Lech ma problem ze zdobywaniem bramek. "Coś kosztem czegoś"
Tak trener Lecha Poznań Dariusz Żuraw wyjaśniał pewien widoczny problem poznańskiej drużyny ze strzelaniem bramek w tym roku. - Coś kosztem czegoś - mówił po bezbramkowo zremisowanym meczu z Piastem Gliwice. To znaczy, dobra defensywa kosztem ofensywy.
Problemy Kolejorza w ataku nie wzięły się znikąd. Czołowy napastnik zespołu Mikael Ishak rozegrał w 2021 roku zaledwie dwa mecze, obydwa zresztą bezbramkowe - z Zagłębiem Lubin na początku lutego i po miesięcznej przerwie teraz, z Piastem Gliwice. Przerwę spowodowała paprząca się kontuzja, w ramach której Szwed asyryjskiego pochodzenia już miał wrócić na boisko, ale wciąż nie był w pełni gotowy.
Ten miesiąc przerwy odbił się fatalnie i na nim, i na zespole. Owszem, Lech pozyskał Arona Johannssona - Amerykanina islandzkiego pochodzenia o znakomitym CV z występem na mundialu włącznie, ale on jednak nie wypełnił całkowicie luki w ataku. Strzelił istotne dwa gole w meczach ze Śląskiem Wrocław i Wartą Poznań, ale problemu nie rozwiązał. A wychowanek Filip Szymczak, mimo obiecujących początków, ewidentnie nie jest w stanie jeszcze wziąć na swoje braki pozycji lidera ataku.
Gdzie są bramki dla Lecha Poznań?
Od początku roku Kolejorz strzelił bowiem tylko sześć goli w dziewięciu meczach, co daje mu bardzo słabą i niegodną zespołu z wysokimi aspiracjami średnią 0,67 bramki na mecz, z czego na swoim stadionie w ostatnich siedmiu meczach trafił tylko raz. Niebywałe! Tylko Warcie Poznań w Grodzisku Wlkp. lechici strzelili dwa gole - jak pamiętamy, jesienią zwłaszcza w europejskich pucharach nie był to dla Poznańskiej Lokomotywy jakiś specjalny wyczyn.
Problem zatem jest, a trener Dariusz Żuraw wyjaśnia go kontuzjami - długo uskarżał się na nie Mikael Ishak, teraz on wrócił, ale wypadł Aron Johannsson. Przez to poznański szkoleniowiec nie ma specjalnie szans na wypróbowanie gry dwoma napastnikami, co swego czasu nawet zapowiadał. - Gdy będę miał zdrowego i Ishaka, i Johannssona, wtedy pogadamy - wyjaśnia. Rzecz jasna, wystawianie dwóch napastników nie oznacza bynajmniej automatycznie bardziej ofensywnej gry, ale na pewno dałoby Lechowi szersze spektrum możliwych rozwiązań. Teraz jest on dość przewidywalny. bardziej niż jesienią zeszłego roku.
Lech Poznań poprawił defensywę
Trener Żuraw dość wyraźnie po meczu z Piastem dał do zrozumienia, że nie jest w stanie nareperować w Kolejorzu wszystkiego na raz. - Coś kosztem czegoś - powiedział nawet, co znaczy, że poznaniakom udało się poprawić grę w defensywie, z którą mieli wielki problem. Sprowadzenie Bartosza Salamona i Antonio Milicia mocno na to wpłynęło - obaj spisują się dotąd bardzo dobrze. Zwłaszcza Chorwat rozwiał wątpliwości, że może być do niczego. Dzięki temu Lech może jakoś poradzić sobie z ustawicznym brakiem Lubomira Satki (kontuzje) oraz efemeryczną i niepewną grą Thomasa Rogne. Sięganie po Tomasza Dejewskiego jako ostatnie koło ratunku jest już rzadsze.
Obrona z Mickey van der Hartem strzeże Lecha, który w tym roku stracił tylko pięć goli, a zatem tyle, ile rywali nastrzelali mu w zaledwie trzy dni koszmarnego grudnia zeszłego roku. Tu jest teraz bardzo dobrze, ale ofensywa kuleje i sam szkoleniowiec to przyznał. Teraz ją musi odbudować, doprowadzić błyskawicznie do odzyskania formy przez Mikaela Ishaka, powrotu Arona Johannssona i do tego wpuszczać regularnie Filipa Szymczaka. Bez strzelania goli Lech nie zdoła dogonić ekip na miejscach premiowanych grą w europejskich pucharach. Teraz traci do trzeciej pozycji siedem punktów.