Lech - Legia 1-2. Kasper Hamalainen pogrążył "Kolejorza". Kibice nie mieli litości
- To dla mnie specjalny gol, zapamiętam go na zawsze – mówił po spotkaniu z Lechem w Poznaniu Kasper Hamalainen, napastnik Legii Warszawa. To jego trafienie dało mistrzom Polski rzutem na taśmę wygraną 2-1.
"Niesamowite uczucie", "specjalny gol" - takich sformułowań używał Kasper Hamalainen w pomeczowych wywiadach. Fin został bohaterem meczu z Lechem już po raz drugi z rzędu, bo przecież jesienią też trafił w doliczonym czasie gry. Wtedy jego bramka na 2-1 padła ze spalonego, teraz wątpliwości nie było już w ogóle.
Hamalainen sam rozpoczął decydującą akcję, uciekł i nie dał się sfaulować Radosławowi Majewskiemu. W tempo zagrał też do Adama Hlouszka, który z piłką przebiegł kilkadziesiąt metrów. Fin też ruszył w pole karne, a w nim skoczył do piłki wyżej niż Wołodymyr Kostewycz i pokonał Matusza Putnocky’ego. Jakby nie patrzeć, dla kibiców Lecha to podwójne upokorzenie, bo Hamalainen jest na trybunach wrogiem numer 1.
W Poznaniu fani "Kolejorza" nigdy mu nie zapomną, że opuścił klub z Wielkopolski, bo chciał spróbować sił w innej lidze. A już po tygodniu wylądował w Legii. Stąd gwizdy, buczenie i okrzyki "Judasz". - Starałem się zaczerpnąć trochę sił z tego, jak mnie tu traktują od zmiany klubu. Nie biorę tego jednak do siebie, wiem, jak to się dzieje w piłce nożnej i wśród kibiców - mówił po spotkaniu Hamalainen. - Tak, mam tu trochę znajomych, spędziłem w Poznaniu trzy dobre lata, nie mam żadnych osobistych problemów. Kibicom Lecha też niczego nie chcę udowadniać, choć wygląda na to, że najlepsze mecze wychodzą mi właśnie przeciwko ich klubowi. To tylko piłka, znów miałem trochę szczęścia - dodał napastnik Legii.
Mimo ważnego gola, Hamalainen nie może być choćby odrobinę spokojniejszy o swoją pozycję w drużynie. Wiosną jest głównie rezerwowym, czasem nie wychodzi w ogóle na murawę. Jego postawa to trochę sinusoida, przy czym częściej Fin jest krytykowany niż chwalony. - Trudno poczuć i złapać formę meczową, jak się gra niewiele. Próbuję robić to, co powinienem i staram się jak najbardziej pomóc drużynie. Dzisiaj pomogłem i mam nadzieję, że dostanę więcej czasu w przyszłości. A trenera o to prosić nie będę, bo tak to nie działa. Czasem nie dostajesz szansy, a jak ją dostaniesz, to musisz dać co najlepsze - powiedział Hamalainen.
- Grałem w tym meczu tylko przez chwilę, ale w sumie mogę powiedzieć, że więcej było siłowej gry niż technicznej. Oba zespoły koncentrowały się bardziej na walce i tych drugich piłkach. To nie była tym razem "joga bonito", ale wiele starć. Najważniejsze, że osiągnęliśmy cel, który sobie zaplanowaliśmy. A takie zwycięstwa smakują najlepiej, z późno zdobytym golem przeciwko rywalowi, który też walczy o mistrzostwo. Wracamy usatysfakcjonowani i to zwycięstwo na pewno doda nam energii w decydującej rozgrywce - zakończył piłkarz Legii.