poznań Karol Klimczak. - Takie deklaracje to błąd, bo piłkarze mają w ten sposób alibi. Nawet jeśli nie awansują do fazy grupowej, pomyślą, że nic się nie stało - mówi w rozmowie z Interią były reprezentant Polski Andrzej Juskowiak.

Ekstraklasa: sprawdź terminarz na nowy sezon - kliknij tutaj!

Interia: Lech Poznań po pięciu latach odzyskał "majstra". Niespodzianka?

Andrzej Juskowiak: - Mistrzostwo Polski dla Lecha nie było dla mnie zaskoczeniem. Po tym jak "Kolejorz" wygrał z Legią w Warszawie, kolejne cztery spotkania rozgrywał na swoim stadionie, a mecze na Bułgarskiej to największa siła poznaniaków. Ich wysoka i stabilna forma na finiszu Ekstraklasy zadecydowała.

Kibice Lecha marzą o Lidze Mistrzów, ale prezes Karol Klimczak tonuje nastroje. "Jeśli nie awansujemy do fazy grupowej, tragedii nie będzie" - zapowiada. Jak pan ocenia takie deklaracje?

- Słowa prezesa Klimczaka odbieram jako alibi. Szukanie usprawiedliwień zanim w ogóle zacznie się grę w europejskich rozgrywkach to błąd. Piłkarze, czytając takie wypowiedzi szefów klubu, mogą pomyśleć, że nawet jeśli przegrają, to i tak nic się nie stanie. Pewnie, że patrząc realnie, faza grupowa Ligi Mistrzów to w tym momencie ogromne wyzwanie dla każdego polskiego klubu, ale gra jest warta świeczki.

Można odnieść wrażenie, że w Poznaniu nie chcą głębiej sięgnąć do kieszeni. Słusznie?

- Działacze Lecha są oszczędni w deklaracje, a każdą złotówkę oglądają dwa razy i nie chcą nagle inwestować w drużynę więcej niż w poprzednich latach. Tymczasem, aby wejść do Ligi Mistrzów trzeba dużych pieniędzy. W składzie nie może być słabych punktów, bo rywal w decydującej fazie eliminacji będzie potrafił je wykorzystać.

Szefowie Lecha wielkich transferów jednak nie planują. Nie chcą rozbudzać oczekiwań kibiców?

- Zamiast obawiać się porażki w walce o Ligę Mistrzów, warto stawiać sobie ambitne cele. Spójrzmy na to, jakie korzyści "Kolejorz" mógłby odnieść z gry w tych rozgrywkach - kwalifikacja pozwoliłaby Lechowi odjechać innym polskim klubom o kilka długości na płaszczyźnie finansowej.

- Przed "Kolejorzem" otworzyłyby się także nowe możliwości na rynku transferowym. Zagranicą gra wielu dobrych zawodników, którzy mają problem z tym, by przebić się w swoich klubach, ale mają dużo jakości i w polskich zespołach spokojnie mogliby być gwiazdami.

Porozmawiajmy o Legii. Co zadecydowało o jej porażce w wyścigu o tytuł?

- Legia była nieobliczalna, ale w negatywnym znaczeniu tego słowa. Było raczej pewne, że oni nie wygrają wszystkich swoich meczów w fazie mistrzowskiej i jakieś potknięcia im się przytrafią. Porażka w walce o mistrzostwo jest dla Legii tym bardziej bolesna, że tytuł straciła w zasadzie na swoim stadionie i to w walce z największym rywalem.

Po bardzo dobrej jesieni w Lidze Europejskiej, nic nie zapowiadało, że na mecie sezonu stołeczny zespół będzie oglądał plecy Lecha.

- Słaba wiosna Legii była dużym rozczarowaniem. Trener Berg po każdej porażce szukał innego wytłumaczenia. To przeciwnicy nie tak jak trzeba ustalali skład, to znów kalendarz był ułożony na złość jego drużynie. Za dużo było tych wymówek i mam wrażenie, że piłkarzom w pewnym momencie udzieliły się te usprawiedliwienia i tok myślenia typu: "przegraliśmy tylko jeden mecz, ale nie przegraliśmy mistrzostwa Polski". No i w końcu także to mistrzostwo przegrali.

- Małym pocieszeniem jest to, że Legia jakiś tytuł zdobyła, bo Puchar Polski to też cenne trofeum, ale jestem przekonany, że ten zespół na wiosnę mógł zdziałać znacznie więcej. Stołeczna drużyna miała lepszą pozycję wyjściową, po jesieni była podbudowana dobrymi meczami pucharowymi, a jednak nie potrafiła zdobyć mistrzostwa.

Właściciele klubu nie ukrywają, że w lecie dojdzie do sporych zmian w składzie. W których formacjach Legia najbardziej potrzebuje wzmocnień?

- Gołym okiem widać, że po odejściu Radovicia bardzo ucierpiała jakość gry ofensywnej Legii. W lecie ta drużyna potrzebuje zawodników, którzy będą potrafili zrobić różnicę w przednich formacjach. W kluczowych momentach zabrakło jakości szczególnie w drugiej linii. Jeśli chce się występować z sukcesami w pucharach, trzeba mieć do dyspozycji piłkarzy wysokiej klasy. Siła uderzeniowa nie może opierać się na jednym czy dwóch zawodnikach. Optymalnie jest, kiedy drużyna dysponuje kilkoma zawodnikami, którzy potrafią strzelić bramkę. W rundzie wiosennej ostatniego sezonu Legii tego zabrakło.

Piłkarzem sezonu został wybrany Kamil Wilczek. Zgadza się pan z tym werdyktem?

- Mało było w Ekstraklasie zawodników, którzy przez cały sezon prezentowali równą wysoką formę, ale Wilczek był na tym tle pozytywnym wyjątkiem. Napastnik Piasta prezentował dobrą dyspozycję, a grał przecież w nienajlepszym zespole. Był otoczony przez słabszych partnerów, a jednak potrafił ciągnąć grę swojego zespołu przez całe rozgrywki.

- Swojego bohatera miała także faza mistrzowska sezonu. Karol Linetty z Lecha był prawdziwą podporą zespołu z Poznania, decydował o obliczu tej drużyny w kluczowych meczach. Strzelił dwie ważne bramki w meczach z Legią i Pogonią. Jeśli bralibyśmy pod uwagę tylko mecze w fazie finałowej, to Linetty byłby moim typem na najlepszego zawodnika Ekstraklasy. Ale pomocnik Lecha w fazie zasadniczej sezonu zmagał się z kontuzjami, potem miał wahania formy. Dlatego sądzę, że w przekroju całego sezonu lepiej prezentował się Wilczek.

Rozmawiał Bartosz Barnaś

INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem