Partner merytoryczny: Eleven Sports

​Klub to przede wszystkim ludzie

Pieniądze dobrze jest mieć, ale ani szczęścia, ani sukcesu za pieniądze kupić się nie da. Przekonała się o tym nie jedna zamożna osoba, przekonały się o tym wielkie kluby tego świata. W Polsce, na przełamanie tej reguły, że w walce o tytuły i sukcesy liczą się tylko te najbogatsze drużyny, mocno pracuje Raków Częstochowa.

Tajna broń klubu Ekstraklasy? Nie zastanawiał się długo. Wideo/INTERIA.TV/INTERIA.TV

Bez dwóch zdań wygrana w dwumeczu z Rubinem Kazań to - z perspektywy polskiego kibica - największa sensacja tegorocznych eliminacji europejskich pucharów. Skazana na pożarcie drużyna, która nawet nie ma swojego stadionu, a jej budżet to nieco ponad 20 milionów złotych, pokonała ekipę z ogromnymi pieniędzmi i bogatym doświadczeniem gry w Lidze Mistrzów. I nie można napisać, że wygrana wicemistrzów Polski to tylko fart, że nastąpił jakiś niesamowity zbieg okoliczności. Raków walczył w tym dwumeczu jak równy z równym i potyczkę wygrał zasłużenie. Niesprawiedliwością byłoby, gdyby w ostatniej minucie dogrywki Rosjanie wykorzystali rzut karny, podarowany im przez sędziego meczu. Z prezentu na szczęście nie skorzystali.

Oglądając grę Rakowa i słuchając wypowiedzi piłkarzy, szefów klubu oraz trenera Marka Papszuna, ma się poczucie, że jest w tym klubie jakaś harmonia, jest bardzo dobra atmosfera i  tworzą ją rozsądni ludzie, którzy grają do jednej bramki. A powodów do narzekania mogliby w Częstochowie znaleźć sporo - że trzeba grać wszystkie mecze na wyjazdach, że z klubu odszedł najlepszy zawodnik (Kamil Piątkowski), że trzeba grać mecze co trzy dni. Kiedy przez kraj przewijała się dyskusja i lament, aby przełożyć mecz Legii z Zagłębiem Lubin, w Częstochowie postanowiono, że odpoczynek owszem się przyda, ale ewentualnie dopiero przed kolejną rundą.

Piłkarska Katedra "Dziekana" w każdy piątek/Interia.pl/materiały prasowe

Raków Częstochowa. Marek Papszun ma otwarty, analityczny umysł

W Częstochowie jest atmosfera ciężkiej pracy, ale nie ma wokół niej medialnego szumu, PR-owej otoczki. Jest wymagający trener i sztab szkoleniowy, którzy wyciskają z tej drużyny więcej niż maksimum możliwości. To ewenement, że w meczach częściej widać jak piłkarze przekraczają bariery, niż słychać szumne zapowiedzi, że dadzą z siebie 100 procent. A mówimy o składzie, w którym na próżno szukać gwiazd. Nie jest to miejsce, do którego regularnie jeździ selekcjoner reprezentacji Polski, żeby przebierać w piłkarzach, jak ulęgałkach. Nie jest to też miejsce oblegane przez zagranicznych skautów. Umówmy się, potencjał jest dość skromny. Ale to jest esencja pracy trenera - wycisnąć z piłkarzy więcej, niż oni sami się spodziewają, że mogą dać drużynie.

Był moment, kiedy zastanawiałem się, czy Raków będzie w stanie prezentować się w eliminacjach Ligi Konferencji tak, jak robi to na krajowych boiskach. Czy trener bez żadnego doświadczenia na europejskiej scenie nie przestraszy się większej sceny i nie nakaże swoim piłkarzom grać w sposób, w który nie potrafią - wycofać się na własną połowę i czyhać na kontrę, na błąd rywala. Podopieczni Marka Papszuna zyskiwali już przydomek Raków 00 Częstochowa. Pocieszające i optymistyczne było to, że te remisy nie wynikały z defensywnego ustawienia zespołu, z autokaru postawionego w polu karnym. Nie, brakowało czasem szczęścia, trochę umiejętności, ale Raków cały czas grał swoje - agresywnie, na dużej intensywności, zajadle i przede wszystkim do przodu. Widać, że Marek Papszun ma otwarty, analityczny umysł, szybko wyciąga wnioski i wprowadza korekty, dokręca śrubki. Ale jest wierny swojej filozofii. Odwaga i konsekwencja to nie są zbyt powszechne cechy ludzi pracujących w naszym futbolu. Tym bardziej Rakowowi i trenerowi Papszunowi należą się głębokie ukłony.

  

Raków Częstochowa/Artur Barbarowski/East News
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem