Partner merytoryczny: Eleven Sports

Kotorowski pozdrawiał kibiców, Trałka się tłumaczył

Gdy tuż po spotkaniu Lecha z Ruchem Chorzów kończący karierę bramkarz Krzysztof Kotorowski robił rundę honorową wokół boiska, przed kibicami z "Kotła" tłumaczył się kapitan drużyny Łukasz Trałka. - Szkoda, że tak kończę, w tak mieszanej aurze. Ja się czułem wyśmienicie, ale Łukasz musiał iść się tłumaczyć - mówił Kotorowski.

Krzysztof Kotorowski
Krzysztof Kotorowski/Jakub Kaczmarczyk/PAP
Krzysztof Kotorowski - po ostatnim meczu/Andrzej Grupa/INTERIA.TV

Zwycięstwo 3-0 w ostatnim pojedynku z Ruchem Chorzów niczego nie zmieniło - "Kolejorz" ma za sobą bardzo nieudany sezon. Jak bardzo wszystko stanęło na głowie, widać było po zakończeniu meczu. Prawie 40-letni Kotorowski, kończący właśnie karierę, robił rundkę honorową wokół boiska z małym synkiem na rękach, a kibice z "Kotła" domagali się, by stanął przed nimi kapitan zespołu Łukasz Trałka. Ten wyszedł z szatni, wziął mikrofon i tłumaczył swoją postawę, jako negatywnego bohatera niedawnej tzw. afery autokarowej, ale i zespołu. - Ta końcówka sezonu była bardzo zwariowana. Wiemy, że daliśmy plamę, albo - brzydko mówiąc - d... Nie tak wyobrażaliśmy sobie sezon po mistrzostwie, pragnęliśmy być minimum w trójce i przywieźć do Poznania Puchar Polski. To się nie udało. Szkoda, że tak kończę, bo ja byłem przejęty i grało mi się wyśmienicie, ale Łukasz musiał iść się tłumaczyć. Może to nie zepsuło mojego pożegnania, ale część widowni była jednak skierowana w tamtą stronę - przyznaje doświadczony bramkarz.

Kibiców dziwiło to, że Kotorowski nie zaczął meczu w wyjściowym składzie, a pojawił się na boisku dopiero w 78. minucie. Trener Jan Urban tłumaczył później, że to piłkarz podjął taką decyzję. - Nie było to efektem strachu, broń boże, bo zawsze przecież garnąłem się do grania. Przyczyny naturalne - wiedziałem, że będę żegnany przed spotkaniem, moje akcje zostaną pokazane na telebimie, mam coś powiedzieć, kopnąć kilka piłek na trybuny. To oznaczało wielkie emocje, a nie chciałem wszystkiego robić na wariata, szybko wracać do szatni i przebierać się. W mojej głowie działo się bardzo wiele, nawet nie powiedziałem tego wszystkiego, co chciałem powiedzieć. Myślę, że dobrze postąpiłem i to wszystko wymyśliłem, bo choć fajnie by było wyjść z tego tunelu z resztą drużyny, to przynajmniej miałem czas na uspokojenie myśli.

W swojej karierze piłkarz rozegrał w Lechu 234 oficjalne spotkania. - Najlepiej pamiętam mecze z Juventusem, w tym ten w niesamowitej zimowej aurze, który dał nam awans do fazy pucharowej. Pamiętam megaważne karne z Interem Baku czy dogrywkę z Austrią Wiedeń, gdy "Muraś" strzelił gola na wagę fazy grupowej. A gol, którego wpuściłem? Leżą mi w głowie ta karne z finału Pucharu Polski w Bydgoszczy i ostatni strzał Wawrzyniaka. Wiedziałem, że on strzeli w tę właśnie stronę, może mogłem się szybciej rzucić? To była ostatnia seria, gdybym odbił piłkę, mielibyśmy dodatkowe strzały - wspominał Kotorowski.

Wraz z jego odejściem kończy się pewien etap w Lechu Poznań. Po pierwsze - był to ostatni zawodnik w szatni drużyny, który pamiętał WKP Lech sprzed transformacji i inwestycji holdingu Amica Wronki. Po drugie - to o Kotorowskim, podobnie jak o Piotrze Reissie czy Ivanie Djurdjeviciu mówiło się, że są "prawdziwymi lechitami w szatni". - Lechitami w szatni są wszyscy, którzy się tam znajdują, ale kto się czuje lechitą, trzeba ich zapytać. Koszulkę może założyć każdy, ale samo uczucie to coś innego. Myślę, że w tej szatni jest kilku piłkarzy, którzy by oddali serce za klub - twierdzi Kotorowski.

Sam od ponad 12 lat reprezentował ten klub, choć latem 2009 roku mógł się przenieść do Arisu Saloniki. - Miałem propozycję, byłem bliski wyjazdu. Walizki stały w drzwiach, wszystkie techniczne sprawy dotyczące życia w Poznaniu i Grecji już załatwiłem, ale ponieważ tam liga zaczyna się później, pojechałem jeszcze na urlop. Na plaży dostałem telefon z Lecha z zapytaniem, czy może bym jednak nie chciał wrócić do rozmów. Kocham ten klub, ale jeżeli ktoś mnie w nim nie widział, to nie chciałem się pchać na siłę. Wtedy czułem wrażenie, że nie jestem potrzebny. Ten jeden telefon wszystko zmienił, a kilka miesięcy później cieszyłem się z mistrzowskiego tytułu - zdradził piłkarz. - Jestem z Poznania, byłem megadumny, że mogę grać w Lechu. Moje marzenia spełniły się z nawiązką, bo rozegrałem ponad 230 spotkań, znalazłem się w drużynie 90-lecia klubu. Czego chłopak z Poznania może chcieć więcej? - pytał Kotorowski.

Andrzej Grupa

INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem